Wolontariusze są zmęczeni, petycja o miasteczko dla uchodźców

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Do naszego miasta przybyło 90 tys. osób, władze wydały 15 mln zł z rezerwy na sytuacje kryzysowe. A w sieci pojawiła się petycja do władz miejskich i wojewódzkich o stworzenie  miasteczka „dla przychodźców”. Jej autorzy podkreślają, że siły wolontariuszy się wyczerpują.

– Od początku konfliktu zbrojnego organizacje pozarządowe, fundacje i zwykli obywatele miasta przejęły ciężar zapewnienia opieki i środków pomocowych dla tysięcy obywateli Ukrainy. Siły te są niestety na wyczerpaniu – czytamy w petycji.

W mieście brakuje wolnych mieszkań, a baza, która wynosi 500 łóżek, to za mało. – Wszystkie dane wskazują, że przedłużający się konflikt wygeneruje napływ co najmniej kolejnego miliona uchodźców na teren naszego kraju – uważają autorzy.

Następnie twierdzą, że to właśnie duże miasta są punktami docelowymi osób, które opuściły Ukrainę. Takim właśnie jest Kraków.

– Uważamy więc, że należy natychmiast stworzyć miasteczko dla przychodźców ze zorganizowaną infrastrukturą i możliwością systemowego wsparcia. Miejscem takim może być teren Biznes Park Zabierzów ze względu na dobre skomunikowanie kolejowe, istniejącą infrastrukturę oraz bazę w postaci opuszczonych budynków biurowych lub tereny wykorzystywane przez Światowe Dni Młodzieży – wskazują twórcy petycji.

– Brak natychmiastowej reakcji władz Krakowa i województwa spowoduje klęskę organizacyjną oraz humanitarną i przyniesie nie tylko chaos, ale i sytuację, która okryje nas – europejskie miasto – wstydem – dodają.



„Koordynujcie!”

– Teraz trafią do nas ludzie jeszcze bardziej poszkodowani, bezbronni, zagubieni – potrzebujący pomocy. Wszelakiej pomocy. Dlatego nie tłumaczcie nam, że się więcej nie da. Da się! Tylko wesprzyjcie tych, którzy rzucili wszystko, by nieść pomoc. Słuchajcie i w końcu cokolwiek koordynujcie! – taki apel zamieścił w sieci jeden z krakowskim radnych Łukasz Maślona.

Problem z koordynacją potwierdzają informacje i apele, jakie do nas docierają. Wczoraj napisała do nas Oksana, która pomaga na Dworcu Głównym. Według niej brakuje wsparcia logistycznego, ale to nie wszystko.

– Na dworcu brakuje wszystkiego: od jedzenia po noclegi, o prysznicach nie wspominając. Jedzenie dowożą ludzie prywatni, wolontariusze (czyli osoby, które po prostu przychodzą i zakładają kamizelkę odblaskową) próbują pomagać, ale nie są w stanie tego chaosu ogarnąć sami. Nie ma żadnej organizacji ze strony miasta/wojewody – uważa.

– Wolontariusze są już zmęczeni, a tylko na nich to się tak naprawdę opiera. Dodatkowo wolontariusze muszą płacić za parking, jeśli przyjeżdżają pomóc. Noclegów od kilku dni już nie ma, a będzie tylko gorzej. ZHP się stara, ale to powinno się opierać na wojewodzie lub kimś, kto za to odpowiada – stwierdza Oksana.

A kto za to odpowiada?

– Zdajemy sobie sprawę, jak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale nieprawdą jest, że nikt tego nie koordynuje. Działa tam punkt recepcyjny obsadzony przez urzędników, w którym uchodźcy są rejestrowani i jeśli chcą znaleźć u nas schronienie, to są kierowani na noclegi – mówi Monika Chylaszek, rzecznik prasowy prezydenta Krakowa. Na miejscu pracują urzędnicy, ratownicy medyczni i harcerze.

Jednak przy skali zjawiska, trudno o porządek. Do samego Krakowa przybywają codziennie tysiące uciekinierów z Ukrainy. Osoby te mogą znaleźć dach nad głową m.in. w hali Cracovii czy dawnym szpitalu przy ul. Śniadeckich, a w tym tygodniu pojawią się jeszcze setki miejsc w Plazie czy przy ul. Kapelanka. Należy pamiętać, że to jednak tymczasowe rozwiązania.

Na obraz „chaosu” na dworcu składają się również ci, którzy planują dalszą podróż. –  Nie wszyscy chcą zostawać w Krakowie, tylko czekają na transport: inny pociąg czy znajomych, którzy ich odbiorą. Dlatego wygląda to, jak wygląda – podkreśla Chylaszek.

Co z „miasteczkiem dla przychodźców”? Rzeczniczka prezydenta mówi, że to nie należy to do gestii miasta – w końcu wskazany został Zabierzów. Jednocześnie zaznacza, że przecież w Krakowie powstają tego typu miejsca, jak choćby wcześniej wymieniona Plaza.

Monika Chylaszek dodaje też, że takie rozwiązania muszą być stosowane czasowo w sytuacji kryzysowej. – Miasto nie może przyjąć więcej osób niż jest w stanie się zaopiekować. W interesie każdego jest to, by nie tworzyć koczowisk, gdzie osoby te będą przebywały w nieskończoność, tylko wszystkich rozlokować – mówi. Idealnym rozwiązaniem jest korzystanie z miejsc poza Krakowem, ale tu znów – jest wyraźna niechęć do opuszczania dużego ośrodka miejskiego.

O sytuacji opowiadał wiceprezydent Krakowa Andrzej Kulig


News will be here