Szef krakowskiej sieci przychodni: W tym tempie szczepienia skończymy za 5 lat

fot. pixabay.com

– Trudno mówić o szczepieniu populacyjnym, skoro mamy 30 dawek tygodniowo – mówi dr Jerzy Radziszowski z przychodni Diamed. – W tym tempie zakończymy za pięć lat – dodaje.

Radni z komisji zdrowia rady miasta Krakowa zaprosili na posiedzenie m.in. dra Jerzego Radziszowskiego, którego przychodnia realizowała szczepienia w Domach Pomocy Społecznej, a teraz jest odpowiedzialna za szczepienie nauczycieli.

Doktor mówił o symbolicznej liczbie dawek i o tym, że dziennie na inne choroby szczepionych jest u niego nawet 150 osób. – Więc te szczepienia „populacyjne” są tylko z nazwy – stwierdził.

Według dra Radziszowskiego do końca kwartału nie ma mowy o tym, aby zwiększyć liczbę szczepień, bo brakuje dawek. Medyk zauważył również, że jest spory problem z grupą zero. – Bardzo dużo medyków i personelu medycznego nie dostało nawet pierwszej dawki – mówi.

– Czy właściwe było zaszczepienie pensjonariuszy DPS-ów przed medykami? Mam wątpliwości, bo to środowisko dobrze chronione od czynników zewnętrznych, ale ma kontakt właśnie z personelem medycznym. I to właśnie oni powinni być w pierwszej kolejności zaszczepieni – powiedział lekarz.

Poproszę to, co miała Krystyna Janda

Jeśli chodzi o szczepienia seniorów z grupy 70 i 80+ to grafik jest pełny. – Warte odnotowania jest to, że frekwencja sięga 100%. Seniorzy szczepią się chętnie, nie trzeba nikogo przekonywać. Są zdecydowani, poinformowani, sprawnie to wszystko przebiega – ocenił.

W tym tygodniu ruszył też program szczepienia nauczycieli, którym przydzielono szczepionkę firmy AstraZeneca. Według Jerzego Radziszowskiego młodsi nauczyciele są dobrze zorientowani i nie mają wątpliwości, że nic im nie grozi po przyjęciu szczepionki.

Wśród starszych jednak są problemy. – Chcą być szczepieni tym, czym była Krystyna Janda albo Leszek Miller. Staramy się tłumaczyć, wyjaśniać, ale jak ktoś się już zafiksuje… Część osób rezygnuje, jak nie ma do wyboru szczepionki innego producenta – opowiada doktor.

Również organizacyjnie nie jest najlepiej. Zdaniem lekarza nauczyciele nie powinni przychodzić do punktów szczepień czy szpitali węzłowych. Z dwóch powodów: po pierwsze, istnieje wysokie ryzyko transmisji wirusa, po drugie zabiera to za dużo czasu. Optymalnie byłoby wykorzystać odbudowywane przez lata gabinety pielęgniarskie, które kiedyś również do szczepień służyły.

– Wtedy jeden lekarz mógłby obsłużyć kilka szkół i szczepień byłoby znacznie więcej niż teraz – stwierdza Radziszowski.

Kuleje również system ewidencji szczepień. Lekarze poświęcają sporo czasu na uzupełnienie dokumentacji elektronicznej, a jak się pomylą albo wystąpi niezależny od nich błąd, placówka nie ma wypłaconego świadczenia za wykonaną pracę.

Algorytm

Lekarz zwraca uwagę na absurdy, do jakich dochodzi. – Mam w lodówce 100 dawek AstraZeneca i nie mogę nikogo nimi zaszczepić poza nauczycielami. A jak np. ktoś odmówi drugiej dawki lub w międzyczasie zmarł z powodu wieku lub innej choroby, to tej drugiej dawki nie mogę dać komuś innemu jako pierwszej, ponieważ nie ma zabezpieczonej drugiej. Istnieje algorytm, który mówi, co mamy zrobić z tą dawką, ale nikt go nie rozumie. Najprościej byłoby tę dawkę zutylizować i każdy byłby szczęśliwy: urzędnicy, lekarze i pacjent, który nie będzie miał rozbudzonych nadziei – stwierdza szef przychodni.

Dr Jerzy Radziszowski podsumował, że nie ma nic gorszego niż rozbudzone nadzieje, które nie zostały spełnione. Tak jest w przypadku „narodowego programu szczepień”. – Zniechęcenie narasta z dnia na dzień. Ludzie mówią, że nie udało im się raz, drugi, trzeci zarejestrować i machają w końcu na to rękę, mają dość – powiedział.

– Potrzebujemy szczepionek, żeby szczepić – podkreślił.

News will be here