Uwaga, promieniowanie. Po defektoskopie wciąż ani śladu. Śledztwo trwa

Pamiętacie jeszcze sprawę defektoskopu, który zawiera źródło promieniotwórcze? Po ponad czterech miesiącach od jego zagubienia, urządzenia nadal nie odnaleziono.
Aparat gammagraficzny, który zawiera wysokoaktywne źródło promieniotwórcze, został zagubiony w nocy z 21 na 22 marca podczas robót budowlanych na ulicy Kocmyrzowskiej. Urządzenie służy do wykrywania różnego rodzaju wad materiałów (m.in. budowlanych): pęknięć, odwarstwień oraz szczelin.

Dr Paweł Gajda z Wydziału Energetyki i Paliw Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie ostrzegał na naszych łamach, że jeśli defektoskop dostanie się w niepowołane ręce, może stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia tego człowieka oraz osób postronnych. – Dopóki urządzenie pozostaje zamknięte, nic nam się nie stanie. Dopiero w momencie jego otwarcia wiązka promieniowania może być dla nas zagrożeniem. Przy czym nie mówimy o ekspozycji, która trwa minutę, tylko więcej czasu – przekonywał naukowiec z AGH.

Sprawa defektoskopu jest obecnie w Prokuraturze Rejonowej Kraków-Nowa Huta. W toku śledztwa zarzuty przedstawiono jednej osobie. Chodzi o 33-latka, który był odpowiedzialny za nadzór nad urządzeniem. – Zastosowano wobec niego wolnościowe środki zapobiegawcze – twierdzi Krzysztof Dratwa z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Właściciel defektoskopu wyznaczył nagrodę za odnalezienie urządzenia. Mimo to wciąż jest poszukiwane. – Prowadzone są czynności procesowe i operacyjne, nakierowane na odnalezienie urządzenia. Jednak z uwagi na dobro postępowania i charakter tych czynności, brak jest możliwości udzielenia bardziej szczegółowych informacji w tym zakresie – zapewniają w prokuraturze.