Gołym okiem widać, że Grzegórzecka jest ważna dla rowerzystów [Rozmowa]

O tym, co o ruchu rowerowym w Krakowie mówią nam dane z liczników pomiarowych zamontowanych w różnych punktach miasta, rozmawiamy z Marcinem Wójcikiem z Zarządu Transportu Publicznego.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Od ponad tygodnia mamy w Krakowie nowe liczniki rowerowe. Gdzie się pojawiły i dlaczego tam?

Marcin Wójcik, Zarząd Transportu Publicznego: Zamontowaliśmy cztery urządzenia. Pierwszy po południowej stronie ul. Armii Krajowej. Drugi na Grzegórzeckiej, pomiędzy Rzeźniczą a rondem – w takim miejscu, by mierzyć ruch rowerowy na nowej, wciąż tymczasowej drodze dla rowerów. Kolejne miejsce to ul. Kamieńskiego, tuż przy nowej kładce. Chcemy wiedzieć, jak kształtuje się ruch na tym obiekcie, który ma być swoistym gamechangerem dla południowych dzielnic. Ostatni punkt to ul. Niepołomska, czyli w praktyce oddany kilka lat temu odcinek drogi dla rowerów na wale Wisły między ujściem Białuchy a mostem Wandy.

Ile jest ich łącznie?

Mamy teraz siedemnaście punktów pomiarowych. Dzięki temu przekroczyliśmy liczbę, od której dostawca tej technologii zacznie uwzględniać Kraków w swoich corocznych zestawieniach, w których pokazuje statystyki ruchu rowerowego.

Na szersze wnioski jest oczywiście za wcześnie, ale uderza mnie wynik z Grzegórzeckiej. Codziennie jest albo najwyższy, albo jeden z najwyższych. Też Was to zaskoczyło?

Spodziewaliśmy się, że wyniki będą wysokie. Co najmniej kilka osób z ZTP używa regularnie tej drogi dla rowerów, i to nie dlatego, żeby nabijać statystyki, tylko dlatego, że jest nam po drodze. Ja akurat nie jeżdżę tędy codziennie, ale zdarza mi się. I nawet w dni z bardzo brzydką pogodą, kiedy ruch rowerowy spada w całym mieście, to połączenie jest wykorzystywane. Nawet instalatorzy zwracali nam uwagę, że to było miejsce, gdzie najczęściej musieli przerywać swoją pracę, żeby ktoś mógł przejechać. Wyniki będziemy oczywiście analizować, ale gołym okiem widać, że Grzegórzecka jest istotnym ciągiem.

Wśród zarzutów wobec danych z liczników wymienia się np. to, że wyniki nabijają kurierzy rowerowi albo użytkownicy hulajnóg.

Kurierzy to tacy sami rowerzyści, jak wszyscy inni. A to, że akurat wykonują swoją pracę na rowerach, jest tylko i wyłącznie z korzyścią dla miasta, bo nie generują korków. Nikt nie kwestionuje pomiarów ruchu samochodowego, choć przecież spory odsetek stanowią w nim samochody wykorzystywane służbowo. Więc nie czyniłbym tutaj żadnego podziału na rowerzystów jeżdżących do pracy, służbowo czy rekreacyjnie. Jeśli np. Grzegórzecka stanowi istotny trakt komunikacyjny dla dostawców jedzenia i miałby to być powód za tym, by droga dla rowerów pozostała tam na stałe, to tak, jestem za. Oni i tak będą tamtędy jeździć.

A hulajnogi?

Z pomiarów kontrolnych sprawdzających poprawność kalibracji liczników wynika, że pętle indukcyjne liczą wyłącznie rowery. Poza tym proszę pamiętać, że ministerstwo pracuje nad nowelizacją prawa o ruchu drogowym. Użytkownicy UTO będą się poruszać po drogach dla rowerów. Pytanie, czy powinni być wtedy liczeni, ale jeśli sam ustawodawca będzie ich traktował prawie jak rower, to nie ma powodu ich pomijać. Są użytkownikami tej infrastruktury.

Jakie obserwacje, jeśli chodzi o wyniki z liczników, przyniósł kończący się rok?

Wyniki średniodzienne są lepsze niż w ubiegłym roku, pomimo lockdownu i wyjazdu dużej części mieszkańców z Krakowa. Mobilność, przynajmniej w teorii, była niższa, a ruch rowerowy w tych bardziej popularnych miejscach utrzymywał się na podobnym poziomie. Nawet jeśli w liczbach bezwzględnych nie widzimy znaczących wzrostów w porównaniu z poprzednim rokiem, to widać, że krakowianie częściej korzystali z rowerów. Zdecydowanie zwiększył się bowiem ruch rekreacyjny, czego dowodem są wyniki z liczników na Bulwarach Wiślanych i na trasie do Tyńca. Inaczej rozkłada się też zainteresowanie w ciągu dnia: o ile wcześniej widać było wyraźnie wzrost w godzinach, w których jeździmy do pracy i z pracy, o tyle teraz szczyt poranny jest mniejszy, ale za to widzimy znaczny ruch po południu. To nas też cieszy, bo daje szanse na to, że jeśli ktoś zaczął częściej jeździć rekreacyjnie, to w którymś momencie przekona się, by używać roweru do codziennych dojazdów.