Sprawa przetargu na strzelnicę trafi do Prokuratury Krajowej?

Dyrektor ZIS Krzysztof Kowal fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Po tym jak Zarząd Infrastruktury Sportowej unieważnił przetarg na wyłonienie operatora zabytkowej strzelnicy na Woli Justowskiej, jeden z oferentów, Fundacja Wiedza, postanowił skierować sprawę do Prokuratury Krajowej. – Nasz radca prawny stwierdził, że tak będzie najlepiej – twierdzi Brodziński. ZIS nie ma sobie nic do zarzucenia w tej sprawie.

Strzelnica remontowana była przez trzy lata. Po zakończeniu prac, które pochłonęły 12 mln zł, Zarząd Infrastruktury Sportowej ogłosił przetarg na operatora obiektu. Za 40 lat zarządzania ZIS chciał minimum 15 mln złotych. Do licytacji stanęły cztery podmioty: firma Kinko, Ortopedicum, Sławkowska 1 oraz Fundacja Wiedza. Ostatecznie przetarg nie został rozstrzygnięty, zdaniem ZIS-u, zgodnie z prawem, a urzędnicy mają przedstawić prezydentowi Krakowa nową formułę procedury.

To nie spodobało się niektórym oferentom. Jeden z nich twierdzi, że zgłosił sprawę do Prokuratury Rejonowej Kraków-Podgórze. Na jej zlecenie do siedziby ZIS-u w środę mieli wejść policjanci, aby zabezpieczyć dokumentację (ta informacja jednak nie jest prawdziwa).

Na tym jednak się nie skończy. Jak informuje Piotr Brodziński, mecenas fundacji stwierdził, że najlepiej będzie poinformować o sprawie Prokuraturę Krajową, aby to ona przejęła śledztwo. – Jestem rozczarowany tym, że nie można w Krakowie normalnie wystartować w przetargu. Ludzie w komentarzach pisali nam, jak mogliśmy być tacy naiwni – komentuje członek zarządu fundacji.

Jakie konkretnie zarzuty stawia urzędnikom Brodziński? Przede wszystkim zastanawia się, dlaczego komisja przetargowa nie chciała pokazać protokołu z posiedzenia, skoro wszystko jest jawne. – Dwa tygodnie temu komisja stwierdziła też, że prace muszą zostać przedłużone. Zapytaliśmy, skąd taka zwłoka, jednak do dziś żadne nasze pismo nie zostało rozpatrzone. A komisja w środę przestała istnieć. Jak można wydać decyzję przed rozpatrzeniem wniosków? To się nie mieści w głowie – opowiada prezes.

– Być może naszymi działaniami przywrócimy wiarę w to, że można startować w tym mieście do przetargów – dodaje.

Policja: Dokumenty nie były niszczone

Z informacji, jakie otrzymaliśmy od rzecznika prasowego małopolskiej policji, wyłania się inny obraz sprawy. – Po pierwsze, nie zabezpieczaliśmy dokumentów, choć zostaliśmy wezwani na interwencję, gdyż otrzymaliśmy zgłoszenie o tym, że są one niszczone. To się nie potwierdziło – mówi Sebastian Gleń.

Policjant zwraca uwagę również na to, że funkcjonariusze nie działali na zlecenie prokuratury. – Nie prowadzimy też takiego postępowania. Jeśli faktycznie prokurator zdecyduje o tym, aby dokumentację zabezpieczyć, to zrobimy to. Jednak w siedzibie ZIS-u policjanci widzieli ją i została ona zabezpieczona, po czym złożona do sejfu. Na kopercie podpisał się również pełnomocnik oferenta – tłumaczy rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Według oficera tryb prowadzenia tej sprawy nie jest odpowiedni. Sebastian Gleń przypomina, że istnieją odpowiednie instytucje, które zajmują się tego typu sprawami. Mowa tu o Krajowej Izbie Odwoławczej, która ocenia, czy dany przetarg przebiegł odpowiednio oraz wyjaśnia zarzuty podmiotów, które brały udział w procedurze. – W tej chwili nie mamy podejrzeń o popełnieniu przestępstwa – dodaje Sebastian Gleń.

Jak poinformowali nas przedstawiciele prokuratury rejonowej, na razie sprawa nie została zarejestrowana.

Kowal: „Nic bym nie zrobił”

Do wydarzenie odniósł się w czwartek dyrektor Zarządu Infrastruktury Sportowej, Krzysztof Kowal. – Jeden z niezadowolonych oferentów zadzwonił na policję i dlatego funkcjonariusze się zjawili. Mamy rocznie tysiąc przetargów i jakby za każdym razem tak się działo, to nic byśmy nie mogli zrobić – komentuje dyrektor i dodaje, że dokumenty zostały zabezpieczone na jego prośbę. Jednak nie wiadomo, czy były tam te dokumenty, o których mówi Piotr Brodziński.

–  Jeśli chodzi o przetargi, to mnie zależy jedynie na dobru gminy i jej obiektów, a nie na tym, co komuś się wydaje. Coś się otwiera w kieszeni na widok niektórych publikacji medialnych, nie pozwolę, aby opluwano moich pracowników – podkreślił Krzysztof Kowal.