Kazimierz-Ludwinów. Projektant pokazał kładkę po zmianach

Podczas środowej sesji rady miasta powrócił temat budowy kładki Kazimierz-Ludwinów. Wiadomo już, w jaki sposób obniżono wysokość obiektu, choć pozostaje jeszcze sporo pytań.

Sprawa kładki pieszo-rowerowej Kazimierz-Ludwinów była już na sesji podejmowana wielokrotnie. Z każdą kolejną dyskusją różnica polega jednak na tym, że postęp inwestycji jest już na dalszym etapie. Prace ruszyły w ubiegłym roku, wykonawca stopniowo przechodzi do kolejnych kroków.

Jak informował dyrektor Zarządu Inwestycji Miejskich Łukasz Szewczyk, prace związane z przebudową sieci gazowej po stronie Ludwinowa są na finiszu, od 12 lipca ma zostać przywrócony ruch pieszy i rowerowy na zamkniętym obecnie fragmencie Bulwaru Inflanckiego. Po stronie Kazimierza również trwają roboty i od 1 sierpnia będzie również możliwe udostępnienie dolnego bulwaru.

Kładka niższa niż w planach

Budowa kładki budzi silny sprzeciw wśród mieszkańców Kazimierza, którzy obawiają się zwiększonego ruchu, hałasu i zniszczenia zieleni na bulwarach. Przedmiotem dyskusji były m.in. długie i wysokie najazdy na kładkę po stronie Kazimierza, które mocno ingerowały w teren zielony. O sprawie pisaliśmy m.in. tutaj:

Podczas sesji inż. Kazimierz Łatak przedstawił zmodyfikowaną wersję projektu. Niższa ma być zarówno sama część nad Wisłą, jak i najazdy na kładkę. – Poziom tych ramp jest teraz bardzo niski, jest na poziomie od zera do 1,5 metra, czyli nie stanowi bariery wzrokowej – przekonywał architekt. – Po stronie Kazimierza rampy, które mają nachylenie 6%, są dużo krótsze w stosunku do tych ramp, które były w poprzednim projekcie – opisywał. Przedstawiał to pokazując wizualizacje ze starą oraz nową (zaznaczoną na czerwono) wersją projektu:

Co dalej z UNESCO?

Obniżenie kładki i najazdów nie rozwiązuje jednak wszystkich problemów. Radni w dyskusji zwracali uwagę m.in. na to, że projekt ma już dwie dekady, podczas których zmieniło się spojrzenie na potrzeby mieszkańców, choćby te związane z dostępnością dla osób z niepełnosprawnościami. Radny Tomasz Daros wyraził rozczarowanie, że tak duże środki przeznaczane są na tę kładkę, a nie na obiekt, który w jego ocenie jest znacznie bardziej potrzebny, między Dębnikami a Salwatorem.

Radni dopytywali przede wszystkim o to, czy realne jest, że budowa kładki doprowadzi do wykreślenia Krakowa z listy UNESCO. – W tym momencie nie powinno być takiego zagrożenia. Jesteśmy w stałym kontakcie i z ministerstwem, i z inwestorem, i z Narodowym Instytutem Dziedzictwa. I wydaje mi się, że w obliczu znaczącego obniżenia konstrukcji tej kładki ta inwestycja nie będzie wpływała na to, czy Kraków pozostanie w tej strefie, czy nie – mówiła wojewódzka konserwator Katarzyna Urbańska.

Wypowiedzi urzędników i projektanta nie przekonały radnego Łukasza Maślony. – To jest pani opinia, ale pani nie podejmuje w tej kwestii decyzji. Decyzje, z tego co wiem, i odpowiedzi udziela Narodowy Instytut Dziedzictwa. W związku z tym nie wiemy jeszcze, jak finalnie ta decyzja będzie wyglądała i ja takiej odpowiedzi dzisiaj tu nie usłyszałem od nikogo. Żeby nas zapewnić, że rzeczywiście przez budowę tej inwestycji nie ma już żadnego realnego zagrożenia, że będziemy wykreśleni z listy światowego dziedzictwa – dopytywał.

Radny Maślona skrytykował też sposób działania miasta wobec mieszkańców sprzeciwiających się inwestycji. – W dzisiejszej dyskusji nie będą brali udziału mieszkańcy, bo przekazali że są zażenowani tym jak są traktowani przez urząd. Odbyły się nie tak dawno spotkania z wiceprezydentami w tym temacie. Mieszkańcy liczyli na to, że uzyskają jakiekolwiek odpowiedzi. Ale niestety. Nic się nie wydarzyło, żadne informacje nie zostały przekazane, więc wyrazem tej dezaprobaty jest ich nieobecność – stwierdził.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Stare Miasto Dębniki