„Wyobraża pan sobie, co czuła córka, gdy zmywała krew swojej matki po zabójstwie?”. Wyrok dożywocia dla Wojciecha R.

fot. Dawid Kuciński/LoveKraków.pl

Sprawiedliwość po latach – tak można określić wyrok, jaki zapadł w sprawie potrójnego zabójstwa sprzed blisko 25 lat w podkrakowskich Jurczycach. Jeden ze sprawców został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności, drugi, nie doczekawszy procesu, zmarł w areszcie.

We wrześniu 2000 roku w Jurczycach leżących niedaleko Skawiny odbyło się spotkanie, które zakończyło się tragicznie dla trzech osób i ich rodzin. W łazience dwóch sprawców urządziło egzekucję, strzelając w głowy bezbronnych ludzi. 19 stycznia, blisko 25 lat po tym morderstwie, zapadł nieprawomocny wyrok.

Sprawców było dwóch: Krzysztof P. ps. „Loczek”., kryminalista, o którym jego znajomi mówili, że jest psychopatą, i 24-letni wówczas Wojciech R., który – jak stwierdził sąd – był zafascynowany społecznością przestępczą. Przed ziemskim wymiarem sprawiedliwości stanął ten drugi, oskarżony o udział w dwóch zabójstwach i zamordowanie jednej osoby. „Loczek” umarł w celi aresztu śledczego.

Zabójcza fascynacja

Z ustaleń sądu wynika, że 24 lata temu Wojciech R. już się nie uczył, mieszkał z rodzicami, pomagał im prowadzić działalność gospodarczą, a jego partnerka była w ciąży. To wtedy też zaczął obracać się w towarzystwie osób z krakowskiego półświatka, szczególnie z ludźmi należącymi do tzw. grupy „Pyzy”. Wojciechowi R. te osoby imponowały. W nawiązywaniu kontaktów miał pomóc kuzyn oskarżonego Grzegorz, który określał się jako „przestępca na pół etatu”.

Wkrótce pojawił się pomysł na niezły zarobek. Gangsterzy zarabiali krocie na agencjach towarzyskich i taki biznes chciał otworzyć Wojciech R. W tym celu skontaktował się z Krzysztofem P. „Loczkiem”.

Mężczyźni po rozmowie ustalili, że pojadą do Jurczyc, by obejrzeć dom, w którym agencja mogłaby powstać.

Spirala długu na dnie butelki

Jurczyce to wieś między Skawiną a Przytkowicami. Tam w luksusowej jak na tamte czasy posiadłości mieszkała Barbara K. wraz ze swoim partnerem Waldemarem J. W trakcie postępowania wynikło, że kobieta prowadziła działalność gospodarczą i była osobą zamożną, ale uzależniła się od alkoholu i popadła w spiralę zadłużenia. Zaczęła pożyczać pieniądze od osób powiązanych ze światem przestępczym. Tak właśnie jej los skrzyżował się z „Loczkiem” i Wojciechem R.

Sędzia Aleksandra Sołtysińska powiedziała, że Barbara K., za namową innych osób, uznała, że jej dom nadawałby się na agencję towarzyską. Do tego jej partner chciał sprzedać mieszkanie i w ten sposób udałoby im się odbić od dna.

Przestrzelone nogi

Wieczorem 8 września 2000 roku w domu przebywa pięć osób: właścicielka Barbara K., „Loczek”, Wojciech R. i potencjalny kupiec mieszkania Leszek W. Partner Barbary – Waldemar J. –  jest na drugim piętrze i ma zakaz schodzenia do uczestników spotkania.

W pewnym momencie dochodzi do konfliktu między Leszkiem W. a „Loczkiem”, ale przyczyna nie została ustalona. Najprawdopodobniej do szamotaniny doszło dlatego, że gangster użył przemocy wobec kobiety.

„Loczek” sięgnął więc po broń i postrzelił Leszka W. Z badań biegłych wynika, że pociski uszkodziły uda i prącie mężczyzny. Ale rany te nie zagrażały jego życiu, jeszcze wszystko mogło się zakończyć na tym etapie. Wtedy jednak zapadła decyzja, że wszyscy mają znaleźć się w małej łazience. Nadchodził czas egzekucji.

Bliska jednej z ofiar podczas ogłoszenia wyroku
Bliska jednej z ofiar podczas ogłoszenia wyroku

„Oni zawsze myślą, że wszystko będzie w porządku”

Sędzia próbowała odpowiedzieć na pytanie: dlaczego sprawcy zdecydowali się na zabójstwo trzech osób? Najpewniej wybierając między możliwością złapania przez policję i usłyszenia zarzutów m.in. o postrzeleniu Leszka W., a zlikwidowaniem wszystkim świadków i zatarciem śladów, wybrali to drugie.

Sprawcy zaprowadzili Barbarę K. i rannego Leszka W. do łazienki, następnie Wojciech R. poszedł po Waldemara J., który najprawdopodobniej nie wiedział, co się dzieje, bo był pod wpływem alkoholu, a do tego przebywał dwa piętra wyżej. Broń, której używał „Loczek”, miała tłumik.

Między sprawcami miała wywiązać się krótka rozmowa. – Ofiary do końca myślą, że wszystko będzie dobrze – miał powiedzieć Wojciech R.

– Oni zawsze tak myślą – miał odpowiedzieć „Loczek”.

Pierwszy od strzału w głowę zginął Leszek W., następnie Barbara K., tu jednak jeden strzał nie wystarczył, morderca chciał mieć pewność, że kobieta nie przeżyje, dlatego strzelił ponownie. W tym czasie Wojciech R. trzymał nogę na plecach leżącego Waldemara J. (z taką siłą, że został odcisk buta na jego ciele), a następnie wziął broń, przyłożył do głowy i pociągnął za spust.

– Strzelali tak, żeby ofiary nie miały żadnych szans – powiedział sędzia Sołtysińska.

„Profesjonaliści”

Po zabójstwie mężczyźni posprzątali dom, by pozbyć się śladów, a na koniec rozsypali pieprz, żeby psy policyjne nie złapały tropu. Następnie zabrali samochód jednej z ofiar i ruszyli w drogę do Krakowa. Nie dojechali daleko, rozbili się w przydrożnym rowie. Skontaktowali się z partnerką „Loczka, prostytutką, która niedawno również złamała zmowę milczenia i opowiedziała stróżom prawa wszystko, co usłyszała od momentu, kiedy sprawcy wsiedli do jej „malucha”.

Wojciech R. nie przyznał się do zarzutów, ale też nie zaprzeczył, że brał udział w wydarzeniu. Nie wyraził również skruchy, nie przeprosił. Do samego końca kiwał przecząco głową, nie zgadzając się z tym, co mówiła sędzia.

Sąd miał do dyspozycji jedynie jego wyjaśnienia, jeśli chodzi o przebieg wydarzeń, ale nie uwierzył w tłumaczenia, że robił wszystko, co kazał mu „Loczek”, bo się go bał. Strach przyszedł później. Za późno.

Co mówią zmarli?

– Zmienił pan swoją fascynację światem przestępczym dopiero po zabójstwie – zwróciła się sędzia do oskarżonego. – To widać, bo przez 20 lat nie popełnił pan żadnego przestępstwa. Więc tak, był pan przerażony, ale dopiero po zabójstwie – stwierdziła.

– Nie musiał pan oddać tego strzału i mógł zachować się inaczej do samego początku. A pan godził się na te zabójstwa i chciał ich dokonać od samego początku – powiedziała sędzia.

Aleksandra Sołtysińska nie znalazła żadnych okoliczności łagodzących, stąd wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. – To była zbrodnia bez powodu, nie musiało do niej dojść. Nie było tak silnych więzi między uczestnikami zdarzenia, które mogłyby wywołać tak gwałtowne emocje. To była egzekucja. Te osoby nie zasłużyły w żadnej mierze na śmierć – podkreśliła sędzia.

Badania przeprowadzone przez biegłych wiele powiedziały o sprawie. Pokazały, w jakich okolicznościach doszło do pierwszego postrzelenia, jak przed śmiercią bite były ofiary i kto w jaki sposób zabijał.

Barbara K., podkreśliła sędzia Sołtysińska, była godnie reprezentowana przez swoją córkę. Sędzia dodała, że sprawcy nie tylko odebrali życie trzem osobom, ale również niesłychanie mocno wpłynęli na ich rodziny.

– Wyobraża pan sobie, co musiała czuć córka, kiedy zmywała krew swojej matki z łazienki po zabójstwie? – zapytała Wojciecha R.

Wyrok jest nieprawomocny.

News will be here

Aktualności

Pokaż więcej