Bez zdecydowanego wsparcia policji i straży miejskiej city-helpers nie poradzą sobie z patologicznymi zachowaniami w nocy. Co ciekawe, ich źródłem nie są zazwyczaj zagraniczni turyści, tylko polska młodzież.
Przyszedł czas na podsumowanie dwumiesięcznej akcji city-helpers. Wkrótce ma być gotowy raport w tej sprawie. Z częścią wniosków zapoznali się radni komisji promocji i turystyki Rady Miasta Krakowa.
W ciągu dwumiesięcznego pilotażu city-helpers podjęli ponad 6,7 tys. aktywności. Zdecydowana większość polegała na udzieleniu informacji. W ponad 2,4 tys. przypadkach do pracowników z prośba o pomoc podchodzili turyści. Nie obyło się jednak bez interwencji, podczas których wzywana była straż miejska. Tak było w 80 przypadkach.
Robert Piaskowski, pełnomocnik prezydenta ds. kultury, uważa, że pilotaż city-helpers był bardzo udany. – Przekonaliśmy się, że taka forma kontaktu z mieszkańcami, turystami i przedsiębiorcami, którzy znajdują się na terenie Starego Miasta i Kazimierza ma sens – stwierdził.
Pełnomocnik uważa, że idea city-helpers wpisuje się w kampanię Respect Kraków i sami pracownicy miejscy pozytywnie kreują politykę turystyczną stolicy Małopolski. – Chcielibyśmy kontynuować tę akcję – powiedział Robert Piaskowski do radnych z komisji turystyki i promocji miasta.
Kto generuje problemy?
Z pracy city-helpers przygotowywany jest raport. Znajdą się tam wszystkie trudności, z jakimi spotykali się miejscy pracownicy.
Robert Piaskowski zwraca uwagę na te najbardziej niepokojące zjawiska. Między innymi to, że wbrew obiegowej opinii to nie zagraniczni turyści powodują najwięcej problemów. – Wiele konfliktów w nocy jest spowodowanych przez krakowian – studentów, „Erasmusów” i nowych mieszkańców. W tym roku było to szczególnie widoczne, bo przecież turystów nie było tak wielu – mówi pełnomocnik.
Z obserwacji cty-helpersów wynika, że są w centrum cztery miejsca, gdzie gromadzi się cała patologia nocy. To plac Nowy oraz ulice Szewska, Floriańska i wylot Grodzkiej w stronę Rynku. – Chodzi o narkotyki, bijatyki, nagabywanie i wabienie do klubów nocnych… – wymienia Piaskowski.
Marcin Andrukowicz, który bierze udział w projekcie dodaje, że problemem jest pijana młodzież, która zamiast kupić piwo czy jakiś inny alkohol w pubie, wybiera sklep monopolowy i spożywa „małpki” na ulicy. Bo tak jest taniej.
– Później rozrabiają i są agresywni. To największa patologia. Gdy zwróci się uwagę ludziom zza granicy, to reagują w sposób przewidywalny, wyrzucają czasem piwo do kosza, przepraszają. Natomiast młodzi Polacy odpowiadają agresją – tłumaczy.
Andrukowicz stwierdził, że najlepszym możliwym wyjściem z tej sytuacji jest zakazanie sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych w sklepach.
Projekt będzie kontynuowany
Wygląda na to, że praca city-helpers i zebrane przez nich doświadczenie nie zostanie zmarnowane. Urzędnicy pozytywnie oceniają ten projekt i chcą jego kontynuacji. Tyle tylko, że z większym rozmachem. 15 osób na obszar Starego Miasta i Kazimierza to po prostu za mało.
Dyrektor wydziału ds. turystyki Elżbieta Kantor powiedziała, że w przyszłym sezonie pomocnicy znów wyjdą na ulice. Nie wiadomo natomiast, ile środków na ten cel przeznaczy miasto.
– Wystarczyło, że city-helpers zniknęli z miasta i znów pojawiły się hordy pijanych i głośnych turystów, praktykujących pub-crawling – dodaje Robert Piaskowski. – Widoczność naszych pracowników miejskich na ulicach załatwia dużo problemów – stwierdza.