Wiceprezydent Krakowa: Płatne parkowanie w niedzielę nie przejdzie, bo działa kościelne lobby [Rozmowa]

Andrzej Kulig fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Nie jestem fanem podwyższania ceny biletu z 69 do 96 złotych i uważam, że powinna być ona mniejsza. Nie mam również przekonania do biletu 10-minutowego – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl prof. Andrzej Kulig, I zastępca prezydenta Krakowa. – Istnieje ogromne lobby kościelne, które uważa, że w ten sposób będzie następował odpływ niedzielnych gości – twierdzi o płatnym parkowaniu w niedziele.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Dlaczego ceny biletów na komunikację miejską muszą wzrosnąć?

Andrzej Kulig, zastępca prezydenta Krakowa: Sprawa jest oczywista. Mamy do czynienia z ogromnym spadkiem liczby pasażerów, a z drugiej strony chcemy utrzymać kursy. Próbowaliśmy ograniczyć częstotliwość w trakcie epidemii, ale okazało się, że ludzie mimo wszystko potrzebują przemieszczać się nawet z odległych miejsc w Krakowie. Komunikacja okazała się dla nich być niezbędna. Zdecydowaliśmy się uruchomić komunikację, mimo że jest to działalność, a tak jeszcze w historii naszego miasta nie było, bardzo deficytowa.

W marcu, kwietniu i maju Zarząd Transportu Publicznego tłumaczył, że cięcia w komunikacji miejskiej są tymczasowe i konieczne, aby móc od września powrócić do wcześniej znanych częstotliwości. Zapowiedź uda się zrealizować?

Aby tak się stało, konieczna jest podwyżka cen biletów.

To musi oznaczać, że bilet miesięczny dla mieszkańca ma kosztować 96 złotych?

Problem polega na tym, w jaki sposób w naszym mieście prowadzi się rozmowy. Został powołany zespół ds. sytuacji spowodowanej epidemią koronawirusa, który miał służyć wypracowywaniu pewnych rozwiązań. Po posiedzeniu zespołu, w którym uczestniczą radni oraz urzędnicy, radni natychmiast wysyłają tweety i rozgłaszają, że miasto planuje podwyżki. Materiał, który został zaprezentowany był dokumentem bardzo rzetelnie przygotowanym i pokazujący możliwe działania i w oparciu o niego należało szukać akceptowalnie społecznie i ekonomiczne rozwiązania. Efekt jest, taki że do opinii publicznej przedostały się informacje robocze. Osobiście nie jestem zwolennikiem tak radykalnej podwyżki.



Czyli Pana zgody na podwyżkę do 96 złotych nie będzie?

Jeszcze raz podkreślam, że materiał miał charakter roboczy. Doskonale radni powinni wiedzieć, że nie mamy, jak rząd, zdolności do nieograniczonego zaciągania kolejnych zobowiązań finansowych, tylko musimy poruszać się w ramach dostępnych środków. Musimy zdawać sobie sprawę, że komunikacja miejska, na odpowiednim poziomie, kosztuje i trzeba mieć na to środki. Możemy nie zrobić żadnych podwyżek i powiedzieć: od września dramatycznie spadnie liczba połączeń oraz częstotliwość kursowania tramwajów i autobusów.

Widzę błędne koło. Jeśli jeszcze bardziej osłabicie komunikację miejską, to ludzie nie będą chcieli z niej korzystać, co przełoży się na jeszcze niższe wpływy z biletów.

Myśmy przedstawili sytuację z perspektywy ekonomicznej. Dyrektor Zarządu Transportu Publicznego przedstawił stan finansowy i ekonomiczny, o którym radni oraz prezydent muszą wiedzieć. Później padła propozycja zastosowania środków zaradczych. Osobiście uważam, rozumiejąc wizję dyrektora Łukasza Franka, że musimy pamiętać o pogorszeniu się sytuacji finansowej krakowian. Nie jestem fanem podwyższania ceny biletu z 69 do 96 złotych i uważam, że powinna być ona mniejsza. Nie mam również przekonania do biletu 10-minutowego. To unikalna sytuacja i jestem z tego zadowolony, że ktoś kto odpowiada za transport, przedstawia stan nieupiększony a rzeczywisty.

Jeśli radni zgodzą się na podwyżki, to czy wpływ zrekompensują część strat?

W części tak. Dalej będziemy mieli sytuację, że finansowanie komunikacji będzie składało się z dwóch źródeł: budżetu miasta oraz wpływów z biletów. Musimy wprost sobie powiedzieć, że nie mamy takich kwot w budżecie.

Stwierdził Pan, że nie jest fanem podwyżki biletu miesięcznego do 96 złotych, to jakie inne rozwiązanie Pan zaproponuje?

Nie chce podawać kwot, ale powinno to ulec wypośrodkowaniu. Dziś kwota 69 złotych jest nierealistyczna, czego byłem przed rokiem przeciwnikiem, ale ruch w tym zakresie musimy wykonać. Nie ruch radykalny z 96 złotymi, ale z drugiej strony, nie może to być mały kroczek.

Jest Pan za likwidacją biletów na jedną i dwie linie?

Bilet na jedną linię wywołuje skrajne emocje, ale jak popatrzymy na liczbę użytkowników, to coraz mniej osób z tego korzysta. Zostawiłbym ten bilet, bo nie ma o co walczyć, skoro spada liczba kupujących.

Podwyżka biletu miesięcznego dla mieszkańca bliżej 80 zł?

Tak.

Likwidacja biletu 20-minutowego i zastąpienie go 10-minutowym. Tak czy nie?

Jest za wcześnie na wprowadzanie biletu 10-minutowego.

Kolejną pozycją w pakiecie podwyżkowym jest opłata za niedzielny postój w strefie A obszaru płatnego parkowania. Jest na to Pana zgoda?

Jestem jak najbardziej za tym rozwiązaniem, ale wiem, że wpływy Kościoła katolickiego są tak duże, że ta propozycja nie przejdzie.

Z powodu wpływów Kościoła nie uda się uchwalić?

Istnieje ogromne lobby kościelne, które uważa, że w ten sposób będzie następował odpływ niedzielnych gości, a to jest dla nich określona strata finansowa.

Tylko, że mówimy o płatności za postój w niedzielę w strefie A, do której nie może każdy sobie wjechać, tylko osoba z identyfikatorem. Nie widzę w tym logiki.

Akurat, jeśli rozmawiamy o sferach kościelnych, to nie mamy do czynienia z instytucją, która została zbudowana na racjonalnych przesłankach, tylko wierze.

Jeśli miasto chce płatnego parkowania w strefie A, to czy również w B i C?

Jestem zwolennikiem równego traktowania i wszędzie parkowanie powinno być płatne w niedziele.

Przez radę miasta pomysł z niedzielami nie przejdzie?

Powiedziałem już z jakich przyczyn to nie przejdzie. Choć, jakby radni zechcieli słuchać nie tylko kręgów kościelnych, tylko mieszkańców tych stref, to raczej powinni podjąć odwrotną decyzję.

Kiedy można spodziewać się przyjęcia zmian w cenniku biletów oraz strefie płatnego parkowania?

Radni doskonale zdają sobie sprawę z sytuacji finansowej, a to że niektórzy z nich podejmują decyzje oderwane od rzeczywistości, za to miłe uchu niektórych ich wyborców, to nad tym ubolewam.

To jeszcze raz zapytam, czy pod koniec sierpnia wejdą w życie?

Nie ma szans, aby nawet od pierwszego września mogły zacząć obowiązywać nowe stawki. Pierwsza realna data, to początek października.

Pojawiła się jeszcze jedna propozycja podwyżki, tym razem za odbiór śmieci. Kwota od jednej osoby wzrośnie do 27 złotych?

Niektórzy przyjmują do wiadomości informacje i wyliczenia, a niektórzy twierdzą, że nie potrzebujemy pieniędzy, bo śmieci same wyparują.

Co w przypadku, kiedy radni nie zgodzą się na podwyżkę opłat za śmieci? 27 złotych to kwota do negocjacji?

Gdybyśmy przedstawili materiał negocjacyjny, to dalibyśmy 40 zł. Ten jest realistyczny w tym momencie.

Załóżmy scenariusz, że nie ma zgody w radzie miasta na kwotę 27 złotych. Co wtedy?

Opłaty mają pokrywać koszty. Mniejsze opłaty, oznaczają konieczność zmniejszenia kosztów. A te mniejsze koszty oznaczają rzadszy wywóz, co może wiązać się z pewnymi doznaniami zapachowymi, szczurami na ulicach - co pewnie państwo radni biorą pod uwagę w swojej decyzji. Zgodnie z ustawą tym, co zbierają odpady, musimy płacić żywą gotówką pochodzącą z opłat.

Odpowiedzialność za rzadszy wywóz śmieci i tak spadnie na prezydenta Majchrowskiego i Pana. Radni nie będą z tego rozliczani.

A niby dlaczego?! To są dorośli ludzie, zostali wybrani przez mieszkańców i oni podejmują w tej sprawie decyzję. Jeśli się nie zgodzą, to będziemy zmuszeni dostosować harmonogram odbioru odpadów, do środków, które będziemy mieli.

Istnieje jest możliwość rozmowy, aby opłaty za śmieci wyliczać od zużycia wody czy powierzchni nieruchomości?

Konsultacje dobitnie pokazały, że zdecydowana większość mieszkańców życzy sobie rozliczenia od osoby.