1 lipca mija okres dostosowawczy i wszystkie reklamy w mieście powinny spełniać ściśle określone wymogi. W praktyce oznacza to konieczność usunięcia większości z nich. O przygotowaniach do tego momentu rozmawiamy z Jakubem Pogorzelskim z inicjatywy ŁADny Kraków.
Jakub Drath, LoveKraków.pl: Ten rok będzie decydujący, jeśli chodzi o czyszczenie przestrzeni Krakowa z reklam, ponieważ 1 lipca ostatecznie wchodzi w życie uchwała krajobrazowa. Jak Pan ocenia przygotowania do tego momentu. Widać już zmiany?
Jakub Pogorzelski, założyciel profilu ŁADny Kraków i grupy osób zaangażowanych w walkę z nielegalnymi reklamami: Zmian jest już całkiem sporo. Okres dostosowawczy mija co prawda dopiero 30 czerwca, ale na części terenów, zwłaszcza miejskich, reklamy znikają już teraz, ponieważ instytucje miejskie, w tym choćby szkoły czy przedszkola, nie przedłużyły umów, które miały podpisane np. do końca roku. W ten sposób usunięto już wiele nośników, np. wszystkie reklamy sprzed szkoły przy ul. Królowej Jadwigi.
Jak przebiega teraz współpraca z miejskimi instytucjami w tej sprawie, gdyby to porównać z początkiem działalności ŁADnego Krakowa?
Na pewno widać już w miejskich instytucjach dużą świadomość istnienia uchwały krajobrazowej. Wydaje się, że te podmioty zwracają już na to uwagę, stosują się do nowych zasad, co pozwala sądzić, że na działkach miejskich czyszczenie przestrzeni z reklam przebiegnie sprawnie. Nie wiem natomiast, na ile miasto jest przygotowane do egzekwowania przepisów na terenach prywatnych czy zarządzanych przez spółdzielnie, gdzie jest często duży bałagan.
No właśnie – na profilu publikują Państwo wiele zdjęć porównujących stan przed i po likwidacji nośników reklamowych. Ale dotyczy to najczęściej dużych instytucji, na które łatwiej jest wywrzeć nacisk, tak jak w przypadku AGH. Jaki procent stanowią zupełnie prywatne reklamy porozwieszane na ogrodzeniach czy ustawione w ogrodach?
Ja szacuję, że jest to mniej więcej pół na pół, to znaczy że połowa tych nośników jest ustawionych na działkach należących do osób prywatnych i firm, a połowa na terenie szeroko rozumianych instytucji publicznych. Z tymi drugimi jest znacznie łatwiej, choćby dlatego, że istnieje możliwość skontaktowania się mailowo.
Co się stanie 1 lipca? Myśli Pan, że właściciele sami zdejmą swoje reklamy, widząc informacje o wejściu w życie uchwały? Czy raczej to będzie mozolne wysyłanie pism w sprawie każdego baneru z osobna?
Myślę, że nie będzie prosto. Pokazują to doświadczenia Gdańska, który wprowadził już uchwałę krajobrazową i tam w momencie zakończenia okresu dostosowawczego banery nie zniknęły jak za dotknięciem różdżki. Masowa akcja zdejmowania banerów rozpoczęła się dopiero wówczas kiedy miasto zaczęło naliczać bardzo wysokie kary.
Co wiemy o takich karach na terenie Krakowa?
Kraków nie przyjął opłaty reklamowej, a w przypadku jej braku stosowane są kary maksymalne, co jest w zasadzie dobrą wiadomością. I te kary są bardzo wysokie – w przypadku zwykłego bilbordu to jest kilkaset złotych dziennie, co daje kwoty liczone w tysiącach w ujęciu miesięcznym. Są one naliczane w oparciu o powierzchnię nośnika, im większa reklama tym większe kary. Więc jeśli mówimy np. o nielegalnej reklamie na słynnej kamienicy na rogu ul. Piłsudskiego i al. Krasińskiego, to mogą być kary idące w dziesiątki tysięcy złotych. Pytanie, czy miasto będzie przygotowane, by te kary wymierzać, bo z tego co wiem, to na razie ucieka się raczej do środków „miękkich”.
Wspomniał Pan o Gdańsku. W ostatnim czasie w innych miastach widać coraz więcej inicjatyw w tej dziedzinie, np. Rzeszowski Adblock. Kraków, w tym inicjatywa ŁADny Kraków, jest pokazywany jako przykład właściwego kierunku działania. Myśli Pan, że dojrzewamy już do jakiejś zmiany w skali ogólnopolskiej?
Na razie tylko Gdańsk i Sopot można podać jako przykład miast, które uporały się z problemem reklam. Uchwały krajobrazowe mamy w ok. 40 gminach, a mamy ich dwa i pół tysiąca. To pokazuje, że może i dojrzewamy, ale bardzo powoli. Przodują duże miasta, choć też ciekawym przykładem są gminy Podhala. Gmina Kościelisko przyjęła niedawno uchwałę krajobrazową, kolejne też nad tym pracują, więc problem słynnej zakopianki został dostrzeżony.
Mam jeszcze pytanie o instrukcję dla mieszkańca, któremu przeszkadza reklamowy chaos w najbliższym sąsiedztwie.
To jest dobre pytanie do urzędu miasta. Teraz jest jeszcze wiele niewiadomych, moje zgłoszenia raz trafiają do jednego wydziału, raz do drugiego. Raz odpowiedź jest bardzo pozytywna, a raz wymijająca. Mam nadzieję, że do lipca pojawią się jasne informacje i procedury, ponieważ po pytaniach, jakie otrzymuję od mieszkańców, widzę, że zainteresowanie jest spore. Będzie o tyle łatwiej, że teraz nie do końca wiadomo, która reklama stoi legalnie a która nie. Po 1 lipca wszystko już będzie jasne.
Czyli czekamy do 1 lipca.
Tak, tyle jeszcze wytrzymamy.