News LoveKraków.pl

Doktorat dla bogaczy? „Za 3400 zł brutto nie da się żyć! Albo mamy robić naukę, albo pracować”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Jesteśmy przemęczeni, piwo i pizza stały się dla nas luksusem, a i tak nie mamy na nie czasu, bo żeby się uczyć, musimy pracować – podnoszą doktoranci czekający na podwyżki stypendium. I dodają: – Jeśli nie chcemy totalnej zapaści i tak już fatalnego sektora nauki, to się musi zmienić”.

– Rok 2024 zakończymy 5-procentową inflacją. To dużo. Jednak z punktu widzenia doktorantów i młodych naukowców, realna dotkliwość inflacji jest jeszcze wyższa niż w przypadku osób o wyższych dochodach i już ustabilizowanej sytuacji życiowej. Doktoranci to osoby dopiero wchodzące w dorosłe życie, którzy spotkali się w ostatnim roku z drastycznymi podwyżkami kosztów życia. Ceny za akademik wzrosły nawet o 30-50 proc. w skali roku, podobnie wzrosły czynsze i opłaty eksploatacyjne w mieszkaniach. W tej sytuacji minimum przyzwoitości wymagałoby przynajmniej podwyższyć stypendia doktoranckie o oficjalny wskaźnik inflacji od 1 stycznia 2025, czyli o 5 procent, co nawet nie byłoby podwyżką, a po prostu zwykłą waloryzacją, nawet nie uwzględniającą w pełni wzrostu kosztów życia doktorantów. Natomiast jeżeli nie chcemy, żeby młodzi ludzie masowo rezygnowali ze studiów doktoranckich i planów kariery naukowej, te podwyżki powinny być dużo wyższe, co najmniej 10-20 procent - pisał do nas w połowie października zeszłego roku pan Tomasz, podkreślając, że mimo wstępnej zgody Ministerstwa Finansów na wzrost nakładów na naukę o wskaźnik inflacji, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wciąż nie podjęło decyzji o podwyżkach stypendiów doktoranckich.

– Istnieje spore ryzyko, że tych podwyżek od 1 stycznia nie będzie, a to by oznaczało totalną zapaść i tak już fatalnego sektora nauki, w tym zwłaszcza odpływ młodych naukowców,  doktorantów i absolwentów szkół doktorskich – dodawał pan Tomasz.

I podkreślał, że brak podwyżek będzie miał fatalne skutki dla całej polskiej nauki. – Nawet nie o to chodzi, że doktoranci nie przeżyją, nie poradzą sobie itp. Jasne że jakoś sobie poradzą – pisał. – Po prostu widząc stagnację w poziomie stypendiów i wynagrodzeń, ludzie będą masowo rezygnować z dalszego kształcenia w szkołach doktorskich (co już jest problemem i powszechnym zjawiskiem), a inni zacisną zęby, jakoś ten doktorat dokończą, ale z myślą o tym, by nie mieć już nic więcej wspólnego z polską nauką.

Ministerstwo nie odpowiada

Od czasu jego maila, a więc, przypomnijmy, połowy października zeszłego roku, zwracaliśmy się do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z pytaniami o podwyżki stypendiów doktoranckich kilkakrotnie. Odpowiedzi nie uzyskaliśmy, a gdy w grudniu o stypendia pytaliśmy bezpośrednio obecnego wtedy na AGH wiceministra Andrzeja Szeptyckiego usłyszeliśmy, że nie leży to w zakresie jego kompetencji i najlepiej zwrócić się do wiceministra Macieja Gduli.

Od tego czasu władze w ministerstwie się zmieniły, do nas z kolei zgłosili się kolejni doktoranci, którzy mają dość czekania na decyzje o podwyżkach.

– Doktorat staje się dostępny tylko dla bogaczy. Za stypendium nie ma szans się utrzymać, więc możliwości są dwie: albo utrzymują nas rodzice, albo idziemy do pracy. Tyle że przy tej drugiej opcji szansa na to, że zawalimy doktorat, rośnie. Dodatkowe zajęcie na pewno nie pozostanie bez wpływu na naszą naukę – podkreśla doktorant jednej z większych krakowskich uczelni, który chce pozostać anonimowy.

Od jego kolegi z kolei słyszymy: - Albo państwo chce kształcić elity intelektualne naszego kraju, albo zmusza nas do walki o przetrwanie i nocne stanie za barem, by z samego rana iść na uczelnię i dalej pracować, tylko że umysłowo. Po powrocie znowu książki i znów bar. Jak w takich warunkach mam napisać dobrą rozprawę doktorską, prowadzić wysokiej jakości badania? A przydałoby się jeszcze mieć jakieś życie prywatne.

„Panie ministrze, jak żyć?

O wysokości stypendiów doktoranckich głośno jest od lat. Przy czym pamiętać trzeba, że jeszcze nie tak dawno temu doktorantom pieniądze nie należały się z automatu wcale – przed wprowadzeniem szkół doktorskich reformą Jarosława Gowina stypendia otrzymywali bowiem wyłącznie najwybitniejsi doktoranci. Teraz otrzymują je wszyscy.

Jak wskazują opublikowane niedawno dane z Ogólnopolskiego Systemu Monitorowania Ekonomicznych Losów Absolwentów (ELA), reforma przyniosła pewne skutki – przyczyniła się m.in. do zmniejszenia odsetka doktorantów porzucających kształcenie, zwłaszcza w pierwszych latach studiów doktoranckich.

– Wprowadzenie szkół doktorskich zmniejszyło odsetek rezygnacji z kształcenia, szczególnie w pierwszych latach. To dowód, że stabilne wsparcie finansowe odgrywa kluczową rolę w edukacji na najwyższym poziomie – komentuje dr Marek Bożykowski, ekspert Ośrodka Przetwarzania Informacji.

Szybko okazało się jednak, że mimo „powszechności” stypendiów, dużym problemem pozostała ich wysokość.

– To jest hit! Mamy w zespole doktoranta obcokrajowca. Dziś dostał pismo z Urzędu Wojewódzkiego, że nie mogą mu przedłużyć zgody na pobyt na kolejny rok, bo jego stypendium doktoranckie jest za niskie, żeby się utrzymać. Panie ministrze jak żyć? – pisała w kwietniu 2023 roku na Twitterze dr Marta Kieżun z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego oznaczając ówczesnego ministra Przemysława Czarnka.

3466 zł brutto

W zeszłym roku stypendia doktoranckie zostały podwyższone, wraz z podwyżką pensji nauczycieli akademickich. Zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym stypendia wyliczane są bowiem na bazie wynagrodzenia profesora, wynosząc 37 proc. pensji profesorskiej do momentu przeprowadzenia oceny śródokresowej i 57 proc. pensji po ocenie. I tak, obecnie stypendium doktoranckie wynosi 3466,90 zł brutto przed oceną śródokresową i 5340,90 zł brutto po ocenie śródokresowej.

- To naprawdę są małe pieniądze, zwłaszcza w takim mieście jak Kraków. Proszę spojrzeć na to, ile kosztuje obecnie wynajem mieszkania, ile kosztuje pizza czy piwo w knajpie. I nie chodzi mi o to, że chcę pić piwo i jeść pizzę, ale w obecnej sytuacji okazuje się to luksusem, na który ledwie mnie stać – przekonuje jeden z doktorantów, z którym rozmawiamy.

Jak dodaje, większość jego znajomych doktorantów pracuje, najczęściej dorywczo, i trudno jest im łączyć naukę z pracą. – Wszyscy jesteśmy po prostu przemęczeni, tak nie powinno być. Niektórzy dostają granty, ale one są czasowe i też wymagają wiele dodatkowej pracy. I wcale nie ma gwarancji, że się je otrzyma, nawet jak się ma rewelacyjny pomysł – podnosi.

Nie kryje przy tym, że poważnie zastanawia się nad porzuceniem marzeń o karierze akademickiej.

–  Zawsze chciałem zajmować się nauką, ale za stypendium po prostu nie jestem w stanie wyżyć. Nie jestem też w stanie poświęcić się nauce, tak jakbym chciał, kiedy muszę „w wolnym czasie” pracować. Nie wiem, co będzie, ale powiem szczerze, że mam już dość. Za dużo mnie to kosztuje. Nawet rodzice na świętach mówili, że nigdy nie miałem tak podkrążonych oczu. A po Wigilii od razu poszedłem do pokoju nadrabiać uczelniane zaległości. Byli w szoku, ale co miałem zrobić – opowiada.

Nasz rozmówca przyznaje przy tym, że porównuje swoją sytuację z sytuacją swoich równolatków, znajomych z rodzinnej miejscowości czy ze studiów. – Wielu z nich pracuje w krakowskich korporacjach, część nawet nie skończyła studiów. Z mojej perspektywy zarabiają ogromne pieniądze i nie chcę powiedzieć, że ich praca jest łatwa, ale mają benefity, czas na znajomych, rodzinę, no i nie muszą się martwić o pieniądze. Nie chciałbym pracować w korporacji, ale coraz poważniej myślę o tym, żeby do nich dołączyć. Co z tego, że chciałbym pchać naukę do przodu, chyba czas schować ambicje do kieszeni – mówi z przekąsem.

Plany nowego MNiSW

W zeszłym roku były już minister nauki Dariusz Wieczorek oficjalnie przyznawał, że stypendia doktoranckie są za niskie. W piśmie skierowanym do ministra finansów podkreślał, że „efekt luki pokoleniowej już jest widoczny, a jego pogłębienie będzie skutkować brakiem kadry, która będzie mogła kształcić w przyszłości kolejne roczniki studentów”. I proponował powiązanie wysokości stypendium doktoranckiego z płacą minimalną.

Na pomysłach się skończyło, o realizacji takiej propozycji nic nie wiadomo.

Ostatni raz pytania w sprawie stypendiów doktoranckich wysłaliśmy do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego 21 stycznia. Pytaliśmy między innymi o to, czy planowane są kolejne podwyżki, kiedy można się ich spodziewać i czy nowe władze MNiSW mają plany dotyczące stałych podwyżek stypendiów, np. powiązania ich z płacą minimalną jak chciał minister Wieczorek lub ze wskaźnikiem inflacji.

Odpowiedzi na razie nie otrzymaliśmy.