Komiksowy Kraków - jest szansa na odrodzenie "kolorowych zeszytów"

Kiedyś dawna stolica Polski miała wiele do zaoferowania miłośnikom komiksowych opowieści. Do Krakowa zjeżdżali fani z całego kraju. Po 2004 roku nastąpiła jednak stagnacja. Za sprawą działalności Małopolskiego Studia Komiksu pojawia się światełko w tunelu, na które powinni zwrócić uwagę wszyscy fani tzw. „kolorowych zeszytów”.

Kiedy spojrzymy na komiksową mapę Polski, najjaśniej świecą Łódź i Warszawa. To tam od lat odbywają się największe komiksowe festiwale w kraju. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Komiksowa Warszawa przyciągają tłumy miłośników historii obrazkowych. Wbrew obiegowej opinii, zgodnie z którą komiksy to rozrywka przeznaczona dla najmłodszych, średnia wieku uczestników obu festiwalów oscyluje w granicach trzydziestki. Społeczeństwo przyzwyczajone do obecności w kioskach „Kaczora Donalda”, a na ekranach rozrywkowych filmów o superbohaterach zapomina o istnieniu komiksów bardziej ambitnych i przeznaczonych dla dojrzałego czytelnika.

W przeciwieństwie do rynku amerykańskiego czy frankofońskiego, w Polsce nie istnieje kultura czytania komiksów. Nie ma co kryć, nasz komiksowy rynek jest mały, nazywany  wręcz „gettem” – a sam komiks nigdy nie przedarł się do świadomości zbiorowej, będąc traktowanym jako „literatura dla ubogich”. Przez takie postrzeganie stał się bardzo hermetyczny. Komiksowi wydawcy zaprzestali prób dotarcia do nowych czytelników i komiksy zniknęły z szerokiej dystrybucji. Wydawcy zaczęli stawiać na tytuły ambitne, często klasyczne, w wysokim standardzie edytorskim i limitowanym nakładzie. I oczywiście bardzo drogie. Obecnie dominują albumy ekskluzywnie wydane – w cenie 100-200 złotych. Oczywiście istnieją na rynku pozycje tańsze, jednak najczęściej są mniej wartościowe lub stanowią jedynie część całej historii. Jeśli chcemy prawdziwego „kozaka” musimy się liczyć z wydatkiem przynajmniej 50 złotych, a często o wiele wyższym. Warto zwrócić uwagę na ofertę Hachette, która dwa razy w miesiącu proponuje porządne historie z nurtu superhero w cenie dwa razy niższej niż inni wydawcy.

Złoty wiek

Wracając do komiksowej mapy Polski. Kiedyś również w Krakowie odbywał się festiwal dla fanów kolorowych zeszytów. Działający od 1996 roku Krakowski Klub Komiksu jest już legendarny, a najaktywniejszy okres jego działalności uważa się za najlepszy dla krakowskiego fandomu. Właśnie wtedy dość regularnie wychodził wydawany przez członków magazyn „KKK”. Początkowo był to kserowany zin, wydawnictwo nieprofesjonalne, tworzone przez fanów dla fanów. Szybko się to jednak zmieniło, zniknęły cechy zarezerwowane dla podziemia wydawniczego. Magazyn zyskał stałą objętość, kolorową okładkę, a przede wszystkim otworzył się na twórców z całego kraju. Przez magazyn przewinęli się czołowi polscy twórcy komiksowi, nie zabrakło również zagranicznych pisarzy fantasy, dzięki którym wydawnictwo poszerzyło grupę docelową.

Przede wszystkim „KKK” był jednak chwalony za publicystykę i stał się pierwszym w kraju opiniotwórczym magazynem komiksowym. Redagowanie periodyku to jednak nie jedyna zasługa Klubu – to właśnie dzięki niemu w Krakowie odbywały się coroczne imprezy. Nazwy były różne – od Sesji Popularno-naukowych Komiks, przez Krakowskie Dni Komiksu, wreszcie po Krakowski Festiwal Komiksu i Mangi zorganizowany po raz pierwszy w 1999 roku. Podobnie jak teraz w Łodzi i Warszawie, podczas tamtych imprez przyznawano nagrody – wybierano Postać Roku, a czytelnicy głosowali w dziesięciu kategoriach.

Przeminęło z wiatrem

Koniec nastąpił w 2004 roku, gdy ukazał się ostatni, 24. numer magazynu „KKK” przeznaczony jedynie do dystrybucji cyfrowej. Posucha opanowała Kraków, który przestał być miejscem interesującym dla komiksiarzy. Poza drobnymi i rzadkimi inicjatywami, które nieśmiało rozjaśniały otulającą komiksowy Kraków ciemność, nie działo się praktycznie nic. Warto jednak wspomnieć o corocznym wydarzeniu, organizowanym przy okazji festiwalu komiksowego BD Angoulême.

Polski Wybór to impreza organizowana przez Instytut Francuski w Krakowie i lokalne wydawnictwo Post, polegająca na wyborze najlepszego tytułu francuskojęzycznego nominowanego do nagrody przez polskich licealistów szkół o profilu dwujęzycznym i francuskiego liceum im. René Goscinny'ego.  Z kolei w kwietniu 2011 roku, przy okazji imprezy dla miłośników gier komputerowych Kraków Game Fusion odbył się jednodniowy blok komiksowy. Rok później w MOCAK-u pojawiła się wystawa „Komiks. Legendy miejskie”, natomiast Manggha – Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej w wakacje zorganizowała retrospektywę prac Grzegorza Rosińskiego. Czasami księgarnia hobbystyczna Fankomiks zapraszała na spotkanie z miejscowym i zaprzyjaźnionym twórcą. Były to inicjatywy warte uwagi, jednak sporadyczne. Brakowało miejsca, w którym coś działoby się ciągle i regularnie.

Nowa nadzieja

W październiku 2011 roku pojawiło się światełko w tunelu, które szybko przemieniło się w pędzący pociąg. Powstanie Małopolskiego Studia Komiksu przywróciło nadzieję, że w Krakowie znów będzie się coś działo regularnie i szumnie. Nie inaczej – w każdy piątek od 18:30 do 20:00 odbywa się spotkanie poświęcone historiom obrazkowym. Nie zabrakło warsztatów ze scenarzystami i rysownikami ani naukowych debat, czy spotkań z twórcami. W ramach spotkań odbywały się również projekcje filmów komiksowych w kinokawiarni KiKa. W grudniu 2011 roku odbył się pierwszy od lat Krakowski Festiwal Komiksu. Nie było to może wydarzenie na miarę tych organizowanych chociażby w Łodzi, warto jednak docenić inicjatywę. Samo Studio najpierw mieściło się w budynku głównym Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, teraz zaś przeniosło się do niedawno otwartego budynku Arteteki Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie, będącej częścią Małopolskiego Ogrodu Sztuki. Do dyspozycji Studia zostało oddane całe piętro, gdzie zgromadzono pokaźny zbiór komiksów i książek im poświęconych oraz gdzie organizowane są cotygodniowe spotkania.

Część osób narzeka, że spotkania mają zbyt „klubowy” charakter. W pewien sposób trudno się nie zgodzić – co tydzień przez Artetekę przewijają się te same twarze, a organizowane spotkania są przyjemne i ciekawe, jednak nie są to wydarzenia, na które ludzie przyjeżdżaliby z całej Polski. W dużej mierze to konsekwencja działalności non-profit – wolontariusze Studia organizują bowiem spotkania bez jakiegokolwiek zaplecza finansowego. Trudno więc oczekiwać wielkich nazwisk i wielkich gwiazd, gdy nie ma za co ich ugościć. Ale w Artetece odbyło się już kilka dużych, medialnych spotkań. Goszczono Agatę Wawryniuk, Marzenę Sowę i Marka Lachowicza, czyli nazwiska, które przyciągają tłumy i to nie tylko z najbliższej okolicy, a całego kraju. Oby takich spotkań było więcej.

Jan Sławiński