Śmierć dziecka. Lekarka podważa opinie biegłej i wersję pielęgniarki

8 marca rozpoczął się proces dwóch lekarek i pielęgniarki, które według prokuratury nieumyślnie doprowadziły do śmierci trzymiesięczną dziewczynkę. Lekarka nie przyznaje się do winy i tłumaczy, co wydarzyło się 8 lipca 2016 roku w szpitalu miejskim w Nowej Hucie.

Lekarka została szefową oddziału w maju 2016 roku. Dwa miesiące później zmierzyła się z wydarzeniem, które wstrząsnęło szpitalem. Podczas jej zmiany doszło do śmierci małej pacjentki. Trzy oskarżone kobiety zrzucają z siebie odpowiedzialność i nie przyznają się do zarzutów prokuratury.

Po tym, jak swoje wyjaśnienia złożyła pielęgniarka, przyszedł czas na lekarkę.

Lekarka odpowiada za zaniechanie zlecenia badań krwi pacjentki i wydanie polecenia pielęgniarce, aby ta podała niedozwoloną dawkę potasu i w konsekwencji nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.

Kto „rozsiewał plotki”?

– Absolutnie nie przyznaję się do zarzutów – powiedziała lekarkaka. – Nie wydałam ustnego zlecenia podania 5-kilogramowemu dziecku 10 ml roztworu potasu. Takie zlecenie byłoby skrajnie sprzeczne z wiedzą medyczną – powiedziała.

Oskarżona dodała, że takim obeznaniem powinny dysponować nawet początkujące pielęgniarki. – Nie sposób posądzać o to lekarza z moją wiedzą i doświadczeniem, lekarza kierującego oddziałem (...) i przewodzącemu zespołowi farmakoterapii w szpitalu – wyjaśniała.

Lekarka zaznaczyła, że zgodnie z materiałem dowodowym, w dniu zdarzenia nie wydała ustnego zlecenia. – Pielęgniarka była w rozpaczy i krzyczała, cytując świadków: „pomyliłam się, podałam zły lek” – mówiła przed sądem.

Kobieta powiedziała, że historia zlecenia ustnego powstała później. – W jej tworzeniu udział miała oddziałowa i lekarz kierujący oddziałem. To one udzielały kierownictwu szpitala informacji na ten temat, a mówiąc wprost – rozsiewały plotki – zaznaczyła.

Według lekarki, po zdarzeniu zostały ujawnione liczne błędy w organizacji pracy personelu pielęgniarskiego, łącznie z tym, że realizowały zlecenia na podstawie zeszytu, co było niezgodne z zasadami i procedurami.

– Odpowiedzialność za to ponosiła pielęgniarka oddziałowa – stwierdziła lekarka.

Według lekarki, oddziałowa wykorzystała dramatyczny stan psychiczny pielęgniarki, łudząc ją nadzieją, że jeśli oskarży lekarkę o ustne zlecenie, uniknie odpowiedzialności. – Jak wiadomo, tonący brzytwy się chwyta, więc pielęgniarka z łatwością przyjęła tę argumentację – stwierdziła.

Szereg błędów, biegła bez doświadczenia

Lekarka zaprzeczyła również temu, aby w szpitalu panował taki „bałagan”, jak opisała pielęgniarka.

– Ponadto procedury farmakoterapii szpitala są tak skonstruowane, że nie ma możliwości, aby jednorazowy nawet poważny błąd, doprowadził do ciężkiego zdarzenia, jak śmierć pacjenta. Żeby doszło do takiej sytuacji, konieczny jest ciąg okoliczności – fatalny zbieg okoliczności lub szereg błędów. Tak było w tym dniu, w którym popełniała poważne błędy, nie dając szansy na uratowanie Basi – powiedziała lekarka

Lekarka podważyła również opinię biegłego, na podstawie której prokuratura stworzyła akt oskarżenia. Według lekarka autor opinii nie ma doświadczenia klinicznego, a nawet specjalizacji z pediatrii. – To konieczne do opiniowania w tak poważnej sprawie jak śmierć malutkiego dziecka – uważa oskarżona.

Doktor zaprzeczyła, aby karty ze zleceniami były zabierane do dyżurki lekarskiej. Takie działania opisała jako irracjonalne.

Oskarżona wyjaśniła również kwestię tego, czy wiedziała o wysokim stężeniu potasu. Powiedziała, że wyniki zleconych badań były niepełne. Nie było oznaczonego potasu, za to widniał zbyt niski poziom sodu.

O tym, że poziom stężenia potasu wynosił 8,09 (norma to 3,5 – 5,0 mmol/l) lekarka dowiedziała się ok. 12:20. Na kilka minut przed zapaścią dziecka. – Podawaliśmy leki, ale nie było na nie żadnej reakcji. Pytałam zespół reanimacyjny, czy możemy coś zrobić, ale nie było żadnych szans – odpowiadała przed sądem. Po dwugodzinnej akcji dziewczynka zmarła.

Kilka dni później doszło do lekarka, że miała wydawać ustne polecenia. Według jej słów miał się zawiązać swego rodzaju spisek, którego celem było wskazanie winnej – właśnie lekarki oddziału.

Później lekarka powiedziała dziennikarzom, że wie, co się wydarzyło, ale nie może złamać tajemnicy lekarskiej.

_

Zdecydowaliśmy o pełnej anonimizacji oskarżonych z powodu poziomu komplikacji sprawy oraz tego, że kobiety wykonują zawód zaufania publicznego.

News will be here