W ciągu miesiąca kontrolerzy biletów wystawiają ok. 10-11 tys. wezwań do zapłaty. Wśród osób przyłapanych bez biletu część jedzie na gapę w pełni świadomie, ale dla części nałożona kara jest niemiłym zaskoczeniem.
Kontrolerzy biletów pracują codziennie, przez całą dobę, włącznie z niedzielami, choć z różnym natężeniem. Można ich spotkać zarówno na liniach miejskich, jak i aglomeracyjnych. Cały obszar podzielony jest na rejony, do których – po wcześniejszym pobraniu z biura urządzeń do kontroli – wysyłani są pracownicy. Miesięcznie wykonują do 29 tysięcy kontroli.
Wymówek, które słyszą, jest wiele, ale raczej trudno wymyślić w tej dziedzinie coś nowego.
Warto pamiętać
Wśród porad dla pasażerów na pierwsze miejsce wysuwa się ta, by ustawić sobie przypomnienie w telefonie o konieczności przedłużenia biletu miesięcznego – wiele osób o tym zapomina i okazuje do kontroli bilet, którego termin już upłynął. W takiej sytuacji kontrola zakończy się nałożeniem opłaty dodatkowej i żadna reklamacja nam nie pomoże.
Druga rada przyda się tym osobom, które często mają problem z działaniem telefonu czy brakiem zasięgu: pomimo posiadania aplikacji warto mieć w portfelu kilka biletów papierowych, na wypadek gdyby nie udało się zapłacić za przejazd przez internet.
Zapasowy bilet może być przydatny również wówczas, kiedy zepsuje się automat w pojeździe. Choć sprawa budzi sporo kontrowersji i była już wielokrotnie dyskutowana, automat biletowy w autobusie czy tramwaju jest wciąż przez miasto traktowany jedynie jako dodatkowy kanał dystrybucji i w przypadku awarii pasażer nie ma prawa do jazdy bez biletu. Szkoda w tym przypadku wyładowywać złość na kontrolerach – to nie oni o tym decydują, mają obowiązek wystawić wezwanie do zapłaty.
Dopóki nie zostaną zrealizowane zapowiedzi dotyczące dynamicznej taryfy czy biletów przystankowych, to również pasażer musi pilnować, czy jego bilet wystawiony na określoną liczbę minut jest jeszcze ważny. Korek na drodze nie będzie tutaj wystarczającym argumentem i jadąc 25 minutę na bilecie 20-minutowym możemy się spodziewać wydatku znacznie droższego niż cały bilet miesięczny.
Wystawieniem wezwania do zapłaty kończą się też takie przypadki, kiedy ktoś z biletem tylko na I strefę wyjeżdża do strefy II. Warto zwrócić na to uwagę planując podróż, zwłaszcza gdy jedziemy w dane miejsce po raz pierwszy.
Kontrolerzy, wchodząc do pojazdu blokują możliwość zakupu biletów w aplikacjach – na ten konkretny tramwaj czy autobus. Sposób, który kiedyś potrafił w ostatnim momencie uratować przed karą, teraz nie jest już dostępny.
Kiedy już się przytrafi
Jeśli już z jakiejś przyczyny zdarzy się, że zostaniemy przyłapani, zdecydowanie najszybszą i najbardziej bezproblemową opcją jest płatność bezpośrednio u kontrolera. Każdy zespół jest wyposażony w terminal umożliwiający płatność kartą. Gotówką też można zapłacić, choć wówczas zdarzają się czasem problemy z brakiem nominałów do wydania reszty.
Płatność u kontrolera daje pewność, że nie zapomnimy o uiszczeniu opłaty w ciągu siedmiu dni, a to warunek, by zapłacić mniej, czyli 120 zł za brak ważnego biletu lub 112 zł za brak dokumentu uprawniającego do ulgi. Po tygodniu nie ma już szans na zniżkę i wówczas opłata wzrasta odpowiednio do 240 zł i 160 zł (plus koszt biletu jednoprzejazdowego).
Zapłacić można przelewem internetowym czy na poczcie, nie ma potrzeby przychodzenia do siedziby firmy Rewizor przy ul. Kluczborskiej (niedaleko pętli Krowodrza Górka). Jest jednak kilka przypadków, kiedy taka wizyta jest potrzebna. Jeśli nie mieliśmy przy sobie wykupionego wcześniej biletu okresowego albo legitymacji uprawniającej do ulgi, można je okazać na miejscu i uniknąć wysokiej opłaty – zapłacimy wówczas jedynie 16 zł. Podobnie kończy się przypadek, kiedy ktoś korzysta z Karty Dużej Rodziny, ale nie wie, że sama karta, bez wgranego darmowego biletu, nie uprawnia do przejazdów komunikacją miejską.
Unikanie opłaty na dłuższą metę nie ma sensu. Sprawa przedawnionego wezwania najpierw trafia do firmy windykacyjnej, a kiedy to również nie pomoże, do sądu. Może się to skończyć wizytą komornika albo nawet nakazem prac społecznych. A już znacznie wcześniej – trafieniem na listę dłużników i brakiem możliwości wzięcia zakupów na raty czy kredytu na mieszkanie.