Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Oprowadzanie krakowian i turystów. Jakie są różnice?
Ewa Polańska, przewodniczka: Każda z tych grup ma swoją specyfikę oprowadzania. Krakus zawsze czuje się pewniej, bo zna to miasto – jeśli mieszka tu od urodzenia. Bywał w tych najważniejszych punktach Krakowa, do których przyjeżdża obcy turysta. Obcy chce zobaczyć standard – Wzgórze Wawelskie z Katedrą, Stare Miasto, Bazylikę Mariacką, Sukiennice, Rynek Główny. Od kilkunastu lat turyści docierają również do żydowskiej części Kazimierza. Odkrywa się dla nich nowa część miasta i taka tendencja do poznawania dzielnic. To obserwujemy zwłaszcza w Nowej Hucie.
Z pani perspektywy jako przewodniczki: turyści chcą już czegoś więcej niż Wawel czy Rynek Główny?
Wielu turystów „uderza” do takich nieznanych im wcześniej miejsc, żeby zobaczyć coś nowego. Nowa Huta to komunizm, okres powojenny, Kombinat, socjalistyczne miasto, miasto bez Boga, Arka Pana jako pierwszy kościół budowany za zgodą władz komunistycznych. To ludzi przyciąga jak magnes – nie tylko krajowych, ale i zagranicznych. Wydaje mi się, że mieszkańcy nie znają do końca historii, różnych „smaczków” związanych z tymi mniej znanymi miejscami. Jednak w kontekście historii Krakowa czy Polski potrafią coś o nich opowiedzieć. Dla nich bardziej nieznajome są miejsca, w których żyją i mieszkają. Jeśli ktoś mieszka w centrum, to nie ma problemu. Ale już mieszkańcy Grzegórzek, Prądnika Czerwonego czy Prądnika Białego nie zawsze mają świadomości dawnej historii tego miejsca.
Ale w ostatnich latach chyba chętnie z tą historią się zapoznają?
Tak, przewodnicy co roku organizują spacery dla mieszkańców Krakowa z okazji Międzynarodowego Dnia Przewodnika Turystycznego. Są one tematyczne, m.in. poświęcone Helenie Modrzejewskiej, Franciszkowi Macharskiemu. Krakowianie znają te postacie, ale podczas takiego oprowadzania mają szansę dowiedzieć się czegoś więcej. Czegoś, co może ich zaskoczyć. Mieszkańcy kojarzą związane z nimi miejsca w mieście, więc tutaj niekoniecznie oferujemy standard, ale coś bardziej niszowego, co krakowian interesuje.
Czy możemy mówić, że turysta-krakowianin jest bardziej wymagający od turysty z zewnątrz?
Tak, dlatego że krakowianie są świadomi, w jakim mieście mieszkają. Dzięki muzeom krakowskim można poznawać historię dzielnic i miejsc, są w nich organizowane wystawy opowiadające o przeszłości. Krakowianom łatwiej zgłębić historię swojego miasta niż turystom z Polski czy zagranicy. Jak już wspomniałam, turysta z zewnątrz chce zobaczyć „standardowe” zabytki i miejsca, a mieszkaniec już je zna. Dlatego coraz częściej interesuje się miejscami, w których żyje. Historia Podgórza, Grzegórzek, Nowej Huty czy Prądnika Białego i Czerwonego też jest fascynująca…
Przykładowo: oprowadzanie po Prądniku Czerwonym. Do których miejsc zabrałaby Pani mieszkańców na wycieczkę?
Możemy odkryć historię trzech wsi, które teraz tworzą tę dzielnicę. Prądnik Czerwony to postać Jana Kaczary, dominikanie, którzy mieli tam swoje folwarki, Dwór Pocieszka, Sanktuarium Ecce Homo św. Brata Alberta, historia Młynu Królewskiego, Cmentarz Rakowicki, który wcale nie leży na Rakowicach. On był usytuowany przy drodze wiodącej na Rakowice, a z tą wsią nie ma nic wspólnego. To takie niuanse, ale niekoniecznie zwracamy na nie uwagę. A tę warto też zwrócić na nazwy ulic. Nazwa ul. Ofiar Dąbia na Grzegórzkach jest związana z wielką tragedią, do której doszło 15 stycznia 1945 roku. Wówczas Niemcy zamordowali 79 osób, w tym mieszkańców Dąbia. Rozstrzelano również więźniów z Montelupich.
To jak zachęcić mieszkańców do odkrywania Krakowa na nowo?
Krakowianom trzeba zareklamować to zwiedzanie w nowej perspektywie. Tutaj na przykład Muzeum Krakowa organizuje konkurs na przygotowanie nowych tras, innych niż standardowe. Ale krakowianin musi sam chcieć wyjść z domu, na pole. Ważne, aby nie zmuszać, ale pokazać, że warto zwiedzać swoje miasto. Zwłaszcza teraz, kiedy w mieście prawie w ogóle nie ma turystów ze względu na pandemię. Te miejsca są znane, mijamy je, ale nie zawsze pochylamy się nad ich historią.