Mury stadionu przy Reymonta 22 znów straszą

Nie jest to jeszcze twierdza na miarę tej budowanej w latach 2001-2006, ale ligowcy przekraczając bramy stadionu im. Henryka Reymana znów mają się czego obawiać. Zwycięstwem z Koroną wiślacy wydłużyli passę domowych meczów bez porażki w Ekstraklasie do dziewięciu. Podobna seria zdarzyła im się ostatnio w sezonie 2010/11.

Zanim Robert Maaskant z Patrykiem Małeckim urządzili sobie mistrzowską rowerową przejażdżkę po murawie, wiślacy między 8 sierpnia 2010 a 15 kwietnia 2011 roku rozegrali przed własną publicznością jedenaście spotkań, z których wygrali dziewięć i zremisowali dwa, przy bilansie bramkowym 25-7 (do zestawienia nie wliczamy remisu 1:1 z Odrą Wodzisław z końcówki poprzednich rozgrywek). W tym czasie zdążyli zdemolować m.in. Legię Warszawa 4:0 i Lechię Gdańsk 5:2. Sposób na pokonanie Białej Gwiazdy w Krakowie znalazł dopiero Górnik Zabrze w 24. kolejce.

Obecna Wisła stoi przed szansą wyrównania osiągnięcia zespołu Holendra (i Tomasza Kulawika, który zwycięstwem z Arką rozpoczął sezon) jeszcze przed końcem roku. Wystarczy nie dać się pokonać Śląskowi Wrocław w najbliższy piątek i Pogoni Szczecin na zakończenie jesienno-zimowej części rozgrywek. Ale już teraz statystyki Brożka i spółki muszą budzić szacunek kibiców i lekkie zdenerwowanie zjeżdżających pod Wawel rywali.

Żadnemu z nich nie udało się poważnie zagrozić Wiśle na jej terenie. Na dziewięć meczów bez porażki złożyło się siedem zwycięstw i dwa remisy. Z pustymi rękoma z Reymonta wracali między innymi zawodnicy Legii, Lecha i Piasta, czyli trzech z czterech reprezentantów Polski w tej edycji europejskich pucharów (do kompletu brakuje tylko wrocławian). Zachwyca też bilans goli: na 15 zdobytych przypadł zaledwie jeden stracony, a siedem ostatnich spotkań Biała Gwiazda zakończyła z kompletem wygranych i zerem po stronie strat!

[Infografika] Wisła przy Reymonta 22 w liczbach:


– Nabiliśmy ten wynik na spółkę z kolegami – uśmiecha się Michał Miśkiewicz, lecz to tylko częściowa prawda. O jego ogromnym udziale w budowaniu świetnej passy świadczą statystyki. Według nich jest najskuteczniejszym golkiperem w ligowej stawce. Choć miejsce w pierwszej jedenastce Wisły dostał głównie z braku jakiegokolwiek konkurenta, kredyt zaufania spłacił już dawno.

Tylko Bekimowi Balajowi z Jagielloni udało się znaleźć drogę do bramki Miśkiewicza. Dla innych rywali wygląda ona, jakby wzorem popularnej reklamy opuścił między słupkami roletę garażową. Jeśli dodać do tego, że po krakowskiej murawie biegali już Prejuce Nakoulma, Mateusz Zachara, Wladimer Dwaliszwili czy Eduards Visnakovs, czyli przedstawiciele samej czołówki klasyfikacji strzelców T-Mobile Ekstraklasy, taki wynik trudno przecenić.

– Czasem są takie mecze, że piłka nie chce wpaść do bramki i trzeba gonić wynik do końca. Graliśmy u siebie, mieliśmy wsparcie kibiców i musieliśmy to wykorzystać – mówił po zwycięstwie z Koroną Łukasz Garguła, niejako potwierdzając tezę, że własne „cztery ściany” mają dla ekipy Smudy szczególne znaczenie. Co ciekawe, rozgrywający Wisły miał udział w zakończeniu jej legendarnej serii domowych meczów bez porażki.

11 listopada 2006 roku „Guła” w barwach GKS-u Bełchatów ograł swój obecny klub przy Reymonta 4:2. Do tego dnia Wisła pozostawała niepokonana przed własną publicznością przez kolejne 73 mecze. Serię, która do dziś pozostaje rekordem w historii polskich rozgrywek, zapoczątkowało niepozorne zwycięstwo 2:0 nad Widzewem Łódź pod koniec września 2001. Na ławce trenerskiej Wisły zasiadał wtedy… Franciszek Smuda.