Przez blisko dwie godziny władze Krakowa i przedstawiciele Wód Polskich wysłuchiwali pytań i oskarżeń ze strony mieszkańców podtopionych terenów w Starym Bieżanowie i Prokocimiu.
Krakowianie zgromadzeni w magistracie nie kryli rozgoryczenia. Oberwało się miejskim urzędnikom, którzy w teorii odpowiadają za zarządzanie kryzysowe. – Byłem razem ze znajomym sprawdzić zbiornik przeciwpowodziowy. Pracownik powiedział nam, że zbiornik jest wypełniony w 95 procentach. Szybko skalkulowaliśmy, że mamy nie więcej niż 20 minut, aż woda się przeleje. Może gdyby były służby, mielibyśmy szansę uratować trochę dobytku. To jest zaniedbanie ze strony służb – mówił pan Marek, mieszkaniec ulicy Popiełuszki. – Nieprawdą jest, że państwo nas wspierali. Jedynie przywieźliście worki i nic nam nie pomagaliście – podkreślił.
Jeszcze ostrzej o działaniach miejskich służb wypowiadała się mieszkanka ulicy Łazy, która stwierdziła, że na miejscu pojawiło się zaledwie kilku strażaków. – A państwo nas informujecie, że były wszystkie służby. Nie było nikogo – zaznaczyła pani Anna.
Zarządzanie kryzysowe nie istnieje
Wtórował jej inny mieszkaniec Bieżanowa. – Zarządzanie kryzysowe tu nie istnieje. Te rzeczy, które robiliście w niedzielę, trzeba było zrobić w czwartek. Co zrobiło zarządzanie kryzysowe? Nic nie zrobiło – mówił.
Mieszkanka ulicy Lipowskiego: – W czwartek dzwoniłam o worki z piaskiem, to usłyszałam, że może będą o godzinie trzeciej. Zgłaszałam, że jesteśmy we dwoje, a mąż ma amputowaną nogę i nie dajemy rady. Dzwoniłam, prosiłam. O północy, gdy przyszła duża fala, to pan przez telefon się mnie spytał, czy mają nas ewakuować. Później nie przyszedł nawet nikt, żeby zobaczyć czy ktoś się topi. Nie było żadnej pomocy – nie kryła rozgoryczenia.
– Po kilku godzinach dostałem piasek, a worek mogłem sobie jedynie na głowę położyć – mówił mieszkaniec ulicy Udzieli.
Mieszkańcy czują się oszukani
Fala krytyki spadła również na Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, które odpowiada za utrzymanie rzek i bezpieczeństwo przeciwpowodziowe. – Czuję się oszukana –mówiła Anna Mroczek, była radna Krakowa, mieszkanka Starego Bieżanowa. – Gdzie są pozostałe zbiorniki retencyjne? – pytała.
Mowa o planowanym i obiecywanym od lat kompleksie pięciu zbiorników przeciwpowodziowych. W 2015 roku powstał zaledwie jeden na rzece Serafie. Podczas powodzi w 2019 roku obiekt wizytował premier Mateusz Morawiecki, który we wpisie w mediach społecznościowych zapewniał, że „mieszkańcy Starego Bieżanowa w Krakowie mogą czuć się bezpieczniej”.
Mieszkańcy rozgoryczeni działalnością służb rządowych zapowiedzieli na spotkaniu, że najprawdopodobniej złożą pozew przeciwko władzom Krakowa, wojewodzie małopolskiemu, Wodom Polskim oraz PKP PLK.
Radosław Radoń, zastępca dyrektora Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie, poinformował, że na budowę dwóch zbiorników zostały na początku sierpnia podpisane umowy, a same prace budowlane mają rozpocząć się w przyszłym tygodniu, aby mogły się zakończyć pod koniec przyszłego roku.
Anna Mroczek wytykała również niedbałość w utrzymywaniu wałów. – Wały nie są koszone, są siedliskiem szczurów i bobrów. Na to nie macie żadnego usprawiedliwienia procesem inwestycyjnym – krytykowała.
– Kosimy dwa razy w roku: na wiosnę oraz jesień – odpowiedział przedstawiciel Wód Polskich. Na to zareagowali mieszkańcy, który krzyczeli, że sami muszą kosić trawę i poprawiać wały.
Specjalny zespół
Na spotkaniu obecny był wiceprezydent Krakowa Jerzy Muzyk, który powołał specjalny zespół, w skład którego wejdą przedstawiciele miejskich i państwowych jednostek. Do prac zostali zaproszeni również przedstawiciele mieszkańców. Czym ma się zająć zespół? Poprawą koordynacji działań i zakończeniem obecnego przerzucania się odpowiedzialnością.