W szkole zabrakło personelu, na portierni stali nauczyciele [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski
W jednej z krakowskich szkół zabrakło personalu adminsitracyjnego. Radna Agata Tatara zastanawia się, jak można uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Porozmawialiśmy również o ogólnej kondycji uczniów, nauczycieli i rodziców w czasach pendemii.

Czy nauczyciele rzeczywiście przejmują obowiązki personelu administracyjnego w krakowskich szkołach?

Agata Tatara, radna miasta Krakowa, eksperta ds. edukacji: Doszły do mnie takie informacje, ale nie wiem, jakiej skali jest to problem. Wiem na pewno o jednej szkole, której organ prowadzący odmówił przejścia na tryb zdalny, ponieważ brak pracowników administracyjnych nie był odpowiednim do tego powodem. A przecież jest tak, że obecnie kwestie sprzątania i dezynfekcji są bardzo istotne i to właśnie spada na nauczycieli. Tak samo jak z dyżurowaniem na portierni. I to nie była kwestia dwóch czy trzech dni, tylko dwóch tygodni.

I nauczyciele godzą się na to?

Nie mają wyjścia. Dlatego jestem zainteresowana rozwiązaniem takiej sytuacji. Zadałam pytanie do prezydenta miasta o to, co może zrobić dyrektor szkoły i czy miasto może go jakoś wesprzeć. Nie wiadomo, czy szkoła może zatrudnić np. firmę zewnętrzną do sprzątania, jakich środków finansowych do tego użyć. Dziś musimy być przygotowani na wszystko.

Pani zdaniem, kto za to odpowiada?

Nie szukam winnych, tylko rozwiązania i odpowiedzi na pytanie, jakie możliwości ma dyrektor. Skoro szkoła nie kwalifikuje się do przejścia na zajęcia zdalne w związku z brakiem personelu, to co można zrobić? Wiem, że to skrajny przypadek, ale się zdarzył. Organ prowadzący powinien pomóc szkole rozwiązać taki problem.

A jak ogólnie radzą sobie szkoły w pandemii? Docierają do pani już jakieś raporty?

Jeśli chodzi o nauczycieli, to mają oni bardzo dużą liczbę zastępstw. Dzieci z młodszych klas są obecne w szkołach – na lekcjach i świetlicach. Każde braki personelu są więc mocno odczuwalne. Z rozmów z nauczycielami i dyrektorami wynika, że są po prostu zmęczeni. Tak samo jest z personelem, który nierzadko wykonuje podwójną pracę za nieobecnych, a przecież metraż szkół jest duży.

Jak pani zdaniem odbije się cała ta sytuacja na uczniach, zwłaszcza tych trochę starszych, którzy z racji wieku mają niełatwo, a jeszcze stracili dwa lata w miarę normalnego życia?

Na podstawie wstępnych badań i konsultacji wiemy, że spora część dzieci, w szczególności młodzieży, jest objęta pomocą pedagogiczną i psychologiczną, ale też trudno jest o taką wizytę z uwagi na odległe terminy. Dzieci, młodzież mierzą się z depresją, kłopotami emocjonalnymi i poznawczymi, wycofaniem się, izolacją czy brakiem motywacji do dalszego działania. W pewnym momencie doszło do tego, że brakuje im chęci do spotykania się z rówieśnikami.

Życie przeniosło się do sieci i nie mówię tylko o mediach społecznościowych. Kiedyś uczniowie chętnie wracali do szkół we wrześniu, a po kolejnych zdalnych zajęciach coraz mniej osób miało ochotę na powrót do tradycyjnej nauki. Przywykli do takiego stanu rzeczy. Ale dla rodziców to kłopot i stres, bo mają kłopoty w kwestii zmotywowania dzieci do udziału w zajęciach. Cała ta sytuacja na pewno wpłynie na ich dalsze funkcjonowanie.

Miasto ma jakieś zajęcia, by temu przeciwdziałać, wprowadzić programy, które pomogą powrócić do „normalności”?

Mam nadzieję. Widziałam też ministerialne programy dotyczące pomocy psychologicznej – dla nauczycieli, rodziców i uczniów. Trzeba zdać sobie sprawę, że to krąg osób, które są w szczególny sposób ze sobą powiązane, muszą się wspierać i motywować wzajemnie. Mama nadzieję, że pomoc specjalistów będzie ogólnodostępna.

Nadzieję wzbudza też fakt, że na rynku szkoleń pojawiły się zajęcia związane z tym, jak pracować z dziećmi, jak im pomagać i jak je motywować. Tego typu programy już są i dają wsparcie nauczycielom, by wiedzieli, jak pracować z całą rodziną. Miejmy jednak nadzieję, że wrócimy do rzeczywistości i nauki stacjonarnej. To pozwoli na ograniczenie negatywnych rzeczy, które się dzieją.