„W więzieniu kobieta musi mocniej zapracować na szacunek” [VIDEO]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Dlaczego kobiety wybierają służbę w więzieniu? Na to pytanie nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Jednak w świecie zdominowanym przez mężczyzn radzą sobie coraz lepiej. A dodatkowo pomagają osadzonym w resocjalizacji. Odwiedziliśmy zakład przy ul. Montelupich, aby wysłuchać historii kobiet w mundurach służby więziennej.

Porucznik Anna Czajczyk

Mimo że jest rzeczniczką prasową, ma za sobą dziewięcioletnie doświadczenie w kontaktach z osadzonymi. – Pełniłam służbę jako psycholog. W nowej roli jestem dopiero od tygodnia – opowiada porucznik Anna Czajczyk, filigranowa brunetka.

– Każdy, kto wybiera taką pracę, ma wizję, jak to jest w zakładzie karnym. Później konfrontujemy się z nią. Mamy kontakt z osobami wykluczonymi, a nasza praca polega na tym, aby ich przywrócić do społeczeństwa – dodaje.

Funkcjonariusze muszą być w ciągłym pogotowiu i potrafić się obronić. Również kobiety, choć już wiemy, że rzadziej są obiektami agresji ze strony osadzonych. Mimo wszystko przechodzą liczne szkolenia z samoobrony.

W razie zagrożenia wykorzystają wszystko do tego, aby go uniknąć. Dlatego są uczone, jak bronić się np. w gabinecie. – Do samoobrony można wykorzystać długopis czy kubek – zdradza por. Czajczyk.

Ważna rola kobiet

W krakowskiej służbie więziennej pracuje około dwóch tysięcy funkcjonariuszy, z czego 400 to kobiety. Większość, prawie 1/3 z nich, wybrało służbę zdrowia, kolejnym działem jest ten penitencjarny, gdzie panie są głównie wychowawcami lub psychologami. Jedynie 5% z nich trafiło do działu ochrony.

– Większość osadzonych to mężczyźni. Kobiety stanowią 3% z nich. Wymagane jest, aby kontrole osobiste były przeprowadzane przez osoby o tej samej płci – wyjaśnia obecność kobiet na pierwszej linii frontu porucznik Czajczyk.

Kierownikiem działu ochrony przy ul. Montelupich jest właśnie kobieta. – Jeśli chodzi o Kraków, na 11 jednostek dyrektorem aresztu śledczego w Podgórzu również jest kobieta. Jesteśmy na wszystkich szczeblach – informuje.

Dla skazanych mogą w jakikolwiek sposób tworzyć namiastkę normalnego domu, choć oczywiście o jakiejkolwiek bliższej relacji praktycznie nie ma mowy. – Osadzeni potrzebują kontaktów interpersonalnych z kobietami. Dodatkowo relacja z kobietą-funkcjonariuszem może się stać środkiem oddziaływania na więźnia w procesie resocjalizacji – stwierdza pani porucznik.

Więźniów trzeba wszystkiego uczyć. Od tego, aby zaczęli używać szczoteczki do zębów i mówić „dzień dobry”, do słuchania muzyki klasycznej. Później to procentuje. Jak opowiada por. Czajczyk, zdarzyło się, że spotkała byłego podopiecznego w sklepie. – Przywitał się i wpuścił przed siebie do kolejki. Widać, że nasza praca nie idzie na marne.

Nie ma mowy o podrywie

Agnieszka, strażniczka działu ochrony, w służbie jest od prawie trzech lat. I to na pierwszej linii frontu. Dlaczego wybrała właśnie mundur służby więziennej? – Na pewno trochę z ciekawości. To specyficzne i niedostępne dla zwykłego obywatela środowisko. Chciałam zobaczyć, jak to życie wygląda. Jest to ciężka praca. Każdy dzień jest inny, mimo że obowiązki są podobne. Nigdy nie wiemy, co nas zaskoczy.

Na co dzień przez cały czas ma kontakt z osadzonymi. Przeprowadza ich do łaźni, na widzenia czy spotkania z wychowawcami, przygotowuje do różnych czynności.

– Jak więźniowie podchodzą do pani? Zdarza się, że podrywają?

– Trzeba sobie zbudować duży szacunek i od samego początku stawiać jasne granice i ich przestrzegać. To moja praca, służba. Trzeba podchodzić do tematu na chłodno i to pozwala uniknąć dwuznacznych sytuacji – opowiada.

Na kozetce

– W miejscu, w którym jesteśmy, znaleźć się może każdy. Tymczasowi aresztowani i skazani. Są osoby z różnymi zaburzeniami, chorzy psychicznie, którzy czasowo u nas przebywają. Są również osoby niebezpieczne. Właściwie każdą osobę, którą sobie pan wyobrazi, można tutaj znaleźć – mówi kpt. Dominika Strzebońska-Typkiewicz, Starszy Psycholog Ośrodka Diagnostycznego.

– Jak się pani czuje w obecności osoby, która dopuściła się najcięższych przestępstw?

– Do pracy tutaj nie trafiają osoby przypadkowe. Trzeba mieć ponad przeciętną odporność na stres i głęboką świadomość strachu. Bo to nie jest tak, że siedzi się tutaj bez obaw. Głupotą byłoby twierdzić, że niczego się nie boimy, ale potrafimy zapanować nad naturalnymi odruchami – odpowiada.

W pamięci nie zapadło jej dużo wydarzeń. Zaczynała pod opieką kolegów starszych fachem, poznawała organizm od podszewki. – Wszyscy tu od siebie zależą. Warto dowiedzieć się, jak to wszystko funkcjonuje – mówi.

O osobach przychodzących do gabinetu mówią „klienci”. – Bo pacjent niesie w sobie jakieś usprawiedliwienie, kojarzy nam się z kimś, kto nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił – tłumaczy.

A więc pierwszym klientem była osoba, która się okaleczała. A dodatkowo była na bakier z higieną.

– Chciała wymusić korzystne dla siebie decyzje ze strony administracji. I to był taki szok, bo na wolności nikt tego nie robi. No, chyba że nastolatki, aby zrobić wrażenie na partnerce i zmusić ją do powrotu. Dorośli tego nie robią. Później oczywiście takich zdarzeń mniej lub bardziej dramatycznych było więcej. Na szczęście to nie nasz chleb powszedni. Uodparniamy się na to, ale nie uniewrażliwiamy.

Kobieta tłumaczy, że nie ma osób zdrowych psychicznie. Pytam więc, jak pobyt w zakładzie zamkniętym wpływa na ludzką psychikę. – Każdy z nas ma swoje małe traumy, nawyki, które chciałby schować… Umówmy się, że rzadko kiedy trafiają do nas ludzie przez przypadek lub zaniedbanie – twierdzi pani kapitan.

– Była pani świadkiem metamorfozy?

– Tak, to niesamowita radocha. Jak się patrzy na człowieka, który się zmienia… Te osoby wychodzą na warunkowym, a my mamy o nich jeszcze jakieś informacje. Widzimy, że mija termin upływu warunkowego, nie jest cofnięty, nie widzimy go później rok, dwa, kilka lat, aż pamięć o nim się zamazuje… I to jest fajne – podsumowuje Dominika Strzebońska-Typkiewicz.

Zdjęcia i montaż: Sebastian Dudek

Aktualności

Pokaż więcej