Prokuratura domaga się surowych kar dla trzech przedstawicieli firmy Sao za m.in. zburzenie pozostałości po domu Tomasa Z. Obrońca oskarżonych przekonuje, że nie ma żadnych dowodów na to, że jego klienci stoją za rozbiórką ruiny stojącej przy ul. Królowej Jadwigi.
Prokurator nie ma wątpliwości, że to trzej oskarżeni - Filip A., Grzegorz S. i Tomasz K. - są odpowiedzialni za wtargnięcie na działkę Tomasa Z., zniszczenie ogrodzenia, wyburzenie budynku, który tam stał, i wycięcie drzew. Oskarżyciel publiczny uważa również, że to przedstawiciele firmy stoją za wykarczowaniem wszystkich drzew i krzaków porastających teren, a następnie obniżeniem gruntu i położeniem tam kostki brukowej.
Mariusz Płaszewski przekonywał sąd, że motyw, jaki przyświecał firmie, związany był z podwyższeniem estetyki okolicy, gdzie stała ich inwestycja. Prokurator nie zaprzeczał, że budynek był w fatalnym stanie, a działka nieuporządkowana. – W takim przypadku jedynie ta firma była zainteresowana, aby taki budynek usunąć. Teren przez te zmiany stał się atrakcyjniejszy – stwierdził prokurator.
Oskarżyciel publiczny stwierdził, że mężczyźni w żaden sposób nie respektowali prawa własności. Fakt, że jeden z oskarżonych przyznał, że robotnicy prowadzili prace porządkowe i traktowali resztki ogrodzenia jak śmieci, ma pokazać, jak firma traktowała czyjąś własność.
– To, że coś się rozlatywało, nie uprawniało do ingerencji we własność Tomasa Z. Bez pozwolenia nie mieli prawa niczego tknąć. To niedopuszczalne i oni w ten sposób nie mogli postąpić – przekonywał Płaszewski.
Prokurator wystąpił o roczną karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę, nawiązkę w wysokości 100 tys. złotych i czteroletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej w branży budowlanej dla wszystkich oskarżonych.
„Zuchwały czyn”
Kilkudziesięciominutowy wywód wygłosiła pełnomocnik Tomasa Z., adwokat Ewa Grzęda, podkreślając, że oskarżeni dopuścili się czynu w sposób zuchwały. Dodatkowo pokazali, jak niskie mają poszanowanie dla cudzej własności. – Systematycznie, konsekwentnie w biały dzień prowadzili prace, które zakończyły się tym, że z działki zniknęło wszystko, co na niej było – stwierdziła mecenas.
Również Ewa Grzęda przyznała, że budynek był w złym stanie technicznym. Nazwała go mianem ruiny. Dodała jednak, że losem obiektu interesował się jedynie jej klient. Spłacił wszystkich współwłaścicieli i zamierzał naprawić dom, „który od zawsze należał do jego rodziny”.
– W 2016 roku przyjechał, żeby zobaczyć, w jakim stanie jest nieruchomość, i ujrzał wykarczowany grunt wysypany kamieniami – powiedziała adwokat.
Mecenas Grzęda stwierdziła również, że nikogo nie schwytano na gorącym uczynku i że nikt ze świadków nie stwierdził wprost, że to oni stoją za rozbiórką, ale nieprzerwany ciąg poszlak prowadzi właśnie do takiego wniosku.
Dom czy ruina i kto jest winny czego?
Adwokat Robert Kubicki poświęcił swój czas na przekonanie sądu, że przede wszystkim przedmiotem sprawy nie jest dom ani nawet budynek. Ponieważ to, co stało na działce, nie miało nawet dachu. Kubicki przytoczył opinie świadków w tej sprawie.
Opisując obiekt używali takich określeń, jak ruina, rudera, gruzowisko, mury starego domu, szopa. Świadkowie twierdzili też, że działka była śmietnikiem, a budynek groził zawaleniem.
Mecenas pytał również, jakie było przeznaczenie tych pozostałości po nieruchomości. – 30 lat nikt się tym nie zajmował. Gdyby dla kogoś dom miał wartość sentymentalną, starałby się utrzymać całość w jakiś sposób, a nie zostawić i później domagać się wysokich kwot, żeby zarobić – mówi Kubicki. Według adwokata Tomas Z. nie ma żadnego związku emocjonalnego z tymi ruinami.
Jednak co ważniejsze ani prokurator, ani pełnomocnik oskarżyciela subsydiarnego nie wskazał, kto i kiedy miał wyburzyć pozostałości po budynku. Mimo tego, że przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym sąsiadów inwestycji, nikt nie potrafił wskazać konkretnej osoby.
Co ciekawe, okazało się, że jednak na tym terenie, gdzie stała rudera, można budować. Od początku procesu Tomas Z. przekonywał, że nie będzie mógł nic zrobić z działką. – Spółka Sao wystąpiła o warunki zabudowy. Można tam zbudować dom jednorodzinny większy o 10 mkw. niż poprzedni – zauważył mecenas Kubicki.
Zdaniem obrońcy oskarżonych o żadnej szkodzie nie ma mowy, ponieważ teraz działka jest oceniana jako dobra nieruchomość pod zabudowę.
Wyrok w tej sprawie zostanie ogłoszony 27 października.