W październiku zeszłego roku radni z komisji kształtowania środowiska wyszli z projektem wprowadzenia nowej opłaty – za odprowadzanie wód opadowych i roztopowych do kanalizacji deszczowej. Magistrat wypunktował tę propozycję, wykazując liczne błędy, a wynik konsultacji społecznych jest jednoznaczny.
– Zapłacą właściciele domów, biurowców czy galerii handlowych, którzy odprowadzają wody opadowe z dachów budynków do kanalizacji miejskiej. Tę deszczówkę służby miejskie muszą odebrać, więc naszym zdaniem opłata powinna być adekwatna do tej, jaka jest pobierana za zwyczajny odbiór ścieków – tłumaczył nam wtedy radny Łukasz Maślona. Opłata miała funkcjonować od lipca tego roku.
Zapłaci ktoś jeszcze…
Wygląda na to, że nie jest to realny termin. Urzędnicy negatywnie odnieśli się do projektu radnych. Taką opłatą można by teraz objąć maksymalnie 15% miasta, a spore koszty ponosiłyby jednostki miejskie.
Prezydent wydał negatywną opinię projektu, tłumacząc to m.in. nieuregulowanym stanem prawnym dużej części otwartego systemu kanalizacji deszczowej. – Bardzo często wynika to z przyczyn nieskładania przez właścicieli nieruchomości wniosków o wykreślenie z ewidencji urządzeń melioracji wodnych rowów, na obszarach przekształconych z użytkowania rolniczego na budowlane i usługowe – tłumaczy.
Zmianą tego zajmuje się Klimat-Energia-Gospodarka Wodna, która w 2020 roku rozpoczęła proces regulacyjny. Zlecone zostało wykonanie operatów geodezyjnych dla 80 km rowów. A to dopiero jedna trzecia całości.
Następnie, gdy już urzędnicy dowiedzą się, jaki jest stan prawny, trzeba będzie uzyskać użyczenia bądź wykupić lub wykazać zasiedzenia dla tych gruntów.
– Do czasu uporządkowania stanu ewidencyjnego i prawnego nie ma możliwości pobierania opłat dla znacznej części rowów i kanałów. Ustalenie takiej regulacji dla około 50% istniejącego systemu, który jest uregulowany (głównie rowy przydrożne) nie ma uzasadnienia, ponieważ wprowadzi sytuację nierównego traktowania mieszkańców i podmiotów gospodarczych objętych różnym systemem kanalizacji – uważa magistrat.
Urzędnicy wytknęli radnym jeszcze kilka błędów. Jak twierdzą, wprowadzenie takiej opłaty spowoduje, że woda spływająca z dróg i placów zarządzanych przez ZDMK, wygeneruje koszty w wysokości ponad 12 mln złotych.
– Zarządcy budynków komunalnych (szkoły, urzędy, przedszkola itp.) zlokalizowani w strefie oddziaływania kanalizacji opadowej również zostaną obciążeni kosztami wprowadzanej opłaty – stwierdzają.
Urząd szacuje, że taka opłata mogłaby zostać wprowadzona tam, gdzie istnieje zamknięty system kanalizacji opadowej. Tyle że „zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi, istnieje tylko jedna stawka za zbiorowe odprowadzanie ścieków (bez względu na to czy mamy do czynienia z kanalizacją ogólnospławną czy sanitarną), która zawiera także koszty oczyszczania mieszaniny ścieków bytowych z wodami opadowymi lub roztopowymi będącymi skutkiem opadów atmosferycznych”.
Mieszkańcy przeciw
W styczniu zostały zorganizowane konsultacje społeczne. 261 krakowian powiedziało „nie” wprowadzeniu takiej opłaty, jedynie dwie osoby zgodziły się na nią.
Wśród argumentów przeciw opłacie podnoszono przede wszystkim kwestie finansowe. Wraz z wystrzałem fajerwerków żegnających 2020 rok, wzrosły różnego rodzaju opłaty. Poza tym opłata pomija studentów i turystów, którzy – zdaniem uczestników konsultacji – stanowią sporą grupę mieszkańców.
Dużo uwag mieli przedstawiciele spółdzielni mieszkaniowych, którzy dostrzegli problemy już zastane. W wielu przypadkach skomplikowane byłoby uzyskanie zgód na zamontowanie systemów odprowadzających wodę nie tylko z dachów budynków, ale też z parkingów.
Projekt uchwały miał być przedstawiony radnym na środowej sesji, jednak druk został wycofany.