Brak pracy, możliwości kształcenia, kultury i rozrywki. Do tego nieustanny terror. Tak miało wyglądać życie krakowskiej młodzieży podczas niemieckiej okupacji. I wyglądałoby, gdyby nie wola walki i kreatywność krakowskich uczonych. Wraz z młodymi ludźmi zorganizowali zakonspirowany Uniwersytet, który budził umysły i krzepił serca.
Po wybuchu II wojny światowej, profesorowie z Krakowa liczyli na porozumienie z Niemcami, które pozwoliłoby im kontynuować nauczanie. Nadzieje szybko zostały jednak rozwiane. W listopadzie 1939 roku, SS-man Bruno Muller zaprosił uczonych do sali nr 56 Collegium Novum. Pretekst: przedstawienie niemieckiego punktu widzenia w sprawie nauki i szkół akademickich. Muller oznajmił rozczarowanym gościom, że nauczanie dla szkół średnich i wyższych, a także prowadzenie bibliotek, jest zabronione. Ale to nie koniec. Wszyscy profesorowie zgromadzeni w Collegium Novum (180 osób) zostali aresztowani i wywiezieni do obozów w Sachsenhausen i Dachau. Wielu z nich nie przetrwało tej próby. A część z tych, którzy przeżyli, zmagali się z poważnymi chorobami. Jednak to właśnie w tych trudnych, obozowych warunkach narodziła się koncepcja nie tylko potajemnego nauczania, ale i wychowywania młodzieży.
- Niemcy dążyli do demoralizacji polskiej młodzieży. Pozbawili ich nie tylko możliwości kontynuowania nauki, ale także dostępu do kultury czy możliwości czytania książek - mówi Tomasz Stachów z Muzeum Pomorska 2. – Dzięki tajnemu nauczaniu młodzież mogła się rozwijać, a nie uciekać np. w alkohol – dodaje.
Mieczysław Małecki
Nie byłoby jednak tajnego nauczania, gdyby nie jeden z najmłodszych krakowskich profesorów, polonista Mieczysław Małecki. Przed wojną pełnił on funkcję kuratora „Bratniaka”, czyli ośrodka samopomocy studenckiej. Nawiązał wówczas bardzo przyjazne stosunki z młodzieżą, które odrodziły się po jego powrocie z obozu w Dachau.
Z tego powodu szef podziemnego UJ, prof. Władysław Szafer, podjął decyzję, że to właśnie Małecki obejmie funkcję głównego koordynatora tajnego nauczania w Krakowie. Czynnikiem przemawiającym za nim był również wiek – miał on wówczas 39 lat. Niemcy o konspirację podejrzewali głównie starsze grono naukowe – oraz funkcja pełniona u okupanta. Zaproponowali prof. Małeckiemu pracę w Ostinstitute (Instytut Niemieckich Prac na Wschodzie), jednocześnie roztaczając nad nim parasol ochronny. Przyjmując tę ofertę – za namową prof. Szafera – profesor polonistyki znalazł się poza wszelkimi podejrzeniami Niemców. A Małecki konspirował. Jego zadaniem było stworzenie planu powstrzymania działalności tej placówki. - Instytut miał przede wszystkim ugruntować obecność niemieckiej kultury na polskich ziemiach. Wykazać, że w Polsce od zawsze dominowała kultura niemiecka – mówi Katarzyna Mazur z Muzeum Armii Krajowej.
To właśnie w gabinecie profesora Małeckiego, mieszczącym się w biurze niemieckiej instytucji, odbył się pierwszy wykład tajnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Z polonistyki. Na wypadek niespodziewanej wizyty Niemców, studenci mieli udawać, że tworzą słownik niemieckich zapożyczeń w języku polskim.
Trzeba też dodać, że sami studenci zwrócili się do Mieczysława Małeckiego z pomysłem zorganizowania tajnego nauczania. Nie wiedząc, że profesor również do tego dąży.
Fot. Zofia Naporówna (pierwsza z prawej) z uczennicami, podczas tajnych kompletów j. łacińskiego prowadzonych we własnym mieszkaniu przy ul. Starowiślnej 33, Kraków 1943
Wykład kierownika spółdzielni
Aby móc kontynuować naukę, zarówno studenci, jak i wykładowcy musieli trzymać się ściśle określonych reguł. Hierarchia tajnego Uniwersytetu stworzona przez prof. Małeckiego wyglądała następująco: najważniejszy był rektor, potem kierownik studiów, czyli on sam, a pod nimi funkcje kierownicze pełnili studenci. W każdej grupie studentów znajdował się kierownik studiów, zwany również komendantem grupy młodzieży. Pełnił on kluczową rolę. Do jego zadań należało bowiem informowanie kolegów o miejscu i czasie zaplanowanych zajęć. Komendant był łącznikiem między studentami i wykładowcą. Warto wspomnieć, że prof. Małecki specjalnie przekazał dużą odpowiedzialność na rzecz studentów. Z pewnością to była dla nich cenna lekcja.
Studenci musieli się nieustannie zabezpieczać. - Na spotkania przychodzili i wychodzili pojedynczo. Musieli być także przygotowani na wypadek rewizji. Dlatego też podczas zajęć zawsze mieli przy sobie karty i wino tak, aby na wypadek zagrożenia zaaranżować spotkanie towarzyskie - mówi Tomasz Stachów.
Zakonspirowane było także zewnętrzne funkcjonowanie Uniwersytetu. Dowodzi tego fragment jednego ze sprawozdań prof. Małeckiego.
- Na zebraniu przedstawicieli wszystkich czynnych firm, odbytym w początkach stycznia 43 r., pod przewodnictwem kierownika spółdzielni, ustalono, że akcję spółdzielczą objęto 50 osobami. W roku 1943 powstały jeszcze następujące firmy: „Jedność” 30.IX.43), „Bujwid” -. X.43), „Kobierzec” (-.XI. 43), przedtem jeszcze „Freege”, wreszcie „Amundsen”. W sprawozdaniu dzisiejszym omówimy działalność każdej firmy osobno na podstawie wyników ankiety zarządzonej przez Kierownika Spółdzielni – pisał wykładowca.
W rzeczywistości „Jedność” oznaczała Wydział Rolniczy, „Bujwid” – Farmację, „Kobierzec” - Wydział Historii Sztuki. „Freege” obejmował studentów nauk przyrodniczych, fizycznych oraz matematycznych, a „Amundsen”- studentów geografii. Ponadto każdy wydział miał swojego „kierownika grup rzemieślniczych”, czyli koordynatora każdej z grup, a także „majstra” (wykładowcę) i „podmajstra” (asystenta docenta). Na czele stał „kierownik spółdzielni”, czyli profesor Mieczysław Małecki. Konspiracyjny Uniwersytet miał też swojego „Feniksa”, czyli Wydział Prawa. „Kierownik spółdzielni” o nim pisał:
Strach egzaminowanego studenta
Grupy tajnych kompletów liczyły od 5-10 osób. Zajęcia odbywały się w godzinach popołudniowych i wieczornych, ponieważ zarówno wykładowcy, jak i studenci na co dzień pracowali. Miejsca wykładów były różne i często zmieniane. Najczęściej zajęcia odbywały się w prywatnych mieszkaniach. Zdarzało się, że wykładano w zakładach dentystycznych, poczekalniach lekarskich czy klasztorach. Wykładowcy pobierali bardzo skromne pensje, ale to nie było najważniejsze. Przedstawia to jedna z anegdot o prof. Stanisławie Maziarskim. Odbył on swój pierwszy wykład w podziemiu dokładnie 6 listopada 1942 roku. Dokładnie 3 lata później zamknięto Uniwersytet Jagielloński - Maziarski miał zaplanowane zajęcia. Gdy studenci poprosili profesora histologii, aby usiadł – ten stanowczo się sprzeciwił. Odpowiedział, że przez całą karierę naukową przeprowadzał wykład stojąc i teraz także będzie.
Warto zauważyć, że we wszystkich sprawozdaniach prof. Małecki i studenci wspominali o mieszkańcach Krakowa, którzy wiedząc o tajnym nauczaniu, nie tylko potrafili dochować tajemnicy, ale także gorliwie pomagali młodzieży. Choćby udostępniając swoje mieszkania na potrzeby zajęć.
Tajne nauczanie odbywało się regularnie. A przeszkód było wiele. Studenci przedmiotów humanistycznych zmagali się z małą ilość książek. Studenci nauk biologicznych i chemicznych nie mieli dostępu do laboratoriów i odpowiednio wyposażonych pracowni. Nikt jednak nie narzekał. Brak warunków był rekompensowany bliskim kontaktem z gronem wybitnych profesorów.
- Nikomu z nas nie przychodziło nawet na myśl, by opuszczać wykłady lub seminaria. Nie pamiętam ani jednego przypadku niestawienia się w ustalonym miejscu i o ustalonej godzinie jakiegokolwiek z wykładowców. Nikogo nie zrażała podówczas ani pora, ani odległość, ani pogoda. Możliwość uczenia się była warta każdej ceny – wspominała niegdyś zajęcia na konspiracyjnym Uniwersytecie jedna ze studentek, Izabela Kupcówna-Kleszczowa.
Mimo arcytrudnych warunków uczniowie nie mogli liczyć na taryfę ulgową. Każdy przedmiot kończył się egzaminem. Ze wspomnień profesora Małeckiego wynika nawet, że poziom zajęć był wyższy od poziomu sprzed wojny. Profesorowie mówili z dumą, że nigdy nie spotkali tak gorliwej do nauki młodzieży. Około tysiąca absolwentów tajnego Uniwersytetu Jagiellońskiego zostało magistrami, a trzynastu – doktorantami.
Jedna z uczestniczek tajnych kompletów, Zofii Siudyt, po latach wspominała:
-Pierwsze kolokwium było z literatury średniowiecznej. O ironio! Byliśmy wszyscy nieprzytomnie zdenerwowani. A przecież w mieście szczerzył stalowe zęby terror. Co dzień i co noc łapano ludzi, rozstrzeliwano, wywożono do obozów. My jednak baliśmy się starym strachem egzaminowanego studenta, który konfrontował oto swe skąpe wiadomości z mistrzem. Może to jednak był i strach ambicyjny? Ogromnie zależało nam wtedy, by umieć nie jakoś tam, nie dobrze, ale celująco, znakomicie!
Autor: Piotr Juchowski