„Książę Niezłomny”. Romantyczny dramat na deskach Starego Teatru

fot. Materiały partnera

Kiedy Juliusz Słowacki w 1843 roku skończył tłumaczenie „El Principe constante” Pedra Calderóna de la Barca, w kraju nadal trwała żałoba po przegranym ponad dekadę wcześniej powstaniu listopadowym. Kontekst polskiej wersji „Księcia Niezłomnego” musiał być jasny dla ówczesnych czytelników, tak jak jasne jest jego historyczne odczytanie przez współczesnych. Co sprawiło jednak, że w 2022 roku ten romantyczny dramat o najwyższym poświęceniu jednostki zdecydowała się wystawić w Starym Teatrze w Krakowie Małgorzata Warsicka, znana m.in. z nagradzanej, bielskiej inscenizacji „Mistrza i Małgorzaty”?

Książę Calderóna, a zarazem Książę Słowackiego, jest wzorowany na postaci portugalskiego księcia Ferdynanda, który w 1437 roku na czele wojsk hiszpańsko-portugalskich wziął udział, wraz z bratem Henrykiem, znanym doskonale jako Henryk Żeglarz, w wyprawie wojennej, mającej na celu zdobycie pozostającego w rękach muzułmańskich Tangeru. Po przegranej bitwie Ferdynand dostał się do marokańskiej niewoli, a za jego uwolnienie zażądano zwrotu podbitej dwie dekady wcześniej przez Portugalczyków Ceuty. W wyniku przeciągających się negocjacji Ferdynand zmarł, nie odzyskując wolności, a jego zwłoki, decyzją sułtana (w krakowskim spektaklu w rolę tę wcielił się Edward Linde-Lubaszenko) wystawiono na bramie miejskiej Fezu, gdzie obrzucono je kamieniami i owocami. Śmierć Księcia, która obrosła iście hagiograficzną sławą, stała się symbolem walki w obronie chrześcijaństwa, dzięki czemu dziś odnajdujemy tę postać w panteonie błogosławionych Kościoła rzymskokatolickiego.

Niezłomność infanta Ferdynanda okazała się inspirująca nie tylko dla Słowackiego, ale także dla współczesnych twórców – Jerzego Grotowskiego, reżysera legendarnej wrocławskiej inscenizacji z 1965, a także dla Małgorzaty Warsickiej i Jarosława Murawskiego – autorów krakowskiego spektaklu, którzy nie odzierając swojego Księcia z historycznego tła, nadali jego ofierze ponadczasowy wymiar.

Dziś Książę Niezłomny (w tej roli Jan Hrynkiewicz) wyrzeka się rozlewu krwi, przemocy, konfliktu. Wyrzeka się wszelkich struktur, zarówno religijnych, jak i politycznych, które wikłają jednostkę – jest outsiderem, o jakim pisze Piotr Augustyniak w Jezusie Niechrystusie, jest kimś „osobliwym, świadomie lokującym się na oucie, poza nurtem świata”. Jest Gandhim, którego siła tkwi nie w czynnej walce, a łagodnym oporze, nie w przemocy, ale w ucieczce od niej. To Ferdynand, który nie jest już rycerzem walczącym przy pomocy oręża, to Ferdynand poddający się losowi, gotowy do oddania życia dla idei prawdy, gotowy do poświęcenia siebie w ofierze bogom wojny, bo tylko taka ofiara może zatrzymać dalszą rzeź. Niezwykle przejmującym podsumowaniem tego procesu przemiany są słowa, jakie wypowiada w spektaklu Alfonsa ustami Anny Polony – Na przekór, idźmy. To marsz niezłomnych! Akt całkowity. Caritas. Weto!

Jak pisze Jarosław Murawski w tekście programowym spektaklu: „Nasz Książę nie cierpi za wiarę, rozumianą jako ukształtowany i objęty doktryną system religijny. On, owszem, ląduje ze swymi wojskami w Afryce przesiąknięty owym systemem, który każe mu zabijać ludzi wierzących w innego boga. Ale w islamskim więzieniu, odizolowany od świata, w którym wyrósł, i odarty z wtłoczonych mu mitów i uprzedzeń, przechodzi radykalny proces indywidualizacji. Przebywa mentalną podróż od uwikłania w sprawy wojny/walki/nienawiści do wyrzeczenia się przemocy, do walki prowadzonej bez jej użycia, a nawet do poddania się losowi, który wymaga od niego ofiary z życia na rzecz idei miłości. (…) Don Fernand odkłada na bok miecz, by walczyć słowem i przykładem. Taka postawa dziś wydaje się być paradoksalnie możliwa i uniwersalna. Może właśnie ona znaczy dziś "niezłomność”.

Dziś Książę Ferdynand nie jest fanatycznym obrońcą wiary, który wygłasza nienawistny monolog przeciwko muzułmanom i prawdopodobnie nie był już kimś takim dla Słowackiego. Jednak jego poświęcenie w imię wyznawanych wartości, poświęcenie dla ojczyzny rozumianej także – lub wręcz przede wszystkim – jako wspólnota wartości, nie ma w sobie nic z fanatyzmu. A najlepszy i jednocześnie najtragiczniejszy dowód na aktualność tematyki niezłomnej walki o własną prawdę odnajdujemy obecnie za naszą wschodnią granicą.

Daria Będkowska