– To był lekarz z powołania. To nie frazes w tym przypadku. Doktor Solecki był człowiekiem z ogromną empatią, uważnością na pacjenta, na drugiego człowieka. Jest nie do zastąpienia – mówi pacjentka Edyta Kruk.
Do tragedii doszło 29 kwietnia rano w Szpitalu Uniwersyteckim. Atak nastąpił nagle i bez żadnego ostrzeżenia. Lekarz Tomasz Solecki, ortopeda, który od wielu lat pracował w szpitalu i był cenionym specjalistą, zginął w miejscu, które powinno być przestrzenią ratowania życia. Motywem działania napastnika była frustracja, związana z przebiegiem leczenia. Choć jego sprawa była zgłoszona do Rzecznika Praw Pacjenta, nie stwierdzono uchybień ze strony lekarza.
Jedną z pacjentek Tomasza Soleckiego była Edyta Kruk, krakowianka, która zgodziła się opowiedzieć nam swoją historię. Lekarza poznała ponad 15 lat temu, po paru latach prywatnych wizyt u innych ortopedów. – Miałam problem z drętwieniem palców, bóle ręki w nocy, które nie dawały spać. Leczenie kończyło się na maściach przeciwbólowych, rehabilitacji i rekomendacji, aby udać się na rentę. Jeden z lekarzy, który specjalizował się w kolanach, polecił mi młodego, zdolnego ortopedę – wspomina.
Zrezygnowana poszła na wizytę: tym razem w ramach Narodowego Fundusz Zdrowia. Nie spodziewała się niczego nowego. Tymczasem: – Na wizycie pierwszy raz ktoś dotknął mi rąk, sprawdził ruchomość, zlecił prześwietlenie, później USG. Badania wykazały zmiany w nadgarstku. Padła diagnoza: cieśń. Potwierdziło ją badanie przewodzenia nerwów w szpitalu. Wynik miałam pokazać bez umawiania się (poczekać po prostu na koniec zmiany w poradni) – dodaje Kruk. Lekarz przeanalizował wyniki i powiedział, że jeszcze tak złych nie widział. Stwierdził, że pacjentka ma się rejestrować na operację.
– Nie zdążyłam dotrzeć na Kopernika, bo po dwóch dniach doktor Solecki zadzwonił i powiedział, że jutro mam być w szpitalu na badaniach i robimy operację. Na moją wymówkę, że mam małe dzieci, a w pracy muszę pozałatwiać zastępstwa, powiedział mi, że jak chce mieć sprawną rękę, to nie ma na co czekać, a reszta się poukłada. To była długa rozmowa, w której tłumaczył mi wszystko i rozwiał wątpliwości co do operacji w błyskawicznym tempie – dodaje.
Ból minął
Po zdjęciu szwów Edyta Kruk w końcu nie czuła bólu. Ręce znów mogły wykonywać precyzyjną pracę: no i w końcu utrzymać łyżkę. – Dziś pozostały mi blizny, które są niezauważalne. Jakiś czas nie zgłaszałam się na wizytę na operację drugiej ręki. Pewnego niedzielnego popołudnia zadzwonił doktor Solecki i przypomniał mi, że nie mam czekać, aż nie ruszę palcami, i zaprasza na wizytę. Rozmowy zawsze były z uśmiechem, zrozumieniem, nigdy zbywające. Od tamtej pory był naszym ortopedą rodzinnym. I polecałam go innym osobom. Zawsze zwrotna informacja była taka, że to niezwykły lekarz. Można było iść z bolącym kolanem, ale jak zauważył problem z łokciem czy dłońmi, zaraz zabierał się za diagnozę i pomoc – opowiada dla LoveKraków.pl Kruk.
Wspomina, że do Tomasza Soleckiego trafiła w momencie, gdy nie ruszała już palcami lewej ręki. Doszło do poważnego zaniku mięśni. Dziś dalej pracuje w zawodzie. Jest kosmetyczką. – To był lekarz z powołania. To nie frazes w tym przypadku. Doktor Solecki był człowiekiem z ogromną empatią, uważnością na pacjenta, na drugiego człowieka. Jest nie do zastąpienia – dodaje Edyta Kruk.
– Można było porozmawiać z nim o wszystkim. Z moją mamą dzielił pasję do ogrodu i na wizytach oprócz przypominania o lekach pytał, czy już sadziła jakieś sezonowe rośliny. Ja nigdy nie byłam u niego na prywatnej wizycie, a w gabinecie w szpitalu (pomimo tłumów w poczekalni) byłam lepiej traktowana niż na wcześniejszych wizytach prywatnych i myślę, że wiele jego pacjentów też ma takie poczucie. Seniorka, którą wysłałam do niego z problemami ze stopami, wróciła do mnie na rowerze i powiedziała: młody człowiek, a nie brzydził się moich starych nóg – wspomina nasza rozmówczyni. W maju syn Edyty Kruk miał być u Tomasza Soleckiego na wizycie. – Ciężko będzie zaufać nowemu lekarzowi, bo pan Tomasz podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. Dla świata medycyny to ogromna strata, a dla rodziny, przyjaciół, wręcz niewyobrażalna. Mogę wyrazić tylko swoje z głębi serca płynące kondolencje i łączyć się w bólu.