Tymon, Filip, Mela, Kaja, Zosia i Malwina to pierwsze sześcioraczki, które przyszły na świat w Polsce. Krakowskie maluchy rosną i mają się dobrze, a ich mama w szybkim tempie wraca do pełni sił.
Krakowski przypadek sześcioraczków to trzeci taki na świecie. Dotychczas tak liczny poród odbył się jedynie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Prof. Ryszard Lauterbach, kierownik oddziału klinicznej neonatologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie, nie ukrywa zaskoczenia i ekscytacji z tak nieoczekiwanego obrotu spraw. Podkreśla jednak, że maluchy są otoczone najlepszą opieką specjalistyczną.
Piętnaście osób, sześcioro dzieci
– Z początku byliśmy przekonani, że dzieci będzie pięcioro, dlatego zespół przygotowany do przeprowadzenia zabiegu cesarskiego cięcia liczył 15 osób, po trzech specjalistów do każdego noworodka – tłumaczy Lauterbach. – Jednak, gdy okazało się, że jest jeszcze jedno dziecko, zespół który nadzorowałem rozdzielił się tak, abyśmy mogli zająć się również tym szóstym, niespodziewanym maluszkiem – dodaje.
Jak zapewniają lekarze Szpitala Uniwersyteckiego, dzieci rozwijają się prawidłowo i przebywają obecnie w inkubatorach. – Jesteśmy zadowoleni ze stanu zdrowia maluchów. Ich mama to pacjentka idealna, jeśli chodzi o hospitalizację – podkreślają lekarze.
Czego objawiają się specjaliści? – Wszystkiego co jest związane z niedojrzałością sześcioraczków, przede wszystkim z układem oddechowym, ruchowym i pokarmowym. Jednak już teraz, zaledwie kilka dni po porodzie wszystkie oddychają przy pomocy tzw. wentylacji nieinwazyjnej, a więc bez użycia respiratora – klaruje Lauterbach.
Pierwszy kontakt z Malwiną
– W momencie, gdy mama była przewożona z sali porodowej na oddział, zahaczono o salę, w której leżał ostatni maluszek – wyjaśnia profesor. – Był to pierwszy kontakt mamy z szóstym dzieckiem, który pod jej dotykiem natychmiast się zaktywizował. Zaczął głośniej krzyczeć, a mama miała łzy w oczach – wspomina Lauterbach.
Jakiej opieki sześcioraczki teraz wymagają? Kierownik oddziału neonatologii odpowiada jednoznacznie, że każdej. – Musimy je nauczyć karmić, usprawnić układ oddechowy, zacząć rehabilitować, stymulować – objaśnia profesor. – Normalnie, gdyby przebywały jeszcze 1 tydzień w brzuchu mamy, to przecież te dzieci normlanie się ruszają, przepychają, oddychają – dodaje.
W momencie umieszczenia ich w inkubatorze, personel szpitala musi sześcioraczki masować, dotykać, stymulować. Jak podkreśla Lauterbach, „sześcioraczki muszą cały czas ćwiczyć, nie ma lekko”.
Mama świeci przykładem
Choć mogłoby się wydawać, że poród sześciorga dzieci to niezwykle trudne wyzwanie dla każdej kobiety, Klaudia Marzec okazuje się przeczyć tym wyobrażeniom. – Mama sześcioraczków zaskoczyła mnie dzisiaj swoją witalnością – opowiada profesor. – Wchodzę na oddział, patrzę, a tu mama stoi z tatą o własnych siłach przy inkubatorach i na tyle na ile może, kontaktuje się ze swoimi dziećmi – dodaje lekarz.
Profesor Lauterbauch, który odpowiadał za poród pierwszych sześcioraczków, żartobliwie określa je mianem „szpitalnych maskotek”, choć jak podkreśla niezwykle wymagających.