Krakowska spółka bez wiedzy i zgody Instytutu Zootechniki użyczyła teren przedszkolu w Zabierzowie? We wrześniu 2023 roku doszło tam do tragedii. 4-latek wpadł do zbiornika. Nie przeżył. Dwie osoby mają w tej sprawie zarzuty. Zdecydowały się nie składać wyjaśnień.
Jeszcze w marcu tego roku śledczy informowali naszą redakcję, że „postępowanie pozostaje w toku (…), nikomu nie przedstawiono zarzutów, obecnie skompletowano już materiał dowodowy i jest on poddawany analizie”. Teraz sytuacja uległa zmianie. Zarzuty postawiono wicedyrektorce przedszkola i właścicielowi placówki. Jak informuje Radio Kraków, mieli umyślnie narazić dzieci na „bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”. Podejrzani nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Odmówili także składania wyjaśnień.
Likwidacja przedszkola
W miejscu, gdzie kiedyś bawiły się dzieci, dziś jest cisza. – Niepubliczne Przedszkole Radosne nutki w Zabierzowie zostało wykreślone z ewidencji placówek oświatowych (…) decyzją wójta gminy Zabierzów z dniem 31 sierpnia 2024 roku. Wraz z wykreśleniem, przedszkole uległo likwidacji – przekazała nam Ewelina Szlachta, dyrektorka Gminnego Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół w Zabierzowie. Dodała, że postępowanie w sprawie wykreślenia placówki z ewidencji zostało wszczęte na wniosek małopolskiego kuratora oświaty. – Kurator, działając w ramach nadzoru, stwierdził rażące naruszenie przepisów prawa w funkcjonowaniu placówki. Skutkiem wykreślenia było zakończenie działalności – dodała Szlachta.
Kontrola została przeprowadzona w momencie, kiedy kuratorem oświaty była Barbara Nowak. O nieprawidłowościach mówiła (cytat za Polsat News): „Tak dużo ich jest, że jestem przerażona”. Kontrola wykazała m.in., że plac zabaw jest nieprawidłowo usytuowany: w rejonie stawu, niezabezpieczonego przed dziećmi. „Sama zaś studzienka, w której utonął chłopiec, znajduje się między elementami małej architektury, przykryta paździerzową płytą, która nasiąkła i pod ciężarem dziecka zapadła się” – opisywał ustalenia kontroli Polsat News. Ponadto w placówce pracowało za mało nauczycielek w stosunku do liczby dzieci.
Po tragedii, w przedszkolu powołano zespół kryzysowy, na którego czele stanął Jerzy Śliwa: mediator, negocjator, trener. Jego zdaniem „ówczesne kuratorium działało metodą przekłamanych informacji medialnych, przekazywanych na konferencji prasowej byłej Pani kurator, która była solidnie (najdelikatniej mówiąc) niesolidna i swawolna w formułowaniu twierdzeń, np. co do atestów na placu zabaw, liczby opiekunów, którzy byli z dziećmi itp.”. W Gminnym Zespole Ekonomiczno-Administracyjnym Szkół w Zabierzowie pytamy, czy przed śmiercią 4-latka w przedszkolu dochodziło do jakichś incydentów? – Gmina nie dostawała żadnych informacji w tym zakresie, co więcej otrzymywaliśmy informacje wskazujące, że rodzice oceniali to przedszkole bardzo dobrze – twierdzi Szlachta.
Chłopiec wszedł pod „daszek”
Jerzy Śliwa udostępnił nam raport zespołu kryzysowego. Został powołany o godz. 23.30 28 września 2023 roku. W jego skład poza Śliwą weszły trzy osoby, zatrudnione w przedszkolu. Z raportu wynika, że w momencie wypadku na przedszkolnym placu zabaw znajdowało się 59 dzieci i pięciu pracowników placówki, w tym dwie nauczycielki i trzy opiekunki. W pewnym momencie jeden z chłopców zauważył, że jego kolega wszedł pod „daszek”. „Chodziło o betonową, stałą przykrywę wlotu wentylacyjnego, o którego istnieniu do czasu zdarzenia nie wiedział nikt z osób zarządzających, kadry przedszkola, rodziców” – można przeczytać w raporcie.
Sprawa została zgłoszona „cioci Magdzie” (opiekunce dzieci). „Ciocia Magda podbiegła do otworu, który ujawnił się pod daszkiem i latarką świeciła w głąb otworu, który powstał. W tym czasie inna Pani, w grupie w której był chłopiec, który uległ wypadkowi, poszukiwała go wśród dzieci obecnych na placu zabaw. Inna opiekunka niezwłocznie wykonała zgłoszenie na nr 112, zostało również wykonane zdjęcie otworu i daszku, które zostało przesłane za pomocą telefonu do dyrektorki przedszkola” – napisali przedstawiciele zespołu kryzysowego. Dalszy przebieg wydarzeń jest znany. Odbyła się akcja ratunkowa, ale niestety życia dziecka nie udało się uratować.
Ośrodek jazdy konnej
Działka, gdzie doszło do wypadku, stanowi część terenu, który Instytut Zootechniki Państwowego Instytutu Badawczego w Krakowie od 2006 roku wydzierżawia jednej z krakowskich spółek. – Spółka ta jest podmiotem samodzielnie władającym dzierżawionym terenem, na którym prowadzi ośrodek jazdy konnej – zapewnia nas Tomasz Szanser, zastępca dyrektora ds. infrastruktury. Zauważa, że podziemny zbiornik, do którego wpadł 4-latek, stanowił w przeszłości część instalacji kanalizacyjnej, która powstała na potrzeby Stacji Hodowli i Unasienniania Zwierząt: prawdopodobnie w latach 70. ubiegłego wieku. – Zbiornik był przykryty betonową płytą stropową – dodaje Szanser.
Wicedyrektor dodaje, że zgodnie z umową dzierżawy, którą zawarto ze wspomnianą spółką, „oddanie przedmiotu dzierżawy lub jego części do bezpłatnego używania lub w poddzierżawę wymaga uprzedniej pisemnej zgody wydzierżawiającego”. Czyli Instytutu Zootechniki. Tymczasem jak zapewnia Tomasz Szanser, „do Instytutu nie został złożony wniosek dzierżawcy w takiej sprawie”. Jerzego Śliwę i właściciela placówki pytamy: czy mieli Panowie świadomość tego, iż spółka, dzierżawiąca teren od Instytutu, nie uzyskała zgody, by przekazać go w użytkowanie przedszkolu? – Są rzeczywiście w sprawie gospodarowania gruntem perspektywy trzech podmiotów. Te realia rozstrzygnie niezawisły sąd, który otrzyma zapewne komplet dokumentacji z prokuratury. Nie chcemy wpływać na tok postępowania ani tworzyć wrażenia zrzucania odpowiedzialności na kogokolwiek – przekonuje Jerzy Śliwa.
W odpowiedzi na nasze poprzednie pytania wskazał natomiast: „W sprawie zbiornika podkreślamy jego nieprawidłowe zabezpieczenie przez właściciela. Powinna być stalowa zasuwa, a była dykta, która z czasem spróchniała. Nadzór budowlany był proszony przez przedszkole rok przed zdarzeniem o ocenę bezpieczeństwa. Odmówiono takiej oceny”. Nadzór budowlany nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie. Natomiast Instytut Zootechniki przekonuje, że za teren, na którym doszło do wypadku, w tym za jego zabezpieczenie, odpowiada wyłącznie dzierżawca. Czyli wspomniana wcześniej krakowska spółka. Podjęliśmy próbę kontaktu z firmą. Zadzwoniliśmy na numer stacjonarny. Po drugiej stronie usłyszeliśmy komunikat, że numer nie istnieje. Zadzwoniliśmy też do stadniny. Powiedzieliśmy, w jakiej sprawie. Kobieta, która odebrała telefon stwierdziła, że to pomyłka.
W Instytucie podkreślają, że bezpośrednio po wypadku sprawą zajął się nadzór budowlany. – Wydany został nakaz usunięcia stwierdzonych nieprawidłowości. Dzierżawca zrealizował żądania Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego – podkreśla Tomasz Szanser z Instytutu. Rzeczniczkę prasową Instytutu dopytujemy: jak rozumiem, spółka bez Państwa wiedzy i zgody użyczyła teren przedszkolu? – Tak. Instytut włączył się w postępowania, prowadzone przez prokuraturę oraz nadzór budowlany. Ponadto podjął działania, zmierzające do zakończenia dzierżawy – zapewniła LoveKraków Kulig.
Śmierć dziecka i zarzuty
Wróćmy jeszcze do prokuratorskiego postępowania. Śledczy nie odpowiedzieli na nasze najnowsze pytania. Dla Radia Kraków Daniel Prokopowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Kielcach powiedział natomiast: – Osoby, którym postawiono zarzuty, pomimo ciążącego na nich obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa i opieki nad uczęszczającymi do przedszkola dziećmi, umyślnie narazili je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia oraz ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Najpierw, wbrew zakazowi wynikającemu z konkretnych przepisów, wykonali przynależny do tego przedszkola plac zabaw na zbiorniku na nieczystości oraz umożliwili pokrzywdzonym korzystanie z placu zabaw bez dokonania właściwego zabezpieczenia otworów zbiornika, doprowadzając do sytuacji, kiedy to jedna z płyt OSB, przykrywająca jeden z otworów, zapadła się pod ciężarem dziecka, które poniosło śmierć.
Jerzy Śliwa komentuje dla LoveKraków.pl: „Zarzuty zapewne nikogo nie zaskoczyły i wiem, że cały zespół podchodzi do sprawy z respektem i poczuciem odpowiedzialności, ale również z wielką uważnością na dobro dzieci, no i oczywiście wielką delikatnością dla uczuć rodziny 4-latka”. I dodaje: „Uważamy, że zarzucanie długotrwałego i celowego działania na szkodę dzieci – dla zagrożenia ich zdrowia i życia, to zarówno pod względem prawnym, stanu faktycznego, jak i ludzkiego wymiaru – jest nie do zaakceptowania. Stąd osoby, którym postawiono zarzuty w śledztwie, zdecydowały nie składać wyjaśnień, co nie stoi w sprzeczności z ich poczuciem odpowiedzialności i dalszą pełną współpracą z organami ścigania”.