Służby weterynaryjne szacują, że w całej Małopolsce jest ok. 5,5 tysiąca dzików, a w samym Krakowie około 300. Zarówno miasto, jak i powiatowy lekarz weterynarii są zgodni, że jedyną metodą na regulację populacji jest odstrzał.
Dyrektor wydziału kształtowania środowiska Małgorzata Mrugała przyznaje, że temat dzików jest kłopotliwy. Zarówno dyrektor, jak i podlegli jej urzędnicy mają przecież za zadanie również chronić zwierzęta.
Na początku jednak Mrugała postawiła diagnozę: dzików w mieście może tylko przybywać, bo to dla nich dobre miejsce do życia. Zwłaszcza że od jakiegoś czasu rolnicy postawili na uprawę kukurydzy. To właśnie tam dziki czują się najlepiej. Bogate w białko pożywienie pozwala im na zwiększanie populacji.
Świetnie pływają
Jest też problem z migracją. Jak zauważyła dyrektor Mrugała, rzeki czy jeziora nie stanowią przeszkód dla dzików, ponieważ są dobrymi pływakami. Problem pojawia się tam, gdzie człowiek zaingerował w przyrodę. Okazuje się, że przeszkodą w migracji stad jest południowa obwodnica Krakowa. Stąd też takie nagromadzenie ich w dzielnicach wchodzących w skład dawnego Podgórza.
Ludzi, świadomie lub nie, poprzez dokarmianie i wyrzucanie jedzenia na podwórka czy łąki również przyczynili się do ekspansji dzików. – Mamy nawet zdjęcie, na którym widać jak matka z dzieckiem karmią dzika – mówi Mrugała.
Odłów równa się śmierć
Poddawane przez ekologów pomysły, aby zamiast zabijania odławiać osobniki i wywozić, nie przekonują urzędników. Według nich takie zwierzę przez chęć uwolnienia się, jest w stanie zadać sobie niemalże śmiertelne rany. I tak czy inaczej musi zostać zabite.
Pozostaje jeszcze cena takiej procedury. Warszawa chciała płacić za jedna sztukę 2 tys. złotych, mniejsze miejscowości ok. 1,5 tys. złotych.
– Jedyną skuteczną metodą jest odstrzał dzików – mówi Małgorzata Mrugała. Dyrektor nie jest jednak bez serca. Przekonuje, że należy edukować ludzi, jak obcować z dziką przyrodą i – nawet nieświadomie – nie krzywdzić jej.
Małgorzata Mrugała podkreśla, że dziki są niezbędne ekosystemowi i nam. – Bez nich zginiemy – stwierdziła.
Nie ma ich dużo
Powiatowy lekarz weterynarii Piotr Śliwa powiedział, że w całym regionie może być około 5,5 tysiąca dzików. W Krakowie szacuje się, że na kilometr kwadratowy występuje maksymalnie jeden dzik, co daje liczbę około 300.
Piotr Śliwa zaznaczył, że obecna polityka jest taka, że każde zdarzenie zgłaszane z udziałem dzika kończy się jego śmiercią. Działania te są podejmowane po to, by ograniczyć ich liczbę na terenie miasta.
Piotr Śliwa zgodził się z działaniami miasta, choćby w kwestii informacyjnej. Zasugerował, aby na terenie Krakowa, zwłaszcza tam, gdzie są tereny zielone, pojawiło się więcej tabliczek ostrzegających o możliwości spotkania dzikiego zwierzęcia i informacje o tym, jak się w takim przypadku zachować.
Radny Wojciech Krzysztonek złożył wniosek, aby komisja praworządności zwróciła się do prezydenta z prośbą o zwiększenie finansowania wydziału kształtowania środowiska na cele związane z edukowaniem i informowaniem mieszkańców z zakresu możliwości występowania dzików na terenach miejskich.