News LoveKraków.pl

Mobbing na AGH? Były pracownik oskarża uczelnię o brak reakcji po zgłoszeniu

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Poniżanie, podważanie kompetencji, wyśmiewanie, odsuwanie od projektów, które inicjował, wulgarne odzywki – to część zarzutów, jakie kieruje wobec jednego z profesorów były pracownik AGH. O wszystkim zawiadomił władze uczelni, które w ramach rozwiązania problemu miały zaproponować mu inne stanowisko i, jak twierdzi, nie dopełniły procedur, a jego były przełożony nie poniósł żadnych konsekwencji. Co na to AGH?

To miała być praca marzeń. M (mężczyzna chce pozostać anonimowy) z Akademią Górniczo-Hutniczą był związany od kilkunastu lat. W końcu udało mu się zająć stanowisko związane z jego życiową i zawodową pasją, w jednej z niedawno powstałych na uczelni jednostek. Był przekonany, że praca pozwoli mu się rozwijać, był też pewien, że ma na tyle dużą wiedzę i rozległe kontakty, że będzie jej mógł dać wiele od siebie. Niestety, jak opowiada, oczekiwania mocno rozminęły się z rzeczywistością, a przyczyną tego stanu rzeczy miał być kierujący jednostką znany krakowski profesor.

- Przez ponad 1,5 roku doświadczyłem z jego strony zachowań, które zmieniły moją pracę w koszmar – opowiada nam były już pracownik AGH.

I tłumaczy: - Szybko obrał sobie mnie za cel. Zaczęło się od „przytyków” i „żartów”, z czasem jednak jego zachowania eskalowały do zupełnie nieakceptowalnych dla mnie wymiarów. Podważał moje kompetencje, wyśmiewał mnie, bezpodstawnie krytykował moją pracę i umiejętności, swoje błędy przerzucał na mnie i traktował mnie zupełnie inaczej niż osoby, które lubił. Poniżał mnie także w obecności innych, mimo że prosiłem go, żeby przestał. Nic to jednak nie dawało. Na jego zachowania wobec mnie zwracali też uwagę inni. Zdarzało się, że pracownicy czy partnerzy uczelni po spotkaniach wprost pytali mnie dlaczego „daję sobą pomiatać”, jaki problem ma ze mną profesor, że tak mnie atakuje i dlaczego „daję mu się tak poniżać”.

Relacja zgłaszającego

Według relacji M jego przełożony miał przy tym lekceważyć podawane przez niego informacje (i np. później twierdzić, że nic o nich nie wiedział), spychać sprawy istotne dla jego pracy, podważać jego umiejętności w zakresie komunikacji i wykonywanych obowiązków, nawet w zakresie umieszczania papieru w kserokopiarce czy „wskazania właściwej daty, bo coś zostało źle wpisane do kalendarza”. – Tyle że ten termin źle wpisał on sam. Po fakcie wszystkim jednak opowiadał, że to ja źle umówiłem go na spotkanie, co zaznaczmy, nie było w zakresie moich obowiązków – opowiada jego były pracownik. I podkreśla, że choć takie zachowania mogą się z pozoru wydawać nieistotne, było ich jego zdaniem na tyle dużo i trwały tak długo, że stały się nie do wytrzymania.

Jednocześnie profesor miał w czasie jego pracy w jednostce w ten sposób traktować tylko jego, co zdaniem M wyraźnie wskazuje na dyskryminację i nierówne traktowanie. Zastrzega przy tym, że osoby, z którymi współpracował, czy to z uczelni, czy spoza niej, do jego pracy i kompetencji zastrzeżeń nie miały. - Zrealizowałem dla uczelni szereg projektów, dostarczyłem wartościowych współpracowników, rozpocząłem współpracę z interesującymi podmiotami, byłem też pomysłodawcą wielu projektów, wiele też implementowałem. Mimo tego albo nie byłem wymieniany jako osoba, która w nich brała udział, albo były one mi odbierane, albo znaczenie tych projektów było przez profesora dezawuowane. Oczywiście dotyczyło to projektów wyłącznie moich – twierdzi M, dodając, że mimo swojego stanowiska nie był zapraszany nawet na spotkania z podmiotami, z którymi uczelnia nawiązała współpracę dzięki niemu i dla których stanowił osobę kontaktową.

Podaje też inne przykłady. Profesor, zapalony myśliwy, miał się wyśmiewać z jego wegetarianizmu i wielokrotnie proponować zjedzenie upolowanego przez niego mięsa, a podczas jednego ze spotkań z partnerami uczelni miał z kolei „dla żartu” wykorzystać zasłyszaną wcześniej rozmowę, w której M opowiadał, jak wywoził złom, który uprzątnął wokół domu. – Kiedy na koniec wieczornego spotkania na wyjeździe zacząłem sprzątać stolik, profesor zaczął przesuwać puszki w moją stronę i zachęcał do tego innych tłumacząc, że „ja tak sobie dorabiam” – wspomina.

„Jak ci się nie podoba, to s…”

M miał też zająć stanowisko w jednym z realizowanych przez jego jednostkę międzynarodowych projektów. Jak opowiada, miała to być kontynuacja poprzedniej edycji, w której już pracował, a jego nazwisko i doświadczenie było zawarte we wniosku do tej nowej. W pewnym momencie mężczyzna miał się jednak dowiedzieć, że angażu do nowego projektu wcale nie dostanie. – Tyle że od innych osób, którym profesor powiedział, że ja sam z pracy przy tym projekcie zrezygnowałem. Wzbudziło to spore zdziwienie, bo byłem jedną z najbardziej zaangażowanych w ten projekt osób. I kiedy pytano mnie, dlaczego właściwie podjąłem taką decyzję, na początku nie wiedziałem nawet o co chodzi. Skonfrontowałem to z profesorem, który powiedział, że mogę zaaplikować na konkurs na to stanowisko. Tyle tylko, że w międzyczasie już ustalał z innymi osobami, kto je zajmie – opowiada, dodając, że praca w projekcie miała być elementem podwyżki wynagrodzenia za prace wykonane w poprzednim roku.

Do jednej z najtrudniejszych sytuacji miało dojść według relacji M podczas jednego z zagranicznych wyjazdów, na którym obecni byli współpracownicy i studenci. – Zaczęło się już na lotnisku, od doskonale znanych mi „docinków”, że na pewno przeze mnie wszyscy się zgubią, bo oczywiście prowadzę w złym kierunku, że nie umiem sprawdzić dobrze bramki na lotnisku itd. Podobne komentarze słyszałem i przy innych wyjazdach, profesor wygłaszał je m.in. do naszych partnerów z zagranicy, którzy potem pytali „jaki on ma ze mną problem”. Potem, podczas kolacji, znów zaczął „żartować”, że nie trzeba się martwić o dyskrecję w zakresie starań o nowy projekt, bo przecież skoro ja odpowiadam za jego komunikację, to nikt się niczego nie dowie – opowiada.

I dodaje, że wieczór skończył konfrontacją. – Zwróciłem mu uwagę, że nie będę już dłużej akceptował nierównego traktowania, poniżania i podważania moich kompetencji, zwłaszcza że takie zachowania nie mają miejsca wobec pozostałych współpracowników. Co usłyszałem? „Jak ci się nie podoba, to spierd….”.

Świadkowie

Wersję M dotyczącą niepożądanych zachowań profesora potwierdzają nam inne osoby z AGH, które podobnie jak on nie chcą zdradzać swoich personaliów.

– W czasie jakichkolwiek spotkań online zawsze było widać różnice w zachowaniu profesora wobec ludzi, których lubi i nie lubi. M był jednym z tych drugich. Zawsze przyczepiał się do tego co mówi, przerywał, podważał jego słowa, nawet trochę go ośmieszał. Zdarzyło mi się pytać M, dlaczego się na to godzi. W czasie wszelkich wyjazdów było jeszcze gorzej, bo to wszystko robił na żywo, tak żeby go ośmieszyć przed innymi – przekazuje nam jedna z osób, która miała być świadkiem niepożądanych zachowań profesora.

Inna mówi wprost: - Profesor X jest jedną z najbardziej toksycznych osób jakie znam.

I dodaje, że „wiele osób też przestało z nim pracować i zawsze na wydziale było mówione, że nie wiadomo dlaczego”. – Ale zawsze to były te osoby, wobec których zachowywał się w sposób ironiczny, podważając ich kompetencje. Jego sposób traktowania ludzi jest typowy dla lat 90., kiedy nie szanowało się nigdy nikogo. Tylko on chyba zapomniał, że te lata się już skończyły. To jest jego styl, który musimy akceptować, jeśli chcemy z nim współpracować. Było mi niezwykle żal, jak się dowiedziałem, że M będzie pracował u profesora, dlatego że wiedziałem, że prędzej czy później nie wytrzyma jego zachowań – przekonuje.

Kolejna osoba, która zgodziła się przekazać nam swój komentarz o sytuacji podkreśla, że o ile jej wiadomo M nie był pierwszą osobą skarżącą się na zachowanie kierownika jednostki. - Profesor X jest osobą, która nie powinna nikim zarządzać – podkreśla. – Nie potrafi przyjmować innego zdania, nie lubi osób, które wykazują niezależność. Trzyma przy sobie osoby, które często pracują bardzo słabo i popełniają błędy, ale są absolutnie mu posłuszne i przyklaskują każdej odzywce. Słabe żarty i, świadome czy nie, poniżanie, to jego styl zarządzania. W rozmowach nawet sam się kiedyś chwalił, że ludzie mu wytaczają sprawy o mobbing – tylko nie wiem, czy to dotyczyło AGH, czy któregoś z jego biznesów.

Konfrontacje z przełożonym

M nie zamierzał tak zostawić sprawy. Jak opowiada, przeprowadził z profesorem kilka rozmów na temat jego zachowania, tak sam na sam, jak i w towarzystwie kierownictwa jednostki, by mieć świadków. – Wielokrotnie prosiłem go, by przestał mnie w taki sposób traktować. Często udawał zaskoczonego, dopytywał o co mi chodzi, po czym ucinał rozmowę twierdząc, że to tylko żarty lub mówiąc, że nie ma zamiaru o tym rozmawiać. Kiedy na przykład powiedziałem, że nie czuję się w pracy bezpiecznie, powiedział „a co niby panu grożę, że pana pobiję?”. Inne spotkanie, na którym twierdził, że znowu mu o czymś nie powiedziałem, mimo że było to nieprawdą, zakończył trzaśnięciem drzwiami i słowami „no to może mam sklerozę, ale nie muszę z panem pracować” – opowiada były już pracownik AGH.

Przywołuje przy tym jedną z konfrontacji, do której doszło po sytuacji z wyjazdu zagranicznego. Kiedy M przypomniał o słowach, że „jak się mu nie podoba to może spier..ć”, profesor miał odpowiedzieć: „Po kolacji, o godzinie 11 wieczór czy o godzinie wpół do dwunastej wieczór, po kolacji, na którą pana zaprosiłem, pan mnie zaczepiał. Nie będę tego komentować i koniec”. Kiedy z kolei M miał powiedzieć profesorowi, że ten znów podważał jego kompetencje i wszystkim błędom czy niepowodzeniom winien ma być on, odpowiedzią miało być: „Dobrze, to od tej pory zawsze jestem winien ja, nie chcę dyskutować, koniec”. M utrzymuje, że na tę rozmowę, podobnie jak na kilka innych, posiada dowody.

Czasem w odpowiedzi na zarzuty M profesor miał przekonywać, że ten źle wykonuje swoją pracę i wiele osób na to narzeka. – Tyle tylko, że nigdy nie dostarczył dowodów na swoje słowa. A ja wiem, że to nieprawda – twierdzi M, dodając, że jego byłemu przełożonemu zapewne uda się znaleźć kogoś, kto będzie miał zastrzeżenia do jego pracy („zwłaszcza przy tak szerokim wachlarzu zadań jaki miałem, często niezgodnych z zakresem moich obowiązków”), ale jest pewien, że większość osób będzie miała odwrotne zdanie i może przedstawić o wiele więcej opinii osób potwierdzających jakość jego pracy. – Zwłaszcza, że wiele projektów i kontaktów, które wykorzystywała później jednostka i uczelnia, były efektem właśnie mojej pracy i moich dobrych kontaktów z innymi podmiotami. Zresztą do dziś AGH korzysta z moich kontaktów, umów, które ja inicjowałem i współpracuje z ludźmi, których ja poleciłem. Co więcej, te podmioty i osoby mają o mojej pracy jak najlepsze zdanie, o czym świadczy chociażby fakt, że współpracuję z nimi dzisiaj, już poza AGH – przekonuje M.

Na dowód prezentuje nam część opinii i rekomendacji, jakie otrzymał od partnerów i współpracowników (wiele z nich zobaczyć można m.in. na LinkedInie). „Dziękuję ci za wszystkie lata naszej współpracy, mnóstwo inspiracji i Twoje wsparcie! Zawsze mogliśmy na Ciebie liczyć”; „Zawsze byłem pod wrażeniem jego niesamowitej pasji oraz zaangażowania. Wykazał się wielokrotnie jako osoba o wielkich umiejętnościach”; „Potrafi inspirować, motywować, komunikować, stając się sojusznikiem nie do zastąpienia dla współpracowników i bezcennym autorytetem dla osób młodszych. (…) Za takim człowiekiem skacze się w przepaść, bo pytanie czy ma spadochron jest zawsze retoryczne”; „Jego (..) umiejętność wykorzystania każdej, nawet najmniejszej okazji do nawiązania współpracy lub zdobycia rozgłosu dla aktualnie promowanego projektu są ponadprzeciętne” – czytamy. Podobnych opinii są na jego profilu dziesiątki. Wiele podobnych pokazuje w wiadomościach, jakie otrzymał po ogłoszeniu rozstania z uczelnią. – Może jednak nie byłem takim złym pracownikiem? – uśmiecha się mężczyzna.

Zgłoszenie do władz AGH

Kiedy kolejne rozmowy z profesorem nie przynosiły skutku, jesienią zeszłego roku M postanowił o wszystkim zawiadomić władze uczelni. Pod koniec października złożył pisemną skargę do rektora uczelni. – Kilka dni później rektor zadzwonił do mnie, proponując zmianę stanowiska. Miałbym pracować bezpośrednio pod nim, dzięki czemu nie miałbym już kontaktu z profesorem. Zapowiedział też, że sprawę będzie pilotował jeden z prorektorów. Później rzeczywiście dostałem zaproszenie na spotkanie z prorektorem, jak przekazała mi jego asystentka, „w wiadomej sprawie” – relacjonuje M.

Spotkanie z prorektorem odbyło się w pierwszej połowie listopada. Według relacji M, wtedy znów dostał propozycję nowego stanowiska, które formalnie miało być podległe bezpośrednio rektorowi, jak jednak twierdzi mężczyzna, okazało się, że jego przełożonym dalej miał być jego dotychczasowy szef, w dodatku jego obowiązki miałyby być ograniczone. – Miałem zajmować się tak naprawdę tylko jednym projektem, zostawiając całą resztę miejscu, w której do tej pory pracowałem. A pojawienie się wielu z nich w tej jednostce było naprawdę moją zasługą – przekonuje M.

I dodaje: – Wyglądało to tak, że jako jedyny miałbym ponieść jakiekolwiek konsekwencje sytuacji, w której to przecież ja byłem ofiarą.

Opowiada też, że podczas spotkania miał usłyszeć skandaliczne jego zdaniem słowa, m.in.: „Widzę, że się nie dogadacie, takie jest życie”, „Kłopot jest taki, że musimy przenieść albo jego, albo ciebie, a przecież profesora X nikt nie przeniesie”, „Pójdziemy na komisję, ona powie że winien jest ten lub tamten, a coś i tak trzeba dalej zrobić”, przeplatane „Szukamy rozwiązania, żebyś ty się dobrze czuł”, „Ja chcę cię odizolować od X dla twojego dobra”, „Ja tylko chcę rozwiązać sytuację tak, by tego mobbingu dalej nie było”.

– Kiedy zapytałem „czy pan wie, że ja nie jestem jedyny na uczelni tak traktowany przez prof. X??” usłyszałem: „no wiem” i „my wiemy, że on cię krzywdził” – relacjonuje przebieg spotkania M, który na koniec spotkania zadeklarował, że nad propozycją się zastanowi. Na taki przebieg rozmowy mężczyzna również ma mieć dowody.

Spotkanie z oskarżanym

Po spotkaniu nastąpiła wymiana maili, w której M miał dostać zapewnienie, że jego zakres obowiązków byłby jednak szerszy niż pierwotnie proponowany. Następnie zaproszono go na kolejne spotkanie, na którym obecni mieli być tak prorektor, jak i rektor uczelni. – Oczywiście się zgodziłem, zakładając, że sprawa zmierza w jakimś sensownym kierunku – opowiada M. – Na miejscu jednak okazało się, że na spotkaniu obecny jest również profesor, wobec którego złożyłem zawiadomienie – nie kryje wzburzenia mężczyzna.

Po rozpoczęciu spotkania M postanowił powiedzieć, że nie czuje się z obecnością oskarżanego przez niego o mobbing profesora dobrze.

– Zwróciłem uwagę panu rektorowi i prorektorowi, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, szczególnie bez wcześniejszego poinformowania mnie o tym fakcie. Spotkanie skończyło się awanturą, a rektor nie reagował. W końcu powiedział tylko „ja się już nasłuchałem” i wyszedł. Co więcej, podczas spotkania otrzymałem informację, że jeżeli nie przyjmę przedstawionej propozycji, moja skarga na profesora zostanie oddalona, a mnie spotkają konsekwencje dyscyplinarne – opowiada mężczyzna.

Rezygnacja z pracy

Ostatecznie, pod koniec listopada ubiegłego roku, M zdecydował się odejść z uczelni, o czym poinformował władze AGH. – Powiedziałem rektorom, że ponieważ władze uczelni stanęły po stronie prześladowcy i nie zadbały o moje interesy, zostałem zmuszony do odejścia z pracy. Dodałem także, że między innymi z racji obiecanej niemal rok wcześniej, a ostatecznie nieprzyznanej podwyżki liczę na zadośćuczynienie w postaci odprawy, która pozwoli mi poszukać spokojnie pracy po trudnych doświadczeniach. W odpowiedzi usłyszałem, że mi się nie należy, bo rozwiązanie umowy będzie za porozumieniem stron. Ostatecznie jednak odchodząc dostałem za swoją pracę dodatek finansowy, choć znacznie mniejszy niż oczekiwałem – opowiada M zastrzegając, że nigdy nie deklarował, że sprawę zostawi.

Dlatego, mimo że z końcem grudnia 2023 ostatecznie się z AGH pożegnał, w marcu złożył jeszcze formalne zawiadomienie do rektora „o zaistnieniu deliktu dyscyplinarnego”, wnosząc o zwołanie uczelnianej komisji dyscyplinarnej.

– Komisja mnie przesłuchała, a w czerwcu tego roku otrzymałem postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania, z ciekawym uzasadnieniem – mówi i przytacza treść pisma: „Zdaniem Rzecznika zachowania opisane w zawiadomieniu dotyczą przede wszystkim relacji służbowej i potencjalnego wystąpienia mobbingu w stosunku do pracownika, co na tym etapie sprawy w opinii Rzecznika jest nadrzędnym nad postępowaniem dyscyplinarnym. Zawiadamiający w pierwszej kolejności powinien złożyć skargę zgodnie z właściwością rektorowi celem podjęcia odpowiednich kroków”. Jak zaznacza M., postanowienie to zostało zatwierdzone podpisem przez rektora AGH.

I podkreśla, że skargę zalecaną w uzasadnieniu złożył, pod koniec października zeszłego roku. Jak twierdzi, wypełnił tym samym zapisy regulaminu pracy AGH, który mówi, że „każdy pracownik, który uzna, że został poddany mobbingowi, powinien wystąpić z pisemną skargą do Rektora”.

- W takiej sytuacji, zgodnie z regulaminem, rektor powinien powołać komisję do zbadania skargi pracownika lub przekazać sprawę do rozpatrzenia przez komisję właściwą do spraw pracowniczych. Dlatego w pierwszej połowie września poprosiłem o informację, kiedy taka komisja została powołana i czy zakończyła już pracę, bo jak na razie ja nic na ten temat nie wiem. A jeśli nie została powołana, to chciałbym wiedzieć dlaczego zaniechano działań opisanych w Regulaminie Pracy AGH  – opowiada M.

Pismo rektora

Odpowiedź już przyszła. Rektor potwierdza w niej, że skarga została złożona 31 października, a po zapoznaniu się z nią „stwierdził, że w tej sprawie najlepszym rozwiązaniem konfliktu będzie konfrontacja w obecności władz rektorskich i prof. X”. Jak tłumaczy w piśmie, jest to jedna z możliwych reakcji na podejrzenie mobbingu, a „jej celem jest weryfikacja zarzutów w stosunku do przełożonego”.

Rektor pisze też, że w sprawie skargi odbyło się łącznie kilka spotkań, a M otrzymał propozycję dalszej pracy na zmienionych warunkach, ale „żadna z przedłożonych propozycji nie została przez niego przyjęta” i ostatecznie podjął decyzję o rezygnacji z pracy, co odbyło się za porozumieniem stron. W piśmie jest też potwierdzenie, że dodatkowo M otrzymał kwotę pieniężną w formie dodatku, co wynikać ma z przepisów wewnętrznych uczelni, rektor pisze też, że nie kryje zaskoczenia wrześniowym pismem od M.

– „Wobec powyższego zdecydowałem wówczas, iż w zaistniałej sytuacji nie ma już przesłanek do powoływania Komisji w trybie określonym w Regulaminie Pracy AGH” – kończy się pismo rektora.

M ma wiele zastrzeżeń do pisma a przede wszystkim do zawartych tam jego zdaniem sugestii, że odejście z pracy i przyjęcie dodatku finansowego miało zakończyć sprawę domniemanego mobbingu. Podkreśla też, że zaproponowano mu tylko jedno stanowisko, a innych propozycji wcale nie było. Mężczyzna wspomina także o opisanej w piśmie „konfrontacji”, czyli spotkaniu w sprawie złożonej skargi, na której pojawił się także profesor oskarżany przez niego o mobbing. Po raz kolejny podkreśla, że nie został o jego obecności poinformowany i zupełnie się jej nie spodziewał.

To nie tyle niestosowne, co okrutne – konkluduje M.

Mężczyzna nie kryje też, że zaskakującym dla niego jest fakt, że władze uczelni uznały, że sprawa jest zakończona. – Czyli odejście ofiary potencjalnego mobbingu jest powodem zakończenia sprawy, a osoba oskarżona o mobbing nie musi dzięki temu ponosić żadnej odpowiedzialności za swoje zachowania – mówi M. I dodaje: - Mam rozumieć, że dla rektora kazanie pracownikowi „spier…ć” to standard zachowań profesora uczelni wyższej?

Co na to uczelnia?

O przebieg opisywanych przez M zdarzeń zapytaliśmy też uczelnię. Do biura prasowego AGH wysłaliśmy kilkanaście różnych pytań, prosząc m.in. o potwierdzenie czy władze uczelni 31 października zeszłego roku rzeczywiście otrzymały skargę na jednego z profesorów, który miał dopuszczać się mobbingu wobec swojego pracownika, czy M w odpowiedzi rzeczywiście zaproponowano zmianę stanowiska, pytaliśmy też o przebieg spotkań z władzami AGH, czy padły tam słowa takie jak „wiemy, że on cię krzywdził”, a także czy na jednym ze spotkań pojawił się oskarżany przez pracownika o mobbing profesor, a zgłaszający nie był o tym fakcie wcześniej poinformowany.

Uczelnię zapytaliśmy również o to, jak zareagowała na zawiadomienie o działaniach niepożądanych, jakie zostały w tej sprawie podjęte kroki, a także czy wszystkie procedury obowiązujące w takiej sytuacji zostały dotrzymane. Pojawiło się też pytanie o to, czy na profesora, który miał się dopuszczać mobbingu były inne skargi i jeśli tak, jaki był ich efekt.

W odpowiedzi rzeczniczka AGH Anna Żmuda-Muszyńska przesłała nam stanowisko uczelni (całość, po zanonimizowaniu danych dotyczących personaliów pracownika oraz jednostki, w której pracował, publikujemy poniżej). Jak możemy w nim przeczytać, władze uczelni „niezwłocznie po otrzymaniu pisma” z października zeszłego roku podjęły działania, do jakich obligują ich przepisy prawa pracy. – „Władze uczelni po zapoznaniu się z zarzutami stawianymi przez Pana (…) w stosunku do bezpośredniego przełożonego, podjęły decyzję o zorganizowaniu spotkania, w trakcie którego obie strony miały okazję do przedstawienia swojej wersji wydarzeń, wypracowania rozwiązania i zweryfikowania stawianych zarzutów. Łącznie odbyło się kilka spotkań, podczas których wysłuchano stanowisk Pana (…) oraz jego ówczesnego przełożonego. Ponadto władze uczelni zaproponowały Panu (…) dalszą współpracę na zmienionych warunkach i innym stanowisku. Żadna z przedłożonych propozycji nie została przyjęta przez Pana (…)” – czytamy.

Uczelnia potwierdza przy tym, że M zakończył pracę na AGH za porozumieniem stron, podkreśla też, że w tej sprawie „władze starały się wyjść naprzeciw oczekiwaniom” byłego już pracownika, zapewnia też, że cała sprawa została potraktowana poważnie.

„Nie posiadamy informacji”

W przesłanym nam stanowisku AGH odnosi się też do pytania o wypowiedziane w stosunku do M słowa podczas spotkań z rektorem i jednym z prorektorów. – „Nie posiadamy informacji dotyczących tego, co i kto powiedział dokładnie w trakcie spotkań. Nie były one przez AGH rejestrowane, ani protokołowane. Jeśli taka rejestracja miała miejsce, to była ona prowadzona bez wiedzy uczestniczących w spotkaniu osób” – czytamy.

Odpowiedzi na pytania o to, czy M był wcześniej poinformowany o obecności oskarżanego o mobbing profesora na jednym ze spotkań (i czy tak powinno być) w stanowisku jednak nie znajdujemy, podobnie jak na pytania o to, czy do władz uczelni wpływały inne skargi na byłego przełożonego M. Jest za to fragment poświęcony samemu zgłaszającemu, w którym AGH podkreśla, że ostatnie jego miejsce pracy na uczelni było już czwartą jednostką, na której pracował, miały go też wyróżniać „skłonności konfliktowe”, do tego „wykazywał tendencje do kwestionowania decyzji współpracowników i przełożonych, często nie zgadzał się z przyjętymi metodami pracy i zasadami obowiązującymi w danym zespole”. Współpraca z nim, jak podaje uczelnia, miała być trudna dla innych pracowników.

Jednocześnie uczelnia potwierdza, że na zakończenie pracy w AGH M otrzymał dodatkowe wynagrodzenie, zdradza też, że proponowane mu stanowisko miało być „samodzielnym stanowiskiem pełnomocnika Rektora” i nie jest prawdą, by wiązało się z ograniczeniem jego obowiązków. AGH pisze też, że to M podjął decyzję o rezygnacji z pracy, a „sprawa konfliktów interpersonalnych oraz zatrudnienia Pana (…) została zakończona we wzajemnym zrozumieniu oraz akceptacji i poszanowaniu obu stron”.

To nie koniec?

- Tonący brzytwy się chwyta - komentuje oświadczenie uczelni M i dodaje: - To zwykłe pomówienie i podejmę w tej sprawie odpowiednie kroki prawne. Jakość mojej pracy i moje podejście do ludzi jest znane każdemu, kto ze mną pracował. Myślę, że przytoczone wcześniej opinie to potwierdzają.

Były już pracownik AGH nie kryje przy tym, że cała sytuacja wiele go kosztowała psychicznie, ale nie zamierza odpuścić. Od kilku miesięcy konsultuje z prawnikiem dalsze kroki, m.in. skierowanie sprawy do sądu.

- Byłem obecny w murach AGH od 20 lat, pracowałem 15. Spędziłem tu pół życia i AGH było dla mnie drugim domem. Nigdy nie sądziłem, że doświadczę czegoś takiego. Ale niestety, to jednak absolutny brak zrozumienia ze strony uczelni i podejście zupełnie niezgodne z tym, jakie się promuje w zakresie praktyk antydyskryminacyjnych, doprowadziły do mojego odejścia – podkreśla. – Aktualnie pracuję z dala od AGH i czuję, że ludzie doceniają moją pracę i znają moją wartość. Co więcej, współpracuję z wieloma osobami i podmiotami, z którymi miałem okazję współpracować w czasie pracy na uczelni i ta współpraca układa nam się świetnie. Zresztą większość z nich zaproponowała tę współpracę zaraz po moim odejściu z uczelni, znając moją wiedzę i kompetencje. To daje mi dużą satysfakcję, jednak cały czas uważam, że osoby winne  w moim odczuciu poniżania, mobbingu i molestowania w pracy, a także osoby, które tę osobę „kryły”, powinny ponieść za to odpowiedzialność.

Pytania, jakie wysłaliśmy do AGH:

  1. Czy prawdą jest, że 31 października zeszłego roku do władz AGH wpłynęła skarga na jednego z profesorów, który zgodnie z treścią skargi miał się dopuszczać wobec zgłaszającego pracownika mobbingu i działań niepożądanych?
  2. Jeśli tak, jak na zawiadomienie o działaniach niepożądanych zareagowała uczelnia? Jakie zostały podjęte w tej sprawie kroki?
  3. Czy prawdą jest, że osobie zgłaszającej mobbing i zachowania niepożądane jako rozwiązanie problemu zaproponowano zmianę stanowiska pracy?
  4. Czy zaproponowane stanowisko miało wciąż podlegać profesorowi, którego dotyczyło zawiadomienie, a osoba zgłaszająca miała odpowiadać za realizację swoich obowiązków przed nim?
  5. Czy prawdą jest, że przyjęcie proponowanego stanowiska znacznie ograniczałoby zakres obowiązków zgłaszającego i zagadnień, którymi zajmował się do tej pory?
  6. Czy prawdą jest, że podczas zorganizowanego w pierwszej połowie listopada 2023 r. spotkania pracownika zgłaszającego mobbing z prorektorem AGH, prorektor powiedział zgłaszającemu m.in., że „kłopot w tym, że musimy przenieść albo ciebie, albo jego, a jego nikt nie przeniesie” oraz "my wiemy, że on cię krzywdził"?
  7. Czy prawdą jest, że podczas kolejnego spotkania zgłaszającego z prorektorem, w którym uczestniczył również rektor AGH, obecny był także profesor, którego dotyczyło zawiadomienie ws. mobbingu? Czy osoba, której dotyczy tego rodzaju zawiadomienie powinna być obecna podczas spotkania w sprawie tego dotyczącej? Jeśli tak, to czy osoba, która miała paść ofiarą mobbingu i zachowań niepożądanych nie powinna być o tym wcześniej poinformowana?
  8. Czy prawdą jest, że rektor AGH wyszedł z wyżej wymienionego spotkania mówiąc, że „już się nasłuchał”?
  9. Czy prawdą jest, że osoba zgłaszająca mobbing zakończyła pracę w AGH z końcem grudnia 2023 r. za porozumieniem stron?
  10. Czy na zakończenie pracy otrzymała dodatek finansowy? Jeśli tak, jaki był powód jego przyznania?
  11. Czy prawdą jest, że ten sam pracownik w marcu tego roku złożył do rektora AGH zawiadomienie o zaistnieniu deliktu dyscyplinarnego ze strony profesora, którego dotyczyło poprzednie zgłoszenie, wnosząc o zwołanie komisji dyscyplinarnej?
  12. Czy prawdą jest, że komisja po przesłuchaniu m.in. byłego już pracownika AGH odmówiła wszczęcia postępowania, z uzasadnieniem wskazującym, że „Zdaniem Rzecznika zachowania opisane w zawiadomieniu dotyczą przede wszystkim relacji służbowej i potencjalnego wystąpienia mobbingu w stosunku do pracownika, co na tym etapie sprawy w opinii Rzecznika jest nadrzędnym nad postępowaniem dyscyplinarnym. Zawiadamiający w pierwszej kolejności powinien złożyć skargę zgodnie z właściwością Rektorowi celem podjęcia odpowiednich kroków”?
  13. Czy zgłoszenie z 31 października 2023 r. jest równoznaczne ze złożeniem skargi opisanej w uzasadnieniu przytoczonym wyżej?
  14. Jakie dokładnie kroki powinna podjąć uczelnia po tym, jak do jej władz wpływa skarga bądź też zawiadomienie o mobbingu?
  15. Czy w przypadku sprawy zgłoszonej 31 października 2023 r. zostały dotrzymane wszystkie obowiązujące uczelnię w takich przypadkach procedury?
  16. Czy wobec profesora, którego dotyczyło zawiadomienie z 31 października uruchamiane były jakiekolwiek postępowania w zakresie mobbingu, nierównego traktowania, molestowania czy innych zachowań niepożądanych? Czy wpływały na temat takich zachowań profesora inne zawiadomienia/skargi? Jeśli tak, jaki był ich efekt?
  17. Jakie kroki podejmuje w tej chwili AGH w sprawie zgłoszonej do władz rektorskich 31 października zeszłego roku?

Stanowisko Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie:

W październiku 2023 roku Pan (…) złożył do Rektora pismo, w którym informował o konflikcie z ówczesnym przełożonym.

Niezwłocznie po otrzymaniu pisma władze uczelni podjęły działania, do jakich obligują ich przepisy prawa pracy.

Władze uczelni po zapoznaniu się z zarzutami stawianymi przez Pana (…) w stosunku do bezpośredniego przełożonego, podjęły decyzję o zorganizowaniu spotkania, w trakcie którego obie strony miały okazję do przedstawienia swojej wersji wydarzeń, wypracowania rozwiązania i zweryfikowania stawianych zarzutów.

Łącznie odbyło się kilka spotkań, podczas których wysłuchano stanowisk Pana (…) oraz jego ówczesnego przełożonego. Ponadto władze uczelni zaproponowały Panu (…) dalszą współpracę na zmienionych warunkach i innym stanowisku. Żadna z przedłożonych propozycji nie została przyjęta przez Pana (…).

Panu (…) zostało zaproponowane samodzielne stanowisko Pełnomocnika Rektora. Nie jest prawdą jakoby to stanowisko wiązało się z ograniczeniem zakresu Jego obowiązków. Rola Pełnomocnika Rektora jest samodzielnym stanowiskiem i w rzeczywistości związana jest z dużą niezależnością, a wskazany zakres obowiązków miał wiązać się m.in. z organizacją ważnego dla Uczelni wydarzenia. Zakres obowiązków pozostawał kwestią otwartą. Nie ustalono szczegółowo zakresu obowiązków na tym stanowisku.

Nie posiadamy informacji dotyczących tego, co i kto powiedział dokładnie w trakcie spotkań. Nie były one przez AGH rejestrowane, ani protokołowane. Jeśli taka rejestracja miała miejsce, to była ona prowadzona bez wiedzy uczestniczących w spotkaniu osób.

Ostatecznie Pan (…) podjął decyzję o rezygnacji z pracy i poprosił władze uczelni o rozwiązanie umowy o pracę. Odbyło się to po kolejnych, wzajemnych ustaleniach, za porozumiem stron. Otrzymanie dodatkowego wynagrodzenia było propozycją Pana (…), na którą władze Uczelni przystały. Biorąc pod uwagę prośbę Pana (…) (motywowaną jego sytuacją rodzinną) o jak najszybsze wypłacenie dodatkowego wynagrodzenia władze uczelni uruchomiły niestandardową, przyspieszoną procedurę naliczenia i wypłaty środków pieniężnych. Pieniądze te Pan (…) otrzymał w satysfakcjonującym go okresie czasowym.

Władze Uczelni zobowiązane są przeciwdziałać nadużyciom ze strony przełożonych wobec pracowników. Mogą to zrobić zgodnie z regulaminem pracy AGH, czyli poprzez powołanie komisji antymobbingowej lub zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, jak miało to miejsce w opisanej sytuacji.

Warto zaznaczyć, że w opisanej sprawie władze Uczelni starały się wyjść naprzeciw oczekiwaniom Pana (…). Zgłoszona przez niego sytuacja, związana z ówczesnym przełożonym, została potraktowana poważnie i niezwłocznie zweryfikowana. (…) było czwartą z rzędu jednostką AGH, w której pracował Pan (..). Na podstawie zebranych opinii należy stwierdzić, że w trakcie pracy w AGH Pana (…) wyróżniały skłonności konfliktowe, które nie pozwalały utrzymać dobrych relacji z zespołami, w których pracował w Uczelni na przestrzeni lat. W czterech różnych jednostkach jego obecność wiązała się z powtarzającymi się napięciami, konfliktami oraz nieporozumieniami. W zespołach, w których pracował, wykazywał tendencje do kwestionowania decyzji współpracowników i przełożonych, często nie zgadzał się z przyjętymi metodami pracy i zasadami obowiązującymi w danym zespole. Konflikty interpersonalne, kwestionowanie struktury rozdziału stanowisk i przydzielonych obowiązków, podważanie decyzji przełożonych oraz zachowania destabilizujące sprawnie działające jednostki, czyniły współpracę z Panem (…) trudną dla innych pracowników. Analogiczna sytuacja miała miejsce w ostatnim jego miejscu pracy. Mając na uwadze historię Pana (…) w AGH, władze starały się wyjaśnić stawiane przez niego zarzuty poprzez wspólne spotkania i rozmowy, które jak się wydawało odniosły zamierzony efekt i zakończyły sprawę. Przede wszystkim to od Pana (…) wyszła prośba rozwiązania umowy za porozumieniem stron i on oświadczył (napisał w mailu), że dodatkowe wynagrodzenie pozwoli zakończyć konflikt. Sprawa konfliktów interpersonalnych oraz zatrudnienia Pana (…) została zakończona we wzajemnym zrozumieniu oraz akceptacji i poszanowaniu obu stron. Przyjmujemy więc ze zdziwieniem i zaniepokojeniem sytuację kwestionowania  stanowisk, wzajemnie uzgodnionych z Panem (…).