„Zabiliśmy trzy osoby, młodego poniosło”. Ubrania, które mieli, wrzucili z mostu Dębnickiego do Wisły

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Na rozprawie dotyczącej potrójnego zabójstwa zeznawała W.D – kobieta, która w młodzieńczym i burzliwym czasie swojego życia pracowała w różnych agencjach towarzyskich, a los związał ją z Krzysztofem P. „Loczkiem”. To właśnie ona swoim żółtym „maluchem” odebrała oskarżonych, którzy wracali z miejsca morderstwa. O samym zabójstwie wiedziała i tę tajemnicę nosiła w sobie przez 20 lat.

Z zeznań W.D wynika, że jej historia w związku z tą sprawą rozpoczyna się od wpadki z paleniem marihuany w prywatnej szkole, a następnie z przenosinami do publicznego liceum. Później były kłótnie z rodzicami i chęć usamodzielnienia się, w tym wyprowadzki. Jak przyznała, wkrótce pojawiły się problemy finansowe, a ratunkiem okazało się pójście do pracy – do agencji towarzyskiej. Był 1996 rok.

Love story

To właśnie w jednym z takich przybytków poznała „Loczka”, wtedy jeszcze Krzysztofa W., a później P. (przyjął nazwisko po żonie), który, gdyby żył, wraz z Wojciechem R. zasiadałby na ławie oskarżonych za potrójne zabójstwa w Jurczycach..

„Siwa”, bo taką dostawała ksywę w pracy, opowiadała prokuratorowi, że zauroczyła się nim. – On chyba mną również – stwierdziła. Nie przeszkadzało jej, że był gangsterem związanym z tzw. grupą "Pyzy", ani to, że jest żonaty. – Nie można powiedzieć, że byliśmy parą, ale ciągnęło nas ku sobie – mówiła. Nie spotykali się jakoś regularnie, jednak los wielokrotnie ich stykał ze sobą.

W 1998 roku „Loczek” namówił W.D na wyjazd do Niemiec. – Tak naprawdę chodziło mu o to, żebym w torbie przewiozła narkotyki. I ja to nieświadomie zrobiłam – mówiła. W tym samym roku zdała maturę. Kobieta w końcu zaszła w ciążę i na jakiś czas zrezygnowała z pracy w domu publicznym.

Później jej życie zaczęło się normować. Za namową rodziców wróciła do nauki, poszła na studia. – Zacząłem zadawać się z normalnymi ludźmi, ale los znów mnie rzucił na „Loczka” – opowiadała.

Po 2 w nocy zadzwonił telefon…

Po zabójstwie, do którego doszło w podskawińskich Jurczycach na początku września 2000 roku, Krzysztof P. i Wojciech R. odjechali samochodem jednej z ofiar, ale wkrótce wylądowali w rowie. Do Skawiny zawiózł ich przypadkowo spotkany na trasie kierowca. Z trudnej sytuacji mężczyzn uratowała W.D. "Loczek" miał przy sobie telefon komórkowe i wybrał numer do swojej kochanki.

– Powiedział, że jestem jedyną osobą, która może mu pomóc. Przeciwstawiałam się, mówiłam, że mam dziecko, ale upierał się, żebym do niego przyjechała. Najpierw mówił o „Jubilacie”, później o Tesco przy Kapelance, a następnie, żebym przyjechała do Skawiny – zeznawała przed sądem kobieta. „Siwa” zostawiła śpiące dziecko i wsiadła do żółtego malucha. Wkrótce zgarnęła z ulicy dwóch mężczyzn.

W samochodzie „Loczek” miał być podekscytowany, Wojciech R. przerażony. – Rozmawiali ze sobą, „Loczek” mówił, że właśnie zabili trzy osoby, że „młodego” poniosło i strzelał – wyjawiła przed sądem.

Według relacji świadka, mężczyźni rozebrali się w aucie, a gdy dojechali w okolice mostu Dębnickiego, kobieta wysiadła z samochodu i wrzuciła ich ubrania do Wisły. Później udali się pod mieszkania Wojciecha R. przy ul. Włóczków, a sami wrócili do Nowej Huty, gdzie mieszkała W.D. Tam doszło do rozmowy między nią a "Loczkiem", lecz jak przyznała, była chaotyczna i niewiele z niej zrozumiała. Wszystko wyjaśniło się w ciągu dnia, gdy trafiła na telewizyjne wiadomości, w których mówiono o zabójstwie pod Skawiną.

Znała chłopaków z miasta

To, że „Loczek” zadzwonił akurat do „Siwej”, nie było przypadkiem. Od dłuższego czasu był poszukiwany przez policję, a koledzy za to, że zeznawał o pobiciu ze skutkiem śmiertelnym kuriera, który wiózł bombę przeznaczoną dla „Pyzy”, odwrócili się od niego.

W.D znała wielu z tej grupy. Przed sądem wymieniała kolejne nazwiska i ksywy. Jednak przyznała, że do gangu nie należał oskarżony Wojciech R.

Oprócz tego po zabójstwie, umówili się na spotkanie w Domu Plastyka, by ustalić swoje alibi. Wojciech R. miał po prostu twierdzić, że tej nocy był w domu. Alibi „Loczka” miały być zaręczyny z W.D, mimo że był wtedy w związku małżeńskim.

„Loczek” został jednak niedługo po tym aresztowany w innej sprawie, a później  otrzymał status świadka koronnego, pogrążając swoich dawnych kolegów (i osób, których nawet nie znał). Z Wojciechem R. „Siwa” nie miała kontaktu. Spotkała go, jak mówiła, parę lat później na ul. Brackiej, pracował w kiosku swojego ojca. – Wojtek był spokojny, nie wyglądał jakby był gangsterem – zeznała.

Ciekawe jest to, że to W.D postanowiła opowiedzieć śledczym o tym, czego doświadczyła. Wiązało się to z wizytą policjantów z krakowskiego „Archiwum X”, ale w innej sprawie. – Postanowiłam, że opowiem im o tym. Umówili mnie z prokuratorem. Staram się już o tym zapomnieć, bo to były dla mnie traumatyczne zdarzenia – stwierdziła.

W kwietniu w tej sprawie ma w roli świadka zeznawać Zbigniew Ś., "Pyza".