Przed sądem apelacyjnym zapadł prawomocny wyrok w sprawie skazanego na dożywocie Wojciecha R. Sąd I isntancji uznał, że mężczyzna zabił jedną osobę i uczestniczył w zabójstwie dwóch kolejnych. Do zdarzenia doszło 24 lata temu, pod Skawiną.
We wrześniu 2000 roku w Jurczycach leżących niedaleko Skawiny odbyło się spotkanie, które zakończyło się tragicznie dla trzech osób i ich rodzin – Barbary K., partnera kobiety Waldemara J. i Leszka W. W łazience, jak ustalił sąd, dwóch mężczyzn urządziło egzekucję, strzelając w głowy bezbronnych ludzi. 19 stycznia, blisko 25 lat po tym morderstwie, zapadł nieprawomocny wyrok.
Oskarżonych w tej sprawie było dwóch: Krzysztof P. ps. „Loczek”., kryminalista, o którym jego znajomi mówili, że jest psychopatą, i 24-letni wówczas Wojciech R., który – jak stwierdził sąd – był zafascynowany społecznością przestępczą. Ten pierwszy zmarł w zakładzie karnym, a drugi 19 stycznia tego roku usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności i zapłatę 200 tys. zł nawiązki dla córki jednej z ofiar.
Przypomnimy, że pięć osób w domu w Jurczycach spotkało się w celu omówienia stworzenia w tym miejscu agencji towarzyskiej. Więcej o wyroku i okoliczności zabójstwa, pisaliśmy poniżej:
Ślad buta
Obrona złożyła apelację od wyroku, domagając się uniewinnienia oskarżonego. Adwokaci zarzucili sądowi I instancji dowolność w ocenie dowodów czy też nierozstrzygnięcie wątpliwości na korzyść oskarżonego.
Mecenas Magdalena Stanisławska-Czop przekonywała, że „wyrok zawiera wiele nadinterpretacji, które doprowadziły do nieprawidłowych wniosków”. Tłumaczyła m.in. to, dlaczego oskarżony zmieniał treść swoich wyjaśnień – kwestią czasu, który upłynął od zdarzenia. A także podważając jeden z dowodów, czyli ślad buta znaleziony na miejscu zdarzenia. Według adwokat sąd z całą pewnością przypisał ten ślad do oskarżonego, podczas gdy nie ustalono, że był on pozostawiony przez Wojciecha R.
– Sprawa ma charakter poszlakowy. Jedyną osobą, która była świadkiem tego zdarzenia jest oskarżony Wojciech R. W związku z tym, wszelkie stwierdzenia, które znajdują się w materiałach z postępowania, należy weryfikować z wielką ostrożnością – dodał mec. Zbigniew Ćwiąkalski, drugi obrońca oskarżonego. Były minister sprawiedliwości podkreślił, że sąd zinterpretował wszelkie wątpliwości na niekorzyść Wojciecha R.
Ćwiąkalski przypomniał, że jego klient od początku brał udział w postępowaniu, wyjaśniał i tłumaczył – odwrotnie do drugiego oskarżonego, który jeszcze wtedy żył. Prawnik przypomniał, że Krzysztof P. ps. Loczek wielokrotnie kłamał w tej sprawie, wskazując dwukrotnie na dwóch innych mężczyzn.
Bez kolizji z prawem
Zdaniem obrony, sąd I instancji powiązał Wojciecha R. z półświatkiem przestępczym. Tymczasem w rejestrze karnym nie ma ani jednego śladu przestępczej działalności oskarżonego. Dodatkowo osoby powiązane z grypą „Pyzy”, a z którą to też był łączony R., zeznali, że go nie znają. – Raz tylko Wojciech R. był wylegitymowany przez policję, gdy z grupą innych osób głośno się zachowywał – przypomniał adwokat.
Zbigniew Ćwiąkalski zasugerował, że skoro „Loczek” zmarł w „dziwnych okolicznościach w zakładzie karnym, to należy przerzucić odpowiedzialność na Wojciecha R.”. – Sąd stara się dopasować okoliczności do tego, aby obciążyć R. i skazując go na najwyższy wymiar kary, jakby to on był inicjatorem i głównym sprawcą śmierci trzech osób – stwierdził.
Co ciekawe, obrońca zdradził, że przez sześć lat od zdarzenia, Wojciech R. przebywał pod opieką psychologa. – Nigdy nie mógł się z tym pogodzić – dodał.
Żałuje…
– Niezmiernie żałuję, że wsiadłem do tego samochodu. Żałuję, że wpadłem na pomysł, aby pośredniczyć w kojarzeniu Barbary K. z osobami, które chciały otwarcia tego biznesu. Natomiast nie godzę się z tym, że zostałem skazany za to, czego nie zrobiłem – powiedział Wojciech R.
– Nie poinformowałem służb, nie udzieliłem pomocy, zacierałem ślady, ale to było spowodowane tym, jakim człowiekiem był „Loczek” i jaką presję wywierał. Był gwałcicielem – nie tylko dosłownym, ale również psychicznym – powiedział R.
Oskarżony dodał, że Krzysztof P. do samego końca sprawiał wrażenie, że cała ta sytuacja skończy się dobrze.
Prokurator nie miał wątpliwości
Marek Sosnowski z Prokuratury Regionalnej zawnioskował o utrzymanie wyroku. Stwierdził, że sąd odpowiednio ocenił zgromadzone dowody. Zdaniem śledczego nie ma wątpliwości, że to Wojciech R. oddał strzał i to z przyłożenia do Waldemara J., o czym ma świadczyć opinia biegłego z zakresu balistyki. Tu prokuratura i sąd wykluczyły udział Krzysztofa P.
Córka Barbary K., która występuje jako oskarżyciel posiłkowy, również zabrała głos. – Skoro oskarżony twierdził, że Krzysztof P. był tak niebezpieczny, był przestępcą, to dlaczego zdecydował się z nim jechać na spotkanie? Dlaczego Krzysztof P. miałby wziąć takiego chłopka-roztropka na tak ważne spotkanie? – pytała retorycznie.
Dodała, że Wojciech R. miał 21 lat na to, by o zdarzeniu poinformować, a mimo to, po całym zdarzeniu mieszkał z „Loczkiem”, chodził z nim na zakupy i razem mieli ustalić alibi. – Przecież nie był jego zakładnikiem – stwierdziła.
Wyrok: 25 lat więzienia
Sąd apelacyjny, wydając wyrok, nieznacznie zmienił opis czynów i skazał mężczyznę na 25 lat pozbawienia wolności. Sąd uznał, że Wojciech R. nie oddał strzału do Waldemara J. Nie było jednak wątpliwości, że brał udział w trzech morderstwach.