"Braci się nie traci". Wysoko postawiony Sharks obnaża hipokryzję szefów gangu

Archiwum fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Tomasz P., jeden z najbliższych współpracowników „Miśka” i „Zielaka” pokazał, co znaczy honor wśród bandytów, jak okrada się swoich i rozprawia z tymi, którym przestało się ufać.

Pierwszy raz głośno o Tomaszu P. zrobiło się w 2005 roku, kiedy został skazany na 10 lat za zabójstwo kibica Arki Gdynia. Miał wtedy 24 lata, studiował na Politechnice Krakowskiej.

Gdy wyszedł na wolność w grudniu 2010 roku, po pewnym czasie trafił do spółki z Pawłem M. i Grzegorzem Z. Zarabiali przede wszystkim na handlu kokainą i amfetaminą. Brali również udział w krwawych porachunkach, nie oszczędzając nawet swoich.

Kariera Tomasza P. w Sharksach skończyła się koło 2015 roku. Później uznał, że życie gangstera nie jest dla niego i zrezygnował. Mimo wszystko, wciąż ciążą na nim prokuratorskie zarzuty za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i handel narkotykami.

P. wziął jednak przykład z góry i opowiada ze szczegółami kto, gdzie, z kim i za ile. To znacznie skróci mu wyrok.

Tomasz P. występuje też jako świadek w sprawie Patryka L. Prokuratura oskarża L. o to, że był członkiem Sharksów. Mężczyzna usłyszał również zarzut udziału w śmiertelnym pobiciu Tomasza C. w 2011 roku.

Świadek zeznał, że znał Patryka, bo gdy prowadził klub nocny, pracował tam na bramce i jako barman. Nie kojarzy jednak, aby ten brał udział w polowaniach i wjazdach na osiedla, gdzie mieszkali kibice Cracovii czy Hutnika. O oskarżonym mówi, że zawsze trzymał się z boku, a dodatkowo kierownictwo Sharksów nie pałało do niego miłością.

– Patryk L. nie zaliczał się do „grubasów” w Wiśle – powiedział Tomasz P.

Dalsza część opowieści to wyjaśnienia Tomasza P., które złożył jako podejrzany, ale podtrzymał je we wtorek jako świadek.

Spółka bez o. o.

W 2001 roku Tomasz P. poznał w klubie Kameleon na krakowskim Zabłociu „Bakstera”, czyli Macieja S., jednego z liderów bojówki Wisły. Obecnie oskarżonego w tej samej sprawie. Ich losy ponownie złączyły się w tarnowskim więzieniu, gdy P. odsiadywał wyrok za zabójstwo.

W 2012 roku pojawiła się kwestia handlu narkotykami. Niektórzy chcieli to robić za plecami „Miśka”, ale nie Tomasz P. Być może tym zjednał sobie sympatię „Miśka” i „Zielaka”. Wkrótce w trójkę udali się na wakacje do Grecji.

Po przyjeździe zawiązali spółkę, zajmującą się handlem kokainą i – jak to nazwał P. – mieszaniem amfetaminy (m.in. z kodeiną).

Tomasz P. zeznawał, że sprzedawali gram kokainy za 120 złotych. Jednorazowo przekazywali swoim dilerom od 50 do nawet 400 gramów. Później między sobą rozliczali się w następujący sposób: sporządzali listę kto, komu i ile sprzedał z danej partii, odliczano koszt zakupu, podróży i kuriera, a następnie zyski były dzielone na cztery osoby. Tym kurierem był „Dolar”.

Były Sharks zeznał również, że najprawdopodobniej „Zielak” oszukiwał. – Mówił nam, że sprzedawał gram za 80 złotych. Być może jednak sprzedawał po tyle, co my, tylko nam mówił, że jest inaczej i część zysku zachowywał dla siebie – powiedział świadek.

Braci się nie traci. Tylko okrada…

Narkotyki nie były oczywiście jedynym zajęciem rekinów. Ważnym wątkiem w śledztwie przeciwko Patrykowi L. jest zdarzenie ze stycznia 2011 roku, do którego doszło na Kurdwanowie.

Z biegiem czasu uczestnicy śmiertelnego pobicia „Człowieka” byli wyłapywani przez policję. Reszta zniknęła z radaru. Co ciekawe, wielu podejrzanych o udział w morderstwie „Człowieka” znalazło schronienie w mieszkaniu wynajmowanym prostytutce. – To było na ulicy Reduta, jakieś 50 metrów od komisariatu. Później się rozjechali – mówił Tomasz P.

Sharksi nie chcieli zostawić braci po szalu samych sobie, dlatego organizowali dla nich zbiórki pieniędzy. Odwiedzali rodziny, dostarczali żywność. Jednak i tutaj ta szlachetność i solidarność nieco przygasła.

– Zbiórek było dużo. Sam byłem zobligowany do tego, aby pomagać. Padały kwoty od 3 do 10 tysięcy, w zależności od zamożności danego człowieka – powiedział Tomasz P.

Jedną składkę świadek zapamiętał bardzo dobrze. Przede wszystkim z takiego powodu, że pieniądze nie trafiły do nikogo, kto ich potrzebował. Zostały wykorzystane, zdaniem świadka, na remont siłowni „Miśka”.

Zgodnie ze słowami P., Sharksi mieli swojego mecenasa (nie chodzi tu o Marzenę S., która jest radcą prawnym). Z zeznań wynika, że w pewnym momencie potrzebował 150 tys. złotych „na już”. O taką sumę poprosił „Miśka”.

– Paweł M. powiedział, że mecenas chyba zwariował i skąd on mu zdobędzie tyle pieniędzy. Ale zorganizowaliśmy zbiórkę pod pozorem pomocy ludziom w więzieniu…  – powiedział Tomasz P.

„Misiek” miał przekonać swoich ludzi, że dzięki takiej sumie zatrzymani koledzy usłyszą lżejsze zarzuty. Zebrał taką kwotę, jaką chciał. Zawiózł do mecenasa, a gdy ten po pewnym czasie oddał całość, banknoty nie wróciły już do kieszeni Sharksów.

– Wrzucił je w remont salki gimnastycznej na obiektach TS Wisła – zeznał świadek.

– Grzegorz Z. i Paweł M. nie wpłacali żadnych pieniędzy na te zbiórki – dodał przed sądem Tomasz P.

… i bije

Były wysoko postawiony Sharks opowiedział również o kilku pobiciach, w których brał udział. I wcale nie trzeba było mieć pasiastej koszulki, żeby oberwać. „Swoi” też dostawali po głowie.

Jednym z nich był Piotr Ż., czyli „Wally”. Tomasz S. zeznał, że został pobity z powody tego, że odwodził młodych Wiślaków od jeżdżenia na mecze. Wolał, żeby pomagali mu w pracy na bramce w jednym z klubów nocnych. Choć nie musi być to powodem. Padły sugestie, że chodziło o to, iż Ż. robi interesy na boku.

Inny z Wiślaków, Sebastian B. skończył z nożem w pośladku. Za co? Kumplował się z kibicem Cracovii. Kiedy dowiedzieli się o tym szefowie gangu, chcieli, aby B. „wystawił” im swojego kolegę.

Nie chciał się na to zgodzić. – A odchodząc powiedział coś głupiego. Uderzyłem go pięścią dwa razy w twarz, a jak upadł, „Piotrunio” ugodził go nożem w pośladek – stwierdził Tomasz P. Do tego zdarzenia doszło w restauracji przy ul. Reymonta.

Polowanie na „Toporka”

Na pieńku z Sharksami miał Sławomir M. ps. „Toporek”, lider pseudokibiców Hutnika Kraków. Naraził się rekinom tym, że wrzucił do samochodów „grubasów” kwas masłowy.

Raz „Toporek” uciekł spod topora podczas pościgu samochodowego, w który zaangażowana była cała wierchuszka Sharksów. Wtedy uciekł, ale wiosną 2014 roku już nie miał takiego szczęścia.

– „Zielak” zarządził, że wraz z „Wiśnią” mamy się ustawić pod jego mieszkaniem na os. Krakowiaków – kontynuował opowieść Tomasz P.

Sharksi czekali na niego w vanie. Inne dwa samochody krążyły po Nowej Hucie. Kiedy o 8 rano „Toporek” wyszedł do samochodu, bandyci rzucili się na niego z maczetami. I może by zdążył uciec, ale jak mówi świadek, podwinął mu się klapek i „Toporek” upadł.

– Pobiegliśmy do niego – „Wiśnia”, Z. i ja. Mieliśmy zamaskowane twarze i maczety. „Wiśnia” uderzył go maczetą w łydkę. Później dobiegł Z. i również zaczął go ciąć po nogach. Ja go uderzyłem w rękę – mówił P.

Zaraportowali szefowi, że „Toporek” został „zrobiony”. Samochód, który użyli do akcji, zostawili w okolicach Niepołomic, maczety wrzucili do Wisły.

Tomasz P. opowiedział też o tym, jak „pocieli” kibica Cracovii, ps. „Kocurek”. Celem co prawda był tamtejszy raper, który komponował kawałki obrażające kibiców Wisły, ale gdy przez przypadek spotkali innego pseudokibica, było im wszystko jedno.

Świadek stwierdził, że on z Pawłem M. wyszli tylko z samochodu, a reszta chłopaków dorwała „Kocurka” i go uszkodzili. – Ale nie wiem, co i kto mu zrobił. Zresztą, oberwało mi się od „Miśka”, że nie miałem wtedy ze sobą meczety i nie pobiegłem za innymi – powiedział przed sądem.

Wyjazdów i polowań – jak to nazywali Sharksi – było dużo. Nie wszystkie kończyły się sukcesem. Jak już zostało wspomniane, Tomasz P. nie widywał na tego typu akcjach Patryka L.

Po Tomaszu P. zeznawać miał „Zielak”, ale w związku z tym, że miały zostać odczytane jego wyjaśnienia dotyczące głównego śledztwa przeciwko Wisła Sharks, sędzia na wniosek prokuratury wyłączyła jawność.

Śledztwo

Przypomnijmy, że główne śledztwo w sprawie Sharksów prowadzone jest od 2016 roku. Podejrzanych jest kilkadziesiąt osób, z tego około 30 postanowiło porozumieć się z prokuraturą, w tym lider gangu, czyli Paweł M.  Jak udało nam się dowiedzieć, akt oskarżenia jeszcze nie jest gotowy.