MPK próbowało ukryć przed Zarządem Transportu Publicznego pogłębiający się kryzys kadrowy. Dopiero majowe problemy przełamały zmowę milczenia – wynika z dokumentów zgromadzonych przez komisję rewizyjną rady miasta.
Wojciech Krzysztonek, przewodniczący komisji rewizyjnej, w rozmowie z LoveKraków.pl mówi, że radni zdecydowali się przeprowadzić kontrolę nie w MPK, a w ZTP. – Wykonujemy kaskadową kontrolę, aby uniknąć zarzutów, że przekraczamy swoje kompetencje – podkreśla. Prawo pozwala radzie miasta sprawdzić działanie miejskich jednostek, a jedną z nich jest urząd odpowiedzialny za organizację i nadzór nad funkcjonowaniem transportu publicznego. Za audyt w MPK (działają na podstawie kodeksu spółek handlowych) odpowiedzialna jest rada nadzorcza firmy.
Kiedy MPK powiadomiło o swoich problemach?
Z dotychczasowej pracy radnych wyłania się ponury obraz funkcjonowania komunikacji miejskiej. MPK, na podstawie podpisanej jeszcze w 2014 roku umowy, ma obowiązek „niezwłocznie” powiadomić urzędników o „wszelkich zaistniałych lub przewidywanych przeszkodach” w świadczeniu usług.
O problemach kadrowych w miejskiej spółce zaczęło robić się głośno w drugiej połowie maja. Radny Łukasz Gibała w interpelacji skierowanej do prezydenta Krakowa stwierdził, że w zajezdni na Woli Duchackiej brakuje 60 kierowców, w Płaszowie – 20 prowadzących. Z odpowiedzi wiceprezydenta Andrzeja Kuliga, która nadeszła kilka dni później, można dowiedzieć się, że problem został już zauważony przez urzędników. Sprawą zajął się również wiceprzewodniczący rady Michał Drewnicki, który pierwszego dnia czerwca skierował do prezydenta pismo. Zastępca Jacka Majchrowskiego stwierdził wówczas, że „operator wykazywał w maju znaczący wzrost niewykonanych przewozów…”.
– Do dziś nie dostaliśmy informacji, kiedy MPK formalnie powiadomiło ZTP o swoich problemach, co przekładało się na dostępność transportu publicznego. Odnoszę wrażenie, jakby to była i chyba dalej jest jakaś tajemnica służbowa. Czekamy dalej na wyjaśnienia – komentował w poniedziałek Wojciech Krzysztonek. Podobnie wypowiada się radny PiS Michał Drewnicki. – Nie poznaliśmy dokładnej daty, dalej na to czekamy – dodawał.
– Nie otrzymaliśmy żadnych informacji mogących świadczyć o sytuacji w MPK, które mogłyby przełożyć się na niewłaściwą realizację umowy – mówi nam Sebastian Kowal z Zarządu Transportu Publicznego. Na nasze pytanie nie odpowiedział rzecznik prasowy MPK Marek Gancarczyk.
Kara
Problemy MPK zaczęły narastać z miesiąca na miesiąc, a potwierdzają to w pewien sposób dane dotyczące kontroli z punktualności pojazdów. W styczniu autobusy miejskiego przewoźnika miały 12,8% niepunktualnych kursów, w lutym już 15,4%, w marcu – 20,8%, w kwietniu – 19,2%, a w maju aż 23,91%. Jednak ZTP kary naliczyło dopiero za maj – MPK otrzymało wynagrodzenie niższe o 59,8 tys. zł.
Dlaczego przewoźnik nie został ukarany? – Dominującą przyczyną braku punktualności i realizacji kursów były i są utrudnienia drogowe występujące nie tylko na terenie naszego miasta, ale również gmin sąsiadujących, gdzie przebiegają linie autobusowe – podkreśla Kowal.
Urzędnicy, mimo iż mieli możliwość przeprowadzenia pełnej kontroli, nie zdecydowali się na taki ruch. Dlaczego? – Mogliśmy tylko domniemywać, jaki był powód zwiększonej liczby niewykonanych kursów. Nie mieliśmy wtedy podstaw formalnych, aby wszcząć pełną kontrolę – tłumaczy pracownik ZTP.
Dodaje, że w czerwcu z raportów od przewoźnika, zmniejszenie wynagrodzenia wynosiło 162,5 tys. zł, natomiast kontrola w terenie ZTP skutkowała nałożeniem na przewoźnika dodatkowych 265 tys. zł kary z tytułu braku kursów. Lipiec był miesiącem spokojniejszym, zostały wprowadzone wakacyjne rozkłady jazdy, co w rezultacie przełożyło się na mniejsze straty dla MPK: wynosiły one w sumie 61,5 tys. zł. W sierpniu natomiast przewoźnik wykazał straty na poziomie 109 tys. zł, dodatkowo podczas wyrywkowej kontroli ZTP w terenie, kara zostało zwiększona o kolejne 477 tys. zł, co w sumie przełożyło się na zmniejszone wynagrodzenie o prawie 600 tys. zł
Aneksy ze wsteczną datą
W ocenie Wojciecha Krzysztonka niepokojący może być fakt podpisywania aneksów, których skutki prawne działały z mocą wsteczną. Mowa o dokumencie podpisanym 14 stycznia 2022 roku, ale jego zapisy miały obowiązywać od 1 stycznia. Do podobnej sprawy doszło w kwietniu: aneks miał obowiązywać od początku miesiąca, ale podpisano go dopiero po 13 dniach.
– To niepokojąca sprawa, ktoś z prawników może powiedzieć, że to dopuszczalne, a chodzi o wsteczne aneksowanie umów na realizację połączeń komunikacyjnych. Jeśli doszło do sytuacji, że połączenia przez dwa tygodnie nie zostały zrealizowane, to miasto powinno nałożyć karę umowną na przewoźnika. Ale mogło być tak, że aneksowano umowy, aby nie nakładać automatycznie kar. Czekamy na wyjaśnienia z ZTP – podkreśla Krzysztonek.
Przedstawiciel ZTP tłumaczy, że aneksy były podpisywane, ponieważ zmieniała się wielkość pracy przewozowej. Zaznacza, że nie da się uniknąć w ciągu roku korekt ze względu na liczne remonty, budowy, trasy objazdowe czy uwagi wnoszone przez mieszkańców Krakowa. Dodaje, że wszystko zostało zrobione zgodnie z prawem i nie ucierpiały na tym finanse miasta.
Urzędnik odpowiada, że podstawą prawną do wykonywania usług przewozowych jest umowa z 2014 roku. – Zmiany w wielkości pracy przewozowej zostają wprowadzone w formie aneksu do umowy. Taki sposób podpisywania aneksów jest standardowy, ponieważ zmieniała się wielkość pracy przewozowej – mówi Sebastian Kowal. Zaznacza, że nie da się uniknąć w ciągu roku korekt ze względu na liczne remonty, budowy, trasy objazdowe czy wnoszone uwagi przez mieszkańców Krakowa. Dodaje, że wszystko zostało zrobione zgodnie z prawem, a kary i tak sią wystawiane na koniec miesiąca na czym w rezultacie finanse miasta nie ucierpiały.