– Obecnie coraz częściej wracają do nas inspiracje dawnymi wierzeniami, mitami, baśniami. Z jakiegoś powodu, te wszystkie czarownice czy zjawy przypominają nam o czymś o czym chcemy zapomnieć, a chyba nie powinniśmy – mówi Marta Kudelska, kuratorka, krytyczka, specjalistka ds. edukacji w Muzeum Fotografii w Krakowie.
Natalia Grygny, LoveKraków.pl: W epoce romantyzmu, czasie społecznych kryzysów i przemian społecznych, duchy, wiedźmy „wypadły z szafy”. Mamy XXI wiek, technologia cały czas idzie do przodu. Jest jeszcze miejsce na taki „zryw wyobraźni”?
Marta Kudelska: Moim zdaniem jak najbardziej tak. Żyjemy w epoce pełnej kryzysów, począwszy od ekologicznego, przez kryzys autorytetów i instytucji, po gospodarczy. W takich momentach nagle okazuje się, że racjonalne zasady mające nam zapewnić ład i spokój, doprowadzają nas do katastrofy. I właśnie takie momenty sprzyjają tym wielkim zrywom wyobraźni. Wydaje mi się, że w obecnym czasie szukamy też trochę innego języka mówienia o rzeczywistości i sięgamy do takich trochę irracjonalnych, intuicyjnych sposobów opisywania, mówienia o tym, co nas czeka i co się obecnie dzieje.
Czyli twoim zdaniem nie jest to relikt przeszłości, a po prostu próba zdefiniowania na nowo naszej rzeczywistości.
Tak. Myślę, że nigdy do końca nie wyzbyliśmy się myślenia romantycznego. Dla mnie romantyzm jest nie tylko bardzo ciekawą epoką, ale także sposobem myślenia, postawą, która obok takich zjawisk jak Wielka Awangarda również definiuje naszą współczesną sztukę i rzeczywistość, w której się poruszamy. A robi to poprzez przeniesienie punktu ciężkości ze zbiorowości na jednostkę i dowartościowanie marzeń, fantazji, ale także sprzyja buntowi przeciwko starym zasadom, konwenansom i kanonom. Romantyzm o którym mówię to także paradygmat naukowy, o którym pisała prof. Maria Janion. Jej zdaniem postawy romantyczne nie skończyły się wcale w Polsce po 1989 roku, a jedynie zmieniły swoją formę. W opublikowanej w 1991 roku książce „Projekt krytyki fantazmatycznej” badaczka stwierdziła, że możliwe, że romantyzm zmienił swój sposób myślenia, odszedł od tej martyrologicznej, mesjanistycznej postawy. I może właśnie teraz, tu pozwolę sobie na cytat, „odkryjemy na nowo, na miarę naszej epoki, jego wielkość artystyczną, odnajdziemy jego filozofię egzystencji”. Mnie właśnie interesuje ta filozofia egzystencji, ale w odniesieniu do współczesnej sztuki i rzeczywistości.
Czyli stajemy się w pewnym sensie romantykami?
Tak, bo mamy dwa główne nurty tego romantyzmu. Jeden z nich jest narodowościowy, związany z narodową tożsamością, ruchami narodowo-wyzwoleńczymi, martyrologią, mesjanizmem. Z drugiej strony pojawia się ten ciemny romantyzm – romantyzm duchów, zjaw, treści nieprzepracowanych, które w pewnym momencie zaczynają wypadać z szafy. I mam wrażenie, że teraz znów te dwa nurty zaczynają dochodzić do głosu.
Przy tym ciemnym obliczu romantyzmu pozostańmy. Jakie duchy wypadały z szafy kiedyś, a jakie teraz?
Figura ducha czy widma to figura spraw nieprzepracowanych. Spraw ambiwalentnych, niejasnych i do końca nieokreślonych, wymykających się pewnym utartym schematom, interpretacjom i różnym sposobom mówienia o świecie. Znajdziemy tego przykłady chociażby w sztuce współczesnej i kulturze popularnej. W twórczości Jakuba Woynarowskiego pojawiają się nawiązania do alchemii, wiedzy tajemnej, ale także zjawisk z historii sztuki, które wymykają się przyjętym kanonom. Z kolei Agata Słowak czerpiąc z klasycznego malarstwa tworzy obrazy traktujące o kobiecości, jej sile i robi to w niezwykłej konwencji budzącej skojarzenia z powieścią gotycką, czy estetyką czarów i magii. Takie „romantyczne” motywy znajdziemy także w twórczości Pauliny Karpowicz, Łukasza Stokłosy, Martyny Borowieckiej, Wojtka Ireneusza Sobczyka, ale także w kinematografii, chociażby w „Córkach dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej. Mówiąc „romantyczne motywy” mam tu na myśli motywy związane z czarownicami czy zjawami, tym niesamowitym imaginarium związanym ze światem powieści gotyckich, ale także o inspiracjach dawnymi wierzeniami, mitami, baśniami, czy też odwoływaniem się do pewnej, charakterystycznej estetyki. Te wszystkie elementy coraz częściej do nas wracają. Z jakiegoś powodu, przypominają nam o czymś o czym chcemy zapomnieć, a chyba nie powinniśmy.
Bo tam gdzie nauka nie daje wyjaśnień, pojawiają się magiczne wizje?
Dobrym przykładem jest renesans figury czarownicy czy wiedźmy. Najbardziej było to widoczne na transparentach niesionych przez uczestniczki i uczestników protestów w ramach Strajku Kobiet. Niektóre z nich głosiły: „Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie udało wam się spalić”.
Jak zatem „współczesne czarownice” chcą nam pomóc przekazać pewne rzeczy?
Czarownica i wiedźma są figurami ambiwalentnymi, bo są osadzone w świecie ludzi, a z drugiej strony są symbolem dziwnej, nieokiełznanej siły. Zawsze były kojarzone z buntem przeciw przyjętym zasadom. Te dwie postaci mogą nam przypominać, że też mamy, jako kobiety moc sprawczą. Możemy o sobie decydować, możemy też mówić swoim głosem. Czasem ten głos widmowy, fantastyczny, osobisty i intuicyjny jest tak samo ważny jak język krytyczny. Tyle, że przemawia do nas w bardziej intuicyjny sposób i przypomina o naszych własnych, osobistych narracjach i naszej sile sprawczej. Myślę, że ta kategoria własnego głosu jest tu bardzo ważna. Co ciekawe, gdy sięgniemy do historii sufrażystek, okazuje się, że wiele z nich działało w środowiskach mediumicznych. Seans spirytystyczny powstawał w konwencji mieszczańskiej, w pięknym salonie i był przestrzenią dopuszczania do głosu „Innego”. Bardzo często to właśnie kobiety pełniły rolę medium i paradoksalnie ta ich kulturowa bierność pozwalała im na stanie się przekaźnikiem niezwykłych treści. W trakcie seansów wygłaszały manifesty dotyczące roli społecznej kobiet i ich praw. Zresztą seanse przyciągały od samego początku postaci nietuzinkowe. Helena Bławatska wyłamywała się ze wszelki schematów XIX-wiecznej damy. Natalia Jastrzębska, która napisała książkę poświęconą spirytyzmowi była też przewodniczącą Polskiego Stowarzyszenia Równouprawnienia Kobiet. I może to tylko dziwny zbieg okoliczności, ale rok 1848, który za sprawą sióstr Fox zapisał się jako początek historii spirytyzmu to także rok, który uznaje się za początek ruchów feministycznych za sprawą zjazdu w Seneca Fall w USA.
Powrót nadrealnych wątków do kultury to temat wykładu „O czym tym razem chcą nam opowiedzieć duchy, które wciąż napotykamy na swojej drodze?” organizowanego przez Muzeum Fotografii. Szczegółowe informacje o możliwości uczestnictwa dostępne tutaj.