Od października na trasy wyjedzie tyle samo autobusów, co w czerwcu, ale to nie oznacza pełnego powrotu do stanu sprzed wakacji. Dlaczego? O ograniczenia częstotliwości, zmiany tras i problemy z hulajnogami pytamy Łukasza Franka, dyrektora Zarządu Transportu Publiczego.
Jakub Drath, LoveKraków.pl: Wtorkowy komunikat miasta o wzmocnieniach od października sprawiał wrażenie, jak gdyby wszystkie problemy z kursowaniem autobusów zniknęły. Tymczasem reakcje są na razie dość chłodne, bo część linii nie wróciła do dawnych częstotliwości ani na dawne trasy.
Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego: Od października przywracamy do ruchu 25 autobusów, których nie mogliśmy wysłać we wrześniu.
Czyli – jeśli chodzi o samą liczbę autobusów – wracamy do stanu z czerwca.
Tak. Ale na pewno nie będziemy przywracać rozwiązań, które nie funkcjonowały dobrze. To przede wszystkim linia 125, która była jedną z najbardziej spóźnionych. Nowe rozwiązanie, czyli linia dowozowa co 10 minut, sprawdza się, choć musimy tam jeszcze trochę skorygować rozkłady jazdy, bo na końcówkach są zbyt krótkie postoje. Na pewno nie planujemy przywracania tej linii na jej dawnej długości, gdzie opóźnienia sięgały nawet kilkudziesięciu minut. To samo w przypadku linii 193 – mamy wyraźną poprawę punktualności, osiągnęliśmy efekt. A jeśli chodzi o linię 142 rozmawialiśmy z radnymi i przyjęliśmy argumenty dotyczące dojazdu do okolic ulicy Struga, gdzie jest dużo szkół. Trasę poprowadziliśmy przez ul. Blokową, żeby nie dublować tramwaju, a pierwsza pętla, gdzie możemy zakończyć tę linię, to al. Przyjaźni, więc wydłużyliśmy linię na tej trasie.
Ale pozostaje jeszcze kwestia niższych częstotliwości.
To, że np. linie 139 czy 194 nie wracają do częstotliwości co 7,5 minuty wynika z faktu, że z powodu remontu ul. Królowej Jadwigi będziemy potrzebować co najmniej dodatkowych sześciu autobusów, by uruchomić linie objazdowe przez ul. Księcia Józefa. Nie licząc ekstra linii busowej 702, do której sprowadzamy dodatkowe autobusy. Oprócz tego powstał nam nowy ciąg: dzięki Trasie Łagiewnickiej mieszkańcy rejonu między ulicami Zakopiańską i Kobierzyńską po raz pierwszy zyskają jakikolwiek dostęp do transportu zbiorowego, bo wcześniej był to obszar wykluczony transportowo.
Co na tym etapie wiemy o tej linii?
Na pewno będzie to nowa linia. Były wcześniej pomysły, żeby przekierować linię istniejącą, ale nie chcemy ingerować w przyzwyczajenia mieszkańców. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie pokonywała odcinek między Zakopiańską i Kobierzyńską, ale pozostałą część trasy sprawdzamy jeszcze poprzez przejazdy techniczne. Chcemy, żeby linia kursowała co 15 minut, więc tam też trzy-cztery autobusy będą potrzebne. I to wszystko z tej puli 25, więc nie można przywrócić idealnie tych samych częstotliwości, bo miasto się zmienia, musimy na to reagować. Praca przewozowa się zgadza, ale układ linii jest nieco zmodyfikowany.
No właśnie. Czy mam rozumieć w takim razie, że jakiekolwiek pojawienie się dodatkowej linii czy wydłużenie trasy będzie się zawsze wiązać z cięciem w innym miejscu? Kiedy przyjdzie Pan i powie „uruchamiamy nową linię, o tyle autobusów więcej wyjedzie na trasy”?
Musimy poczekać do przyszłego roku, ze względu na dostawę nowych autobusów dla MPK. Zakładamy, że od wiosny wzmacniamy komunikację, co oznacza zarówno nowe autobusy, jak i nowych kierowców.
Są znane jakiekolwiek szczegóły?
Na razie nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu. Na pewno widzimy potrzeby, np. w rejonie Wzgórz Krzesławickich czy Mydlnik, mocno rozwija się też aglomeracja i oczekiwania rosną. Przyszły rok to będzie też początek końca dużych inwestycji na północy miasta, które zaczną nam zmieniać obraz komunikacji. Będziemy musieli układać siatkę pod kątem wydłużenia linii tramwajowej do Górki Narodowej. Myślę, że minimum, które powinniśmy planować, to plus dwadzieścia autobusów w ruchu. Obserwujemy też inne linie miejskie, mamy np. zgłoszenia z Mydlnik, że nie chcą tak długiej linii 139. Ale po perturbacjach ze 125 i Złocieniem oczekujemy bardzo jasnej deklaracji rady dzielnicy, popartej przez mieszkańców, żeby nie było później kontrowersji. Więc na razie jest to głównie diagnozowanie potrzeb i będziemy podejmować decyzje na początku roku, kiedy już będziemy wiedzieć, kiedy zaczną spływać nowe autobusy i czy są kierowcy.
A czy są szanse na jakieś wzmocnienia na liniach tramwajowych?
Tak, ale na razie trzyma nas np. brak pętli Krowodrza Górka, bo Dworzec Towarowy nie przyjmie już większej liczby tramwajów. Obserwujemy też, jak się zmieniają zachowania pasażerów po otwarciu Trasy Łagiewnickiej. W przypadku tramwajów nie ma takiego problemu z prowadzącymi, tabor też jest, ograniczenia są bardziej infrastrukturalne.
Zapowiada Pan różne wzmocnienia na przyszły rok, ale ciągle nie poruszamy jednego tematu. Nie obawia się Pan konieczności cięć w związku z cenami paliw i energii?
Rolą ZTP jest zarządzanie tym budżetem, jaki mamy. Zgłosiliśmy swoje oczekiwania, ale oczywiście koszty rosną – stawka przewozowa prawdopodobnie wzrośnie w przyszłym roku o 25%. Nie ulega wątpliwości, że czekają nas trudne czasy od strony finansowej, ale na razie nie dostajemy żadnych sygnałów, żeby przygotowywać się na ograniczenia.
Akcja Ratunkowa dla Krakowa podnosi w ostatnich dniach problem, który faktycznie doskwiera wielu pieszym – ogromnej liczby hulajnóg elektrycznych zabierających przestrzeń i utrudniających przejście. Czy dotychczasowe ustalenia z operatorami, co do których już się wydawało, że zaczęły działać, przestały obecnie wystarczać?
Jeżeli umawiają się dwie strony, to muszą być konsekwencje, jeśli druga strona się nie wywiązuje z tego, co zadeklarowała. My nie jesteśmy służbą porządkową, współpracujemy w tym zakresie ze strażą miejską i z MPO i tu już nie powinno być dyskusji. Firmy doskonale wiedzą, jak należy zarządzać tymi hulajnogami. Ich faktycznie jest obecnie zbyt wiele, w związku z czym trzeba pokazywać, że przepisy muszą być respektowane, a jeśli nie, to te hulajnogi muszą być odholowywane, nie ma innego wyjścia.
Czy można liczyć na zaostrzenie polityki miasta w tej sprawie?
Widać ewidentnie, że przed sezonem szkolno-studenckim operatorzy dorzucili dodatkową liczbę urządzeń. To łamie ustalone zasady, bo punkty mobilności mają określoną pojemność. Do tego dochodzą szczyty poranne, kiedy duże grupy użytkowników dojeżdżają w jedno miejsce, np. pod Bagatelę czy pod Pocztę Główną. Jeżeli łamanie ustaleń będzie permanentne, to trzeba się zastanowić, czy w ogóle mają one sens i może tacy operatorzy w ogóle nie potrzebują działać w Krakowie.
Ale samo ZTP zwracało uwagę, że nie ma możliwości bezpośredniego wpływu na operatorów.
Zabronić niczego nie możemy, ale już na pewno brak punktów mobilności w sąsiedztwie parku kulturowego byłby dla nich sporym utrudnieniem. Mamy pewne narzędzia, ale też nie chcemy po nie sięgać zbyt radykalnie, bo przecież mieszkańcy chcą z tego korzystać. Musimy dążyć do tego, żeby to unormować. Postulaty Akcji Ratunkowej dla Krakowa, np. dotyczące opłat za zajęcie pasa, są już od pewnego czasu analizowane, ale to, co się wydaje proste, od strony formalnej jest bardziej skomplikowane. Co nie oznacza, że nie chcemy próbować innych możliwości. Ale tak jak powiedziałem – tu już nie ma miejsca na kolejne porozumienia, tylko trzeba egzekwować ogólnokrajowe przepisy i porozumienie podpisane przez obydwie strony.