Szef resortu powiedział, że z jego analiz wynika, że wczoraj, gdyby nie ograniczenia w przemieszczaniu się ludzi, mielibyśmy ponad 16 tysięcy chorych. – To pokazuje, o ile zredukowaliśmy napór pacjentów – dodał w rozmowie z radiową "Trójką".
W ocenie ministra, przyjdzie moment, kiedy liczba zachorowań sumarycznie osiągnie nawet 50 tysięcy osób, ale w jednym czasie może ich być kilkanaście tysięcy.
– Będzie i 20 tysięcy, i 50 tysięcy, sumarycznie liczonych oczywiście. Jednoczasowo na szczycie liczymy na to, że to nie będzie 40 tys. osób, które potrzebują hospitalizacji, ale dziesięć, kilkanaście tysięcy – powiedział Szumowski.
Podkreślił, że obostrzenia nie działają na tyle, aby zlikwidować epidemię. Taki cel można by osiągnąć, gdyby trzykrotnie zwiększona została redukcja kontaktów społecznych. – My mamy ją na poziomie dwudziestu kilku procent, a powinniśmy mieć 60 proc., żeby wygasić epidemię – dodał.