Zdaniem wojewody służby właściwie zareagowały na zgłoszenia o martwych rybach w Wildze. Łukasz Kmita uważa, że rozgłos nadany sprawie to zbijanie politycznego kapitału.
Według informacji przekazanych przez Akcję Ratunkową dla Krakowa, służby o zatruciu zostały powiadomione jeszcze w czwartek rano. Społecznicy podejrzewają, że powodem zatrucia mógł być zrzut ścieków z jednego z kanałów burzowych przy ulicy Totus Tuus.
– W rzece pływa mnóstwo resztek papieru toaletowego, śmieci i nieczystości. Wilga z dnia na dzień zmieniła się w śmiercionośny ściek i wygląda na to, że nikogo poza społecznikami i mieszkańcami to nie obchodzi – pisali w sobotę przedstawiciele ARdK, krytykując równocześnie brak działania i brak informacji ze strony miejskich i państwowych służb.
WIOŚ odpowiada
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska odrzuca tę krytykę. W komunikacie z piątku informował, że inspektorzy byli w czwartek na miejscu i przeprowadzili wizję terenową Wilgi, od okolic stacji Shell w stronę Trasy Łagiewnickiej i w rejonie ul. Totus Tuus. Pobrali próbki wody w kilku punktach. – Podczas wizji brzegów rzeki Wilgi inspektorzy nie zidentyfikowali źródeł ewentualnego zanieczyszczenia rzeki – napisali autorzy komunikatu i zapowiadali, że WIOŚ podejmie próbę identyfikacji źródła zanieczyszczenia.
Równocześnie WIOŚ podał wówczas znacznie mniejsze liczby śniętych ryb niż te podawane wcześniej w internetowych wpisach i w mediach. – Liczba ta wynosi ok. 300 sztuk – zgodnie z informacją podaną przez przedstawicieli Społecznej Straży Rybackiej. Różni się zatem od przekazu, który pojawia się w mediach społecznościowych i mówi, o „zdechnięciu kilku tysięcy ryb” – podkreślał WIOŚ. We wtorek Radosław Radoń, dyrektor małopolskiego oddziału Wód Polskich podał już zupełnie inne dane, mówiąc o ok. dwóch tysiącach sztuk.
Gibała: potrzebny monitoring
Zdaniem radnych Łukasza Gibały i Jana Pietrasa z klubu Kraków dla Mieszkańców przykład Wilgi to kolejny argument, by utworzyć system monitorowania wód powierzchniowych w Krakowie. Uchwałę kierunkową w tej sprawie rada miasta przyjęła pod koniec ubiegłego roku.
– Na przykładzie obecnej sytuacji Wilgi widać wyraźnie, że takie skoordynowane działania wszystkich miejskich jednostek są niezbędne do stałego obserwowania stanu rzek i zapobiegania sytuacjom kryzysowym w przyszłości. W związku z obecną, katastrofalną sytuacją na Wildze apeluję o przyspieszenie prac nad uchwalonym systemem monitorowania – pisze Łukasz Gibała w interpelacji do prezydenta. W trybie pilnym ma też zostać zwołana komisja kształtowania środowiska.
– Okoliczni mieszkańcy skarżą się już nie tylko na wydobywający się z wody odór, ale także obawiają się dalszego skażenia i zatruwania żyjących w pobliżu zwierząt, spożywających wypływające na brzeg szczątki ryb – czytamy w komunikacie Krakowa dla Mieszkańców. Stowarzyszenie skierowało też doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na zanieczyszczeniu środowiska w znacznych rozmiarach.
Wojewoda powołuje zespół i krytykuje aktywistów
We wtorek urząd wojewódzki zorganizował konferencję prasową z udziałem wojewody i przedstawicieli służb zajmujących się sprawą Wilgi. – Powołałem specjalny zespół, który będzie koordynował działania związane z wystąpieniem niekorzystnych zjawisk, jakie mogą pojawić się na rzece – zapowiedział wojewoda Łukasz Kmita.
Uruchomiona też została na okres wakacyjny całodobowa infolinia – pod numerem 987 można zgłaszać interwencje dotyczące śniętych ryb. Zgłoszenie będzie wówczas przekazywane do wszystkich zajmujących się tą tematyką instytucji, by mogły szybciej zadziałać.
Równocześnie wojewoda skrytykował „pseudoaktywistów”, którzy w jego ocenie wykorzystali sprawę do celów politycznych, w tym radnego Gibałę. – Nie można powiedzieć, że doszło do niebywałej katastrofy ekologicznej, jaka nawiedziła Kraków. Nie można powiedzieć, że większość żywych organizmów, jakie bytowały w tej rzece, wyginęła. To jest na szczęście nieprawda – mówił Łukasz Kmita. Zaznaczył też, że poza przypadkami kryzysowymi, o dużej skali, pierwszą instytucją, której zadaniem jest reagowanie i choćby sprzątanie padłych ryb, jest Polski Związek Wędkarski, który ma stosowną umowę z Wodami Polskimi.
– Przedstawiciele Uniwersytetu Rolniczego podkreślili, że nie ma tutaj mowy o żadnej katastrofie ekologicznej, a o próbie wywołania oskarżeń wobec instytucji samorządowych i miejskich – ocenił Łukasz Kmita.