Od 3 do 6 lat więzienia dla oskarżonych o handel narkotykami i uczestnictwo w grupie przestępczej chce prokurator dla członków Wisła Sharks. Tymczasem obrona punktuje nieścisłości i luki w zeznaniach małego świadka koronnego, na którego informacjach opiera się akt oskarżenia.
Śledczy najwyższych kar zażądali dla nieformalnych liderów grupy: Marcina M. – 6 lat więzienia, i Roberta B. – 5 lat więzienia. Prokurator domaga się dla Pawła L. 4 lat odsiadki, Grzegorza N. – 3,5 roku, a dla Tomasza D., Michała A., i Mateusza O. – 38 miesięcy. Zdaniem prokurator Wiktorii Kwiatkowskiej, propozycje kar są adekwatne do winy i szkodliwości społecznej.
– Nie może być miejsca dla grupy, która pod postacią kibicowania piłkarskiemu klubowi rekrutuje najmłodszych i używa przemocy – stwierdziła. Prokurator przekonywała, że zeznania Mateusza B. są spójne i wiarygodne.
– Świadek skupiał się przede wszystkim na swojej roli w grupie. Opowiadał, jak działała. Pozostałe dowody weryfikowały to, co mówił – powiedziała Kwiatkowska. Chodzi tu o wiadomości sms, na Facebooku czy nagraną rozmowę telefoniczną. – Oskarżeni praktycznie nie kontaktowali się telefonicznie ze sobą, tylko na treningach – dodała.
„Świadek nic nie wie”
Linia obrony adwokatów oskarżonych polegała na wypunktowaniu wszystkich nieścisłości w zeznaniach Mateusza B. oraz zdyskredytowaniu jego wiarygodności. Mecenas Maciej Lis, obrońca trzech oskarżonych, dowodził, że wyjaśnienia Mateusza B. są wyssane z palca, a on sam większości oskarżonych nie zna i nic nie wie na temat ich działalności. Zdaniem adwokata, B. miał uzupełniać swoje luki w pamięci w kolejnych przesłuchaniach.
– Miał pokątne lub zasłyszane informacje. Nie miał żadnej wiedzy o tym, co się działo w grupie. Coś mu tam dzwoni, ale nie w tym kościele. Twierdzę, że nie wiedział o żadnej działalności oskarżonych – powiedział adwokat. – Kiedy pytała obrona, mało co wiedział. Gdy pytanie stawiała prokuratura, dużo więcej – dodał Maciej Lis.
Obrońca Grzegorza B. oraz Michała A. również skupił się na tym, iż na podstawie kilku zdań z przesłuchania Mateusza B. zatrzymano jego klientów i postawiono poważne zarzuty. – Świadek mówił, że brał narkotyki od danej osoby, ale jakie ilości i ile razy konkretnie, to już nie wie. Albo że ktoś tam dawał komuś tam, ale też nie jest pewien ilości – powiedział Maciej Burda.
Zdaniem mecenasa, policjanci nie zweryfikowali w czasie postępowania przygotowawczego słów Mateusza B. – Celem B. było osiągniecie jak najlepszej pozycji procesowej. Okazało się jednak, że jego słowa są niewystarczające, oczekiwano, że obciążą większą grupę osób – stwierdził Burda.
– Dobrze by było, aby prokuratura, polując na rekiny, działała tak jak orka. Najpierw dobrze wytypowała ofiarę, a później zagoniła ją pod powierzchnię. W tym przypadku tak się nie stało – uważa adwokat.
Podobne zdanie na temat wiarygodności, a raczej kompletnym jej braku, ma adwokat Macieja M. – On sam sobie zaprzecza. Ile razy jest przesłuchiwany, tyle razy tworzy. Kompletnie nie można brać jego zeznań pod uwagę, jeśli się chce oprzeć na nich wymierzenie kary – podkreślił mecenas Andrzej Mucha. – Mateusz B. przyznałby się do wszystkiego, byle mieć święty spokój – dodał.
– Sąd nie może rozstrzygać o winie, widząc to, co powiedział świadek B. Nie możemy się kierować emocjami. Trzeba precyzyjnie opisać czyn: nawet jeśli coś sprzedawali, to jak to rozdzielić – który z oskarżonych sprzedał ile? Nie ma żadnych ilości wskazanych – przekonywał Maciej Burda.
„To nie hymn dilerów, tylko Wisły”
To przełomowy proces jeśli chodzi o zarzut dotyczący udziału w grupie przestępczej mającej na celu obrót środkami odurzającymi i psychotropowymi. Pierwszy raz bowiem oskarżeni zostali zidentyfikowani i nazwani jako grupa Wisła Sharks. Zdaniem obrony, to nonsens.
Mecenas Lis dowodził, że to nie żadna grupa przestępcza, tylko subkultura kibicowska. To, że się identyfikują z klubem i posiadają np. tatuaże czy naklejki, nie oznacza, że od razu popełniają w związku z tym przestępstwa. Zdaniem Lisa, grupa ta też nie miała żadnego szefa, nie była zorganizowana w żaden sposób. – Pomagali sobie, bo tak wynikało z ich relacji w subkulturze, a w nie grupie przestępczej – stwierdził.
Maciej Burda argumentował, że nie ma żadnych zarzutów dotyczących chuliganki okołostadionowej. Dlatego sąd powinien zbadać, czy faktycznie oskarżeni brali udział w grupie tylko dlatego, żeby handlować narkotykami. – Sam fakt pozostawania w relacjach handlowych nie oznacza, że to grupa. To, co B. opowiadał o ustawkach itp. nie ma żadnego znaczenia – podkreślił mecenas.
Adwokat powiedział również, że jeden z zarzutów został oparty na tym, iż jego klient śpiewał hymn drużyny piłkarskiej. – Ale to nie jest hymn dilerów narkotyków, tylko Wisły. Można być uczciwym „sharksem”. „Sharks” nie ma obowiązku popełniania przestępstw!
Ile narkotyków w narkotyku?
Jak już zostało wspomniane, aby sprawiedliwe ukarać, trzeba wskazać, kto, co i ile posiadał, sprzedał lub przekazał innej osobie. W tym przypadku obrona uważa, że prokuratura nie ustaliła ilości narkotyków, tylko oparła akt oskarżenia na tym, co mówił B.
A to też już zostało wspomniane, że ilości zmieniały się w zależności od przesłuchania. Raz B. miał brać od Marcina M. 200 gramów, a raz 500 gramów. Zdaniem obrony, zeznawał, że brał zawsze po 200, po czym nagle stwierdził, że jednak 500, a później prokuratura pomnożyła to przez liczbę miesięcy i wyszła ilość ponad 7 kg, które miał Mateuszowi B. przekazać Marcin M.
Jeśli jednak chodzi o konkretne ilości, to adwokat Andrzej Mucha. uważa, że te wyliczenia są błędne. A to z racji tego, iż z próbek znalezionych w domu oskarżonego wynikało, że skład działki to w 90% kofeina, a w pozostałej części siarczek amfetaminy. – Jak do kilograma mąki wrzucę łyżkę kokainy, to będą odpowiadał za to, że mam kilogram kokainy? – powiedział mecenas.
Jak dodał adwokat, tylko za te ilości, które zostały znalezione w jego domu, powinien odpowiadać jego klient. Przypomnimy, że było to 850 gramów, ale idąc logiką adwokata, ostatecznie powinna być mowa o 85 gramach. „Na własny użytek”, jak dodał później Marcin M.
Prokurator Kwiatkowska odpowiedziała na ten zarzut, iż amfetamina nie funkcjonuje w czystej postaci, a im więcej dopełniaczy, tym więcej działek – więcej ludzi, którzy mogą się odurzać i więcej pieniędzy zarobionych przez dilerów.
Warto podkreślić, że same mowy końcowe trwały ponad 6 godzin.
„Będę żył w abstynencji”
Główny oskarżony, Marcin M., który dopuścił się swojego czynu w warunkach recydywy, prosił sąd o łagodny wymiar kary. – Miałem nieznaczne ilości na własny użytek, bardzo tego żałuję, proszę uwierzyć, że krytycznie podchodzę do tego. Chcę iść na leczenie odwykowe, nie mieć nic do czynienia z narkotykami i żyć w abstynencji. Chce wrócić do rodziny – powiedział „Chudy”.
Drugi z nieformalnych bossów, Grzegorz B., stwierdził, że zarzuty wobec niego pochodzą z „bujnej wyobraźni Mateusza B.” i że żaden ze świadków nie potwierdził jego słów. – Dlaczego wierzy się w jego cudowne nawrócenie? – pytał „Wiślak”. – Ne potrzebowałem handlować, aby zarobić na życie, bo pracowałem od 18. roku życia – dodał.
Michał A. narzekał na działania prokuratury i jego 13-miesięczne zatrzymanie. Odniósł się też do roli Mateusza B. i nazwał go cwaniakiem oraz przestępcą. – Najlepiej jest, jak za jego przestępstwa pójdą siedzieć wszyscy, tylko nie on – stwierdził oskarżony.
Wyrok w tej sprawie zostanie wydany 9 sierpnia. Nie jest też wykluczone, że prokuratura nie rozszerzy zarzutów dotyczących grupy o te związane z przestępstwami przeciwko zdrowiu i życiu.