News LoveKraków.pl

„Nie chcemy znów zamykać świata”. Prof. Krzysztof Pyrć o przyszłych pandemiach i nadziejach medycyny [ROZMOWA]

Prof. Krzysztof Pyrć fot. Autor: Sylwia Piwowar

Minęło pięć lat od wybuchu pandemii COVID-19. Czy wirus SARS-CoV-2 nadal powinien nas niepokoić? Dlaczego powinniśmy baczniej przyglądać się grypie i krztuścowi? I jak naukowcy przygotowują się na kolejne pandemie, które – jak ostrzega prof. Krzysztof Pyrć – z całą pewnością nadejdą?

 

W rozmowie z LoveKraków.pl wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego wyjaśnia, na jakim etapie jesteśmy dziś, czego nauczyliśmy się przez ostatnie lata i nad czym jego zespół pracuje, by przyszłość nie zaskoczyła nas tak jak rok 2020.

Kinga Poniewozik LoveKraków.pl: Mija pięć lat od wybuchu pandemii COVID-19. Czy wirus SARS-CoV-2 wciąż stanowi realne zagrożenie dla naszego zdrowia?

Prof. Krzysztof Pyrć, Uniwersytet Jagielloński: COVID-19 przeszedł z fazy pandemicznej do fazy endemicznej. Jest z nami cały czas; na nasze szczęście jednak, choroba, którą powoduje, jest znacznie łagodniejsza. Z różnych powodów. Wariant omikron, który do tej pory dominuje, rzadziej powoduje choroby dolnych dróg oddechowych. Łagodniejszy przebieg tej choroby wynika także z tego, że nasze organizmy uzyskały częściową odporność. Właściwie każdy spotkał się z tym wirusem bądź ze szczepionką w jakiejś formie i nasze organizmy dysponują narzędziami, żeby bronić się przed ciężką chorobą. Efekt jest taki, że wirus, który spowodował pandemię i miliony zgonów na całym świecie, stał się tak naprawdę jednym z wirusów sezonowych.

Czy stanowi zagrożenie? Oczywiście, ale teraz jest już ono podobne do grypy czy innych ciężkich chorób układu oddechowego. Nie powinniśmy ich lekceważyć, jednak nie możemy porównywać ryzyka do sytuacji z roku 2020 czy 2021.

Według badań, w których m.in. uczestniczył pan i pański zespół, a które zostały opublikowane w prestiżowym czasopiśmie „Nature”, istnieje inhibitor, który może okazać się kluczowy w walce z przyszłymi epidemiami. Jest to dla nas jakaś nadzieja?

Wspólnie ze współpracownikami w ramach konsorcjum CARE stworzyliśmy substancję, która skutecznie hamuje zakażenie, zarówno w modelach czysto laboratoryjnych, jak i tych bardziej złożonych hodowlach tkankowych czy w modelach zwierzęcych. Co ciekawe, działa zupełnie inaczej niż inne leki. Zamiast hamować wnikanie wirusa do komórki, czy jego namnażanie się, uniemożliwia tworzenie wirusów potomnych blokując białko M. W ten sposób nawet jeżeli komórka zostanie zakażona, nie będzie w stanie wyprodukować nowych wirusów, a choroba zostanie zatrzymana. Czy to ma znaczenie? O potencjale tego pomysłu świadczy fakt, że najbardziej prestiżowe czasopismo naukowe na świecie postanowiło opublikować go na swoich łamach.

Ważne jest jeszcze jedno. Nie zamierzamy opracowywać leku przeciwko COVID-19, ponieważ to już jest przeszłość. Obecnie skupiamy się na przyszłości. Jest więcej niż pewne, że kolejne koronawirusy pojawią się w naszym świecie jest więcej niż pewne. Wiedzieliśmy to już w 2002 roku, kiedy pojawił się wirus SARS-CoV-1, który rozprzestrzenił się po całym świecie, choć epidemia wygasła wraz z nastaniem lata. Świat nam przypomniał o tym w 2012 roku, kiedy pojawił się wirus MERS na Półwyspie Arabskim. Wciąż jest z nami i może wywołać śmiertelną chorobę, choć rzadko atakuje ludzi i trudno przenosi się między nimi. Było to jasne przed wybuchem pandemii COVID-19. Wiemy również, że w przyszłości odlegli kuzyni SARS ponownie przekroczą granicę gatunku i od zwierząt dotrą do ludzi, a któryś z nich wywoła pandemię.

Świadomi tych zagrożeń, pracujemy nad lekiem, który zmniejszy ryzyko związane z chorobą i pozwoli skutecznie chronić osoby najbardziej narażone. Chciałbym, żebyśmy już nigdy nie znaleźli się w sytuacji z 2020 roku, kiedy to – z braku leków i szczepień – konieczne było stosowanie interwencji niefarmaceutycznych, takich jak maseczki, ograniczenia mobilności, izolacja czy tzw. lockdowny.

Potrzebujemy narzędzi, które naprawdę odpowiadają wyzwaniom XXI wieku – pozwalających skutecznie reagować na zagrożenia nie tylko dla zdrowia poszczególnych osób, ale i zdrowia publicznego. Dzięki temu możliwa będzie także ochrona naszej gospodarki.

Odchodząc od koronawirusa, w ostatnim czasie, szczególnie w sezonie jesienno-zimowym obserwowaliśmy wzrost zakażeń wirusem grypy i krztuśca, który wydawać by się mogło poszedł w zapomnienie. Pana zdaniem, co było tego przyczyną?

W przypadku grypy wydaje się, że tegoroczny wariant wirusa był bardziej zjadliwy, a ochrona naszego układu odpornościowego wyszkolonego na wcześniejszych wariantach – słabsza. Takie wnioski znajdują potwierdzenie w ocenach międzynarodowych organizacji. Jeśli zaś chodzi o konkretne liczby, niestety trudno je podać z pełną precyzją – wciąż brakuje nam rzetelnego i kompleksowego systemu monitoringu epidemiologicznego. I oczywiście brakuje nam powszechnych szczepień przeciw grypie.

Sytuacja z krztuścem wygląda nieco inaczej. Przez wiele lat choroba ta była niemal zapomniana dzięki wysokiej skuteczności szczepień. Jednak ochrona poszczepienna wymaga regularnych dawek przypominających, także w wieku dorosłym. Z czasem nasz układ odpornościowy „zapomina”, jak reagować na dane patogeny. Niestety, w zgiełku dnia codziennego często zapominamy o konieczności uzupełniania szczepień. Dodatkowo, część osób – nie zdając sobie sprawy z powagi zagrożenia – rezygnuje ze szczepień dzieci, narażając je na ciężki przebieg choroby, która może stanowić realne zagrożenie dla ich życia. Efekt końcowy widzimy „za oknem” – z roku na rok rośnie liczba przypadków krztuśca w Polsce, podobnie jak wielu innych „zapomnianych” chorób zakaźnych.