Porcja golonki – 115 złotych. Szaszłyk – 167. Do tego pieczywo, frytki i ketchup płatne oddzielnie. Łącznie za posiłek na krakowskim jarmarku bożonarodzeniowym zagraniczna turystka zapłaciła niemal 355 złotych. W internecie wrze.
O cenach na krakowskim jarmarku bożonarodzeniowym głośno od lat, w tym roku jednak przez internet przelewa się wyjątkowa miażdżąca dla wystawców fala krytyki. Trudno się dziwić – w wielu przypadkach z roku na rok jest coraz drożej, a za przysmaki takie jak bułka z kiełbasą czy zapiekanka płaci się często tyle co za pełny posiłek w restauracji.
Jednym z symboli drożyzny na jarmarku stała się pajda chleba ze smalcem. O ile bowiem w wersji podstawowej kosztuje ona 20 złotych, o tyle dokładając do tego dodatki, za jedną kromkę chleba posmarowaną smalcem z kilkoma plastrami pomidora, ogórka, boczkiem, szczypiorkiem zapłacić trzeba będzie już ponad 50 złotych. Rekordziści, którzy chcieliby połakomić się na wszystkie dostępne dodatki, w tym roku zapłacić by musieli… 85 złotych. Nie wiadomo, czy tacy na krakowskim Rynku byli, w internecie nie brakuje jednak opowieści o osobach, które zapłaciły powyżej 60, a nawet 70 złotych.
Paragon grozy za golonkę
Choć święta już za nami, a temat cen na krakowskim jarmarku odmieniano przez ostatni miesiąc na wszelkie sposoby, w mediach społecznościowych temat powrócił, a wszystko za sprawą posta opublikowanego przez zagraniczną turystkę na jednej z grup z poradami dla podróżujących do Krakowa. Kobieta zaprezentowała w sieci „paragon grozy”, tym razem jednak nie za kanapkę ze smalcem, a porcję golonki i szaszłyka.
– Uważajcie kupując jedzenie na bożonarodzeniowym jarmarku w Krakowie. Ceny są oburzające – napisała kobieta, dołączając zdjęcia rachunku opiewającego na łączną kwotę 354,90 zł.
Co w nim się znalazło? Między innymi golonka, za którą turyści zapłacili 115 złotych (cena za 0,46 kg) oraz szaszłyk w cenie 167,50 zł (porcja 0,67 kg). Jak widzimy na rachunku, za kilogram każdego z tych specjałów zapłacić trzeba 250 złotych. Za kaszankę, która również znalazła się wśród zamówionych specjałów (ale tylko 0,14 kg) nieco mniej, bo już „tylko” 160 złotych za kilogram.
Dodatki oczywiście płatne są oddzielnie. Porcja frytek lub ziemniaków 15 złotych, pieczywo 5 złotych, zapłacić trzeba też za ketchup, musztardę i chrzan – po 5 złotych.
Zażarta dyskusja
Zdjęcie „paragonu grozy” już krąży po kolejnych internetowych grupach, a internauci wdają się w kolejne dyskusje. „Oszustwo”, „Pazerność”, „Te ceny są niewiarygodne, oni oszaleli”, „Kto na to pozwala?” – czytamy z jednej strony.
A z drugiej: „Skoro są klienci, którzy kupują, to niech za tyle sprzedają”, „Przecież ceny nie są ukryte, trzeba myśleć”, „Jakie oszustwo, ceny są podane, tyle tylko, że za 100 gram, a nie za całą porcję, ale to jest zaznaczone”.
Jednocześnie wszyscy zdają się zgadzać co do meritum – ceny na paragonie są wyjątkowo wysokie.
W Krakowie tanio nie będzie
O kontrowersjach związanych z cenami na Jarmarku pisaliśmy między innymi na początku grudnia. Urzędnicy mówili nam wtedy, że Zintegrowane Centrum Zarządzania Dziedzictwem Krakowa nie partycypuje w procesie ustalania kosztów ponoszonych przez wystawców za wynajem powierzchni handlowej w trakcie jarmarków, ani tym bardziej w procesie ustalania cen poszczególnych produktów. Z kolei Leszek Lejkowski, zastępca prezesa Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, mówił: – Cen nie kształtuje organizator, tylko przedsiębiorca, który jest na płycie rynku. Mamy wolny rynek i trudno, abyśmy regulowali ceny. To nie te czasy.
I dodawał: – Rynek Główny ma być tanim miejscem? Tak nie będzie. Na całym świecie centra miasta mają najwyższe stawki za wynajem powierzchni, tak samo jest w Krakowie.
Więcej na ten temat można przeczytać tutaj:
Tegoroczny jarmark bożonarodzeniowy w Krakowie potrwa do 1 stycznia.