News LoveKraków.pl

„Mamo, potrąciłem kobietę, może umrzeć”. Oszuści łupili krakowskich seniorów, rozliczali się pod „Adasiem”

Seniorzy tracą oszczędności życia. Zdjęcia ilustracyjne fot. Krzysztof Kalinowski, Małopolska Policja

Pewnego razu był adwokatem, innego dnia kurierem. Zygmunt P. odbierał pieniądze od seniorów. Do rozdzielania łupów dochodziło w centrum Krakowa. Przeczytajcie historię o tym, jak oszukuje się na legendę.

Z danych policji wynika, że w ubiegłym roku metodą na tzw. legendę oszukano 367 mieszkańców Małopolski. Stracili łącznie ponad 16 mln zł. Najwięcej 68-letnia kobieta, która przekazała oszustom 2,5 mln zł. Przekonywali, że jej syn spowodował śmiertelny wypadek samochodowy. W związku z tym trzeba koniecznie wpłacić kaucję. Pozostała kwota miała zostać przeznaczona na zadośćuczynienie dla rodziny zmarłej w wypadku. W rzeczywistości nie miał miejsca. Dzwoniący okazali się być oszustami.

W ostatnim czasie zapoznaliśmy się z sądowymi aktami spraw, dotyczących oszustw na tzw. legendę. Rozmawialiśmy również z byłą policjantką, która zna metody działania tego typu przestępców. Mamy nadzieję, że poniższy materiał będzie przestrogą dla seniorów, a dzięki zawartym w artykule informacjom nie dadzą się oszukać i nie stracą oszczędności życia.

Najpierw kaucja, później wolność

Jest godzina 19, kiedy w mieszkaniu pani Haliny* dzwoni telefon stacjonarny. Seniorka podnosi słuchawkę. To jej syn! Niestety nie ma dla niej dobrych wieści. Spowodował wypadek samochodowy, a potrącona kobieta może w każdej chwili umrzeć. Jej stan jest krytyczny. W pewnym momencie pani Halina słyszy w słuchawce drugi męski głos. To z kolei policjant, który twierdzi, że jej syn zostanie puszczony wolno, jeśli tylko wpłacona będzie kaucja w wysokości 140 tys. zł. Problem w tym, że starsza pani nie ma pod ręką tak dużych pieniędzy. Oferuje za to 60 tys. zł, a do tego jeszcze ponad 3 tys. euro i ok. 3 tys. dolarów amerykańskich.

W trakcie rozmowy telefonicznej seniorka przekazuje funkcjonariuszowi swoje dane osobowe i adres zamieszkania. Policjant informuje, że wkrótce przyjdzie do niej adwokat, który odbierze pieniądze. 

Jest godz. 20, kiedy pod drzwiami zjawia się mężczyzna w ciemnej kurtce. Na głowie ma czapkę, a szalik zasłania mu połowę twarzy. Twierdzi, że musi się spieszyć. Seniorka pakuje pieniądze do reklamówki i przekazuje nieznajomemu. Ten po chwili wychodzi.

Do wypadku oczywiście nie doszło. Mężczyzna, podający się za syna pani Haliny, wcale nim nie był. Kobieta nie rozmawiała też z policjantem, tylko z oszustem. Mężczyzna, który odebrał pieniądze od seniorki, to Zygmunt P. Do zdarzenia doszło w lutym 2023 r. w Krakowie. W styczniu 2024 r. P. został skazany na cztery lata więzienia w związku z udziałem w oszustwach na tzw. legendę. To jeden z dwóch prawomocnych wyroków, jakie w tego typu sprawach zapadły przed krakowskim sądem w minionym roku.

Prace dorywcze

Zygmunt P. to mężczyzna po pięćdziesiątce i z wykształceniem podstawowym. Ma na utrzymaniu partnerkę i córkę. Gdy był na wolności, pracował dorywczo. Po wyjściu od pani Haliny P. wsiadł do taksówki, która zawiozła go do jego mieszkania. W pewnym momencie zadzwonił do niego mężczyzna, który poprosił o spotkanie pod „Adasiem”, czyli pod pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku Głównym. Panowie mieli się tam rozliczyć. Do spotkania doszło, a z puli skradzionych pieniędzy P. otrzymał tysiąc złotych.

Zatrzymanie 20-letniej kobiety, która uczestniczyła w oszustwie na tzw. legendę. Jak widać, czasami sprawcami są młode osoby. Fot. Małopolska Policja
Zatrzymanie 20-letniej kobiety, która uczestniczyła w oszustwie na tzw. legendę. Jak widać, czasami sprawcami są młode osoby. Fot. Małopolska Policja


Książki telefoniczne

W jaki sposób przestępcy wyszukują swoje ofiary? Dlaczego seniorzy dają się oszukać? Pytamy o to Alicję Szczepańską, obecnie krakowską radną, która służyła w policji w latach 1991-2006. Działała w służbach kryminalnych oraz operacyjnych. Na wstępie zauważa, że początkiem lat 90. nie spotkała się z tzw. oszustwami na wnuczka, a zgłoszenia o tego typu przestępstwach zaczęły do niej docierać dopiero na początku lat dwutysięcznych. – Wcześniej miałam do czynienia z oszustwami na inkasenta bądź na opiekę społeczną – wspomina.

Jak podkreśla, oszuści wyszukują swoje ofiary w tradycyjnych książkach telefonicznych. Wynajdują w nich osoby o staromodnie brzmiących imionach. Wychodzą z założenia, że to w większości seniorzy, a tych łatwiej oszukać. – Bardzo często są to chybione trafienia, ale niektóre telefony kończą się sukcesem – wskazuje. Bywa, że wcześniej pod ten sam numer przestępcy dzwonią najpierw z jakąś ankietą, podczas której pozyskują najważniejsze dane o swoich ofiarach.

Oszuści tworzą zorganizowane grupy przestępcze, w których każdy z nich ma zadanie do wykonania. Nisko w hierarchii są tzw. odbieracy, czyli osoby, które przychodzą do mieszkań i odbierają pieniądze od ofiar. Czasami umawiają się z poszkodowanymi również w miejscach publicznych, np. w pobliżu banków.

– Odbieraków najprościej złapać na gorącym uczynku i zatrzymać. Nie mają zbyt wielu informacji o swoich zleceniodawcach. Wskażą, jaki był przebieg zdarzenia, gdzie i jaką kwotę odebrali oraz w jakim miejscu doszło do przekazania pieniędzy przestępcom. Nic więcej nie wiedzą. Za wykonane zadanie otrzymują „wynagrodzenie”, wydzielane ze skradzionych pieniędzy. Do telefonistów oraz innych oszustów wysoko postawionych w hierarchii dotrzeć jest trudno – dodaje Szczepańska. Podkreśla, że wśród tzw. odbieraków jest bardzo duża rotacja. – Z prostego powodu: żeby rysopis sprawców nie powtarzał się – twierdzi radna. Dlaczego, pomimo wielu kampanii społecznych, realizowanych również w mediach tradycyjnych, seniorzy nadal dają oszukiwać się na tzw. legendę? Alicja Szczepańska upatruje przyczyny m.in. w samotności starszych osób. – Żyjemy w czasach, w których więzi społeczne i rodzinne bardzo się poluzowały. Wielu seniorów żyje samotnie, nie mając kontaktu z dziećmi i z wnukami, bądź ten kontakt jest sporadyczny. Starsze osoby czują się przez to niepotrzebne. Gdy dzwoni ktoś z prośbą o pomoc, seniorzy tak bardzo chcą z nią pospieszyć, że tracą czujność i padają ofiarami oszustów – komentuje radna.

I dodaje: – Najstarsza poszkodowana, jaką napotkałam na swojej drodze, miała 100 lat. Co ciekawe, była bardzo sprawna umysłowo jak na swój wiek. Mimo to dała się oszukać. Była przekonana, że głos w słuchawce należy do jej wnuka.

Kosztowności, zabezpieczone przez policjantów w jednej ze spraw, dotyczących oszustw na tzw. legendę. Fot. Małopolska Policja
Kosztowności, zabezpieczone przez policjantów w jednej ze spraw, dotyczących oszustw na tzw. legendę. Fot. Małopolska Policja


Osiem lat więzienia

Jest godz. 22, kiedy w mieszkaniu Zofii i Stefana* dzwoni telefon stacjonarny. W słuchawce odzywa się mężczyzna, który ma do przekazania bardzo złą informację. Ich syn, jadąc samochodem, na przejściu dla pieszych potrącił kobietę. Jeśli pokrzywdzona umrze, sprawca może trafić za kratki nawet na 8 lat! Koniecznie potrzebuje pieniędzy na kaucję. Rozmówca nie przekazuje Zofii i Stefanowi, gdzie doszło do wypadku, a opisywane przez niego okoliczności zdarzenia dynamicznie się zmieniają.

Seniorka podaje mężczyźnie numer swojej komórki. Teraz w mieszkaniu na zmianę dzwonią już dwa telefony. Po drugiej stronie słuchawki odzywa się m.in. policjant, który żąda 180 tys. zł na kaucję. Problem w tym, że starsze małżeństwo ma w mieszkaniu „tylko” 122 tys. zł i tysiąc dolarów amerykańskich. Do tego jeszcze złotą biżuterię: kolczyki, obrączkę ślubną oraz pierścionek. Rozmowy telefoniczne trwają do ok. północy. W pewnym momencie mężczyźni informują, że po pieniądze przyślą kuriera, który jest również pracownikiem policji.

Tak się dzieje. Pod drzwiami mieszkania zjawia się zapowiadany mężczyzna, którego seniorzy wpuszczają do środka. Przekazują mu gotówkę, którą ten wkłada do przewieszonej przez ramię saszetki. Wychodząc zabiera jeszcze leżącą na stole biżuterię. Starsze małżeństwo chce otrzymać pokwitowanie, ale mężczyzna przekazuje, że tym zajmie się policja. „Kurierem” okazuje się opisywany przez nas już wcześniej Zygmunt P. Jak poprzednim razem, żadnego wypadku oczywiście nie było, a seniorzy rozmawiali z oszustami. Znów dochodzi do spotkania pod „Adasiem”. P. kolejny raz dostaje tysiąc złotych.

W wyniku czynności operacyjnych policjanci w końcu zatrzymują Zygmunta P. w jego mieszkaniu. Znajdują tam ponad 22 tys. zł. Pieniądze są spięte gumką. Później zostaną zwrócone jednej z poszkodowanych.

Krakowski sąd skazał Zygmunta P. łącznie za cztery oszustwa. Wszystkie miały podobny przebieg do dwóch przez nas opisanych. Sąd stwierdził, że P. doprowadził poszkodowanych do niekorzystnego rozporządzenia mieniem: w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Działał wspólnie i w porozumieniu z innymi nieustalonymi dotąd osobami. Poza karą więzienia sąd wymierzył skazanemu grzywnę (5 tys. zł). Orzekł też, że mężczyzna ma naprawić szkody, które wyrządził poszkodowanym. Zgodnie z wyrokiem powinien oddać im ponad 240 tys. zł.

P. przyznał się do zarzucanych mu czynów. Jak czytamy w aktach sprawy, zaprzeczył „jednocześnie ustaleniom faktycznym”. Potwierdził, że odbierał od pokrzywdzonych pieniądze, które następnie przekazywał innemu mężczyźnie. Za każdym razem otrzymywał wynagrodzenie w kwocie tysiąca złotych

Wszystkie ofiary były w sędziwym wieku.

Jeden z poszkodowanych zmarł nieco ponad rok od oszustwa.

Jak wspomnieliśmy, w ubiegłym roku przed krakowskim sądem zapadł jeszcze jeden wyrok w tego typu sprawie. Klaudia P. została skazana na siedem miesięcy więzienia. Też była tzw. odbierakiem. Od oszukanego mężczyzny odebrała 40 tys. zł. Sąd uznał, że doprowadziła go do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.

*imiona poszkodowanych zostały zmienione