Dyskusja nad projektem budżetu wywołała wiele emocji. Sami urzędnicy podkreślają, że budżet jest „trudny”, radni oceniają jednak sprawę znacznie bardziej krytycznie.
Prezentując projekt budżetu prezydent Jacek Majchrowski rozpoczął od standardowego stwierdzenia, że jak każdy projekt, tak i ten, „nie spełnia wszystkich oczekiwań”. Mówił m.in. o braku uruchomienia środków z KPO czy wzroście cen na rynku budowlanym, co przekłada się na okrojenie wydatków inwestycyjnych.
Wystąpienie przy okazji ostatniego budżetu przygotowanego w tej kadencji i ostatniego za rządów Jacka Majchrowskiego jako prezydenta Krakowa, stało się okazją do wyliczenia inwestycji z wielu ostatnich lat. Prezydent odnosił się w ten sposób do zarzutów dotyczących zadłużenia Krakowa. Jak mówił, twierdzenie, że miasto jest bankrutem, jest absolutnie nieprawdziwe, a zadłużenie owszem istnieje, ale to cena realizowanych inwestycji. – Możemy przyjąć taką zasadę, że składamy sobie pieniądze i jak mamy uskładane za 20-30 lat, to wtedy przystępujemy do inwestycji. Z tym, że trzeba też pamiętać śledząc całą sytuację, że ta inwestycja po pierwsze jeżeli powstanie, to będzie droższa, a po drugie przez te 20-30 lat jej nie będzie – przekonywał. W jego ocenie, w zestawieniu z innymi miastami „nie jesteśmy w złej, a wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że jesteśmy w dobrej zupełnie sytuacji”.
Sporo czasu prezydent poświęcił na komentowanie wcześniejszych zarzutów Łukasza Gibały, choć samo to nazwisko nie padło wprost. Podkreślał, że prezesi i członkowie zarządów spółek są powoływani w drodze konkursów, na podstawie kompetencji, a awans wewnętrzny nie tylko nie jest dla urzędników niemożliwy, lecz wręcz jest zasadą (to odniesienie do zapowiedzi Łukasza Gibały, że w przypadku objęcia fotela prezydenta odblokuje możliwość awansu).
Jacek Majchrowski przekonywał też, że wynagrodzenie prezesów spółek mieści się w połowie stawki na tego rodzaju stanowiskach i nie ma tu mowy o „Bizancjum”.
Krótka lista inwestycji
Nastrojów nie poprawiła prezentacja wiceprezydenta Andrzeja Kuliga na temat inwestycji planowanych na przyszły rok. Wydatki na inwestycje to nieco ponad 850 mln zł, podczas gdy w tym roku było to niecałe 1,5 mld zł. – Przyszłoroczny budżet, jeżeli chodzi o inwestycje, musiał być dramatycznie wręcz okrojony. Mogę powiedzieć, że aby mniej więcej odpowiadał wszystkim potrzebom, które w tym obszarze występują, powinien wynosić około 1,5 miliarda – stwierdził wiceprezydent i ocenił, że to najsłabszy budżet z ostatnich pięciu lat.
W projekcie budżetu znalazły się głównie zadania, które są już rozpoczęte lub uzyskały zewnętrzne dofinansowanie. Wiceprezydent Kulig wyliczał tu m.in. budowę kładki Kazimierz-Ludwinów, ul. Kocmyrzowską, Stelmachów i Piaskową, budowę szkoły przy ul. Grochowej czy ośrodka kultury na Ruczaju.
Dłuższa była natomiast lista inwestycji, które nie będą realizowane, choć mają przygotowaną dokumentację i mogłyby już wystartować, gdyby znalazły się na to środki. To m.in. inwestycje dotyczące domów pomocy społecznej, rozbudowa cmentarzy komunalnych czy remontów szkół, ale także i budowa przystanku SKA Prądnik Czerwony czy przebudowa wielu ulic.
Tryb awaryjny
Radni w większości krytycznie odnosili się do projektu budżetu. Radny Mariusz Kękuś klubu PiS zarzucał prezydentowi m.in. nietrafione inwestycje, rosnące coraz szybciej zadłużenie i zbyt optymistyczną politykę w czasach lepszej koniunktury. – Pan prezydent ogłosił że nie startuje, w związku z tym na pewno nowa osoba obejmie urząd prezydenta. Zakładam, że potrzebne jest nowe otwarcie, potrzebny jest audyt wydatków miejskich. Zakładam, że przy takim audycie rzeczowym i finansowym otrzymamy przynajmniej jakieś odpowiedzi na to co powinniśmy realizować, jakie koszty musimy ponieść, z jakich możemy zrezygnować albo odłożyć – mówił.
Radny PO Andrzej Hawranek wracał do kwestii wpływów z podatku PIT, która już wielokrotnie pojawiała się przy okazji dyskusji o finansach miasta. – Jesteśmy jako Kraków okradani przez władzę centralną. Wszystkie samorządy są okradane przez władzę centralną, okradane przez PiS, który jeszcze do przyszłego tygodnia niestety rządzi – stwierdzał radny. Nie zgodził się też ze słowami Andrzeja Kuliga o mniej istotnych inwestycjach wymienianych w prezentacji. – Wszelkie badania wskazują na to, że dla mieszkańców stają się coraz bardziej istotne inwestycje małe, to znaczy remont danego chodnika, remont jakiejś lokalnej drogi, budowa domu kultury, budowa żłobka czy rozbudowa szkoły. A nie duże inwestycje dla całego miasta – przekonywał.
– Nie jest to może łatwy budżet i mówimy to po raz kolejny. Przeszliśmy pandemię, przeszliśmy rozpoczęcie wojny na Ukrainie i zawsze są jakieś trudne sytuacje które powodują to, że wydaje nam się, że za chwilę będzie lepiej. Chciałbym, żeby to był już ostatni procedowany w ten sposób budżet w którym mówimy że jest trudny. Żeby to już było ostatni raz i żeby tak naprawdę było tylko i wyłącznie lepiej – komentował radny Jacek Bednarz z klubu prezydenckiego.
Radny Łukasz Gibała porównywał sytuację miasta do trybu awaryjnego w samochodzie. – Kiedy samochód się zepsuje, można nim jeszcze jechać ale coraz więcej ważnych funkcji jest ograniczonych. Jest ograniczona moc, prędkość, maksymalny zasięg i w każdej chwili ten samochód może całkiem stanąć. Moim zdaniem to jest dobra metafora tego budżetu bo on stawia Kraków właśnie w takiej sytuacji trybu awaryjnego. To jest budżet przetrwania i stagnacji. Jeszcze Kraków będzie jechał do przodu, bo rzeczywiście bankructwo w krótkim terminie nam nie grozi bo jeszcze wystarcza pieniędzy na obsługę długu, wystarcza pieniędzy na wydatki bieżące, ale jednocześnie coraz mniej jest pieniędzy na inwestycje – mówił.
Radny Michał Starobrat z Nowoczesnego Krakowa zwracał uwagę na koszty obsługi długu. Kwotę 355 mln zł przeliczał na inwestycje, jakie można byłoby zrealizować za te same środki – w jego ocenie to 355 km nowych chodników, 35 nowych żłobków czy kilka wiaduktów.
Koniec debaty na ostro
Debata trwała kilka godzin. Jej końcowa część upłynęła w gorącej atmosferze po ostrym wystąpieniu wiceprezydenta Andrzeja Kuliga, który zarzucił części występujących demagogię. Spotkało się to z oburzeniem po stronie radnych. Temat budżetu wróci na sesji za dwa tygodnie, radni mają wówczas podjąć decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu złożonego projektu. Wcześniej mogą jeszcze do niego składać poprawki.