Najtrudniej dotrzeć na Kliny i z nich wyjechać. Osiedle jest spokojne, ale brakuje sklepów, knajpek, potrzeba kolejnej szkoły. Mieszkańcy nie kryją, że to nie jest wymarzone miejsce do życia. Ale przyznają, że było tanio.
Od kilku tygodni jeździmy po mieście sprawdzając, jak żyje się mieszkańcom wielkich, często owianych złą sławą krakowskich osiedli. Zaczęliśmy od Avii, wielokrotnie krytykowanej przez architektów i urbanistów, określanej przez internautów mianem patodeweloperki. Jak się okazało, mieszkańcy wcale swojego osiedla nie krytykują, wręcz przeciwnie, przekonują, że żyje im się tam „idealnie” i nie brakuje im niczego – od sklepów i restauracji, przez szkoły i przedszkola, po zieleń i place zabaw.Co więcej, między blokami spotkaliśmy wielu spacerujących czy wypoczywających na ławkach mieszkańców okolicznych, starszych osiedli, którzy cieszyli się z tego, że Avia i bloki przy Orlińskiego powstały. – Bardzo się nam tu podoba. Jest gdzie usiąść, gdzie się pobawić, można kupić loda. Tu jest wszystko – słyszeliśmy. Cały reportaż z osiedla Avia można przeczytać poniżej:
Kolejnym punktem był Ruczaj, a dokładnie osiedle Europejskie, które dla wielu stało się symbolem krakowskiej „betonozy”. Tu również wielu narzekań nie było. Choć kilku spotkanych przez nas mieszkańców osiedla skarżyło się na problemy z parkowaniem czy brak parku kieszonkowego w sąsiedztwie, większość mieszkanie na Ruczaju sobie chwali.
W czasie rozmów ciężko jednak nie było odnieść wrażenia, że między sąsiadami tlą się pewne konflikty. Gdy jeden z mieszkańców narzekał na hałasującego po nocach sąsiada, inni z pewną niechęcią wypowiadali się o sprowadzających się na osiedle obcokrajowcach. Negatywne nastawienie niektórych sąsiadów do cudzoziemców potwierdziła nam kobieta z Białorusi.
Najmniej zadowolonym z powstania osiedla Europejskiego okazał się natomiast jego sąsiad, mieszkający w jednym z domów jednorodzinnych, przy których wyrosło blokowisko. – Jak w getcie – powiedział, kiedy zapytaliśmy go o to, jak mu się mieszka obok Europejskiego. I dodawał: – Może przeżyjemy to. Żydzi w gettcie nie przeżyli.
Więcej o Europejskim i jego mieszkańcach można przeczytać poniżej:
Jako kolejny cel w ramach naszego cyklu wybraliśmy Kliny. Tam powstały pierwsze (i jedyne) w Krakowie bloki w ramach programu Mieszkanie Plus, tam również mieszkańcy od lat skarżyli się na problemy z odwadnianiem terenu, korkującymi się ulicami czy spacerującymi w okolicy dzikami. Interweniowali u radnych, apelując najpierw o wybudowanie szkoły, a później kolejnej, ponieważ miejsc dla dzieci w istniejącej już podstawówce jest ich zdaniem niewystarczająco.
Długa podróż
Jak się okazało, już sam dojazd na Kliny zajął nam sporo czasu. Choć wiedzieliśmy, że bloki są na obrzeżach miasta, nie spodziewaliśmy się, że podróż komunikacją z centrum zajmie nam godzinę (a nawet kilka minut ponad). Choć było daleko od porannych i popołudniowych godzin szczytu, w autobusach o miejsce siedzące było trudno, a większość pasażerów podróżowała z nami praktycznie do końca, czyli pętli autobusowej Osiedle Pod Fortem.
Na komunikację i odległość od razu zwraca zresztą uwagę nasza pierwsza rozmówczyni, pani Grażyna, która właśnie wysiadła z autobusu z reklamówkami wypełnionymi zakupami. – Widzą państwo, wszystko muszę targać, bo tu na osiedlu nic nie ma. Same Żabki, a jakie ja zakupy zrobię w Żabce? Najczęściej do Kauflanda na Ruczaj jeżdżę, czasem do Lidla, niby kilka przystanków, ale jeździć trzeba. No i normalnie nie ma z tą komunikacją problemów, teraz są wakacje i kursy zostały bardzo mocno okrojone – mówi.
I dodaje, że choć ona samochodu nie ma, widzi spore problemy z wyjazdem i dojazdem na osiedle Harmonia, na którym mieszka od 2017 roku. – Dojazd tu jest jedną ulicą właściwie, korkuje się ta droga, samochody stoją po dwóch stronach, nic nie widać, są kolizje – wymienia. – A zaraz jeszcze mają wybudować nowe osiedle obok, pewnie jeszcze większe będą problemy.
Pani Grażyna nie jest zachwycona wizją nowego osiedla, które ma powstać w pobliżu. – Wszystko wykosili, opłotowali jak ja to mówię, zieleni szkoda, krzewów, drzew. I to jest teren zalewowy przecież – przekonuje kobieta.
Na pytanie o to, czy jej bloków nie zalewa, odpowiada: – No zalewa, tak się akurat złożyło, że pod naszym blokiem jest zbiornik retencyjny, pod który podłączone są wszystkie bloki. A tych bloków troszeczkę jest, więc jak są opady, to tam, gdzie są garaże podziemne, to nas zalewa. Odwadnia się to ze wspólnego funduszu, ale z tego co wiem, nasza wspólnota ubiega się o to, żeby i inne bloki partycypowały w kosztach. Czy tak będzie, nie wiem.
Czego jeszcze jej zdaniem brakuje? Boisk dla młodzieży i może siłowni na świeżym powietrzu. – Była planowana, no ale nie ma – mówi.
Pani Alicja, którą spotykamy z dziećmi pod Żabką na Klinach, chwali sobie przede wszystkim panujący na osiedlu spokój. Jej zdaniem infrastruktura dla dzieci jest wystarczająca, może nie na jej osiedlu, ale zawsze można skorzystać z tej po sąsiedzku. – Poza tym fantastyczne jest to, że te nasze bloki nie są tak gęsto zabudowane. Mam z okna widok na duży placyk, więc jak puszczam tam dzieci na jakąś piłkę, to mogę sobie patrzeć przez okno, co one tam robią – tłumaczy.
Problemy z komunikacją miejską i korkami? – Ta komunikacja już i tak wygląda lepiej niż siedem czy osiem lat temu, kiedy się wprowadzaliśmy. A na korki można znaleźć swoje sposoby. Jak się Zawiła korkuje, to się jedzie na Forteczną – przekonuje. W bloku pani Alicji nie ma też problemów z zalaniami, ale słyszała o takich przypadkach u sąsiadów z osiedla obok. – W Harmonii mieli problemy w garażach, a im bliżej autostrady, tym gorzej. Jak tam się pobuduje dalej, to podejrzewam, że będą problemy. Wiem, że w Krakowie nie ma miejsca, ale czy to ma w ogóle sens, żeby stawiać blok, który zaraz będzie podlany? Choć przyznam, że akurat z mojej perspektywy to lepiej, jeżeli tam będą budynki stały, może będzie mniejszy hałas od autostrady. Nie jest mocno uciążliwy, ale w nocy trochę słychać.
Na jeszcze inny problem zwraca uwagę pan Łukasz, który na Klinach mieszka od dwóch lat. – Dziki. Podchodzą blisko bloków, czasem pod same klatki. Mieliśmy już z nimi bliskie spotkania, na szczęście nie zaatakowały, ale strach jest, zwłaszcza jak to locha z młodymi – mówi, wskazując, że chodzi mu przede wszystkim o bezpieczeństwo psa, którego jest właścicielem. Jego zdaniem duży problem jest też z parkowaniem. Choć ma jedno miejsce w garażu, on ma swój samochód, jego narzeczona swój. – Wymieniamy się. W garażu staje ten, kto wraca do domu później. Bo jak się przyjedzie tutaj po godzinie 19, 20, to jest duży problem ze znalezieniem miejsca, trzeba kombinować – tłumaczy.
I dodaje, że duży problem pojawia się też zimą, ponieważ na drogach dojazdowych powstają zaspy, które trzeba omijać, przez co korki są jeszcze większe. – Z tego co słyszałem, jak będą budować nowe osiedle, mają zrobić nową drogę. W zasadzie muszą, bo inaczej się tu zakorkujemy wszyscy.
To nie jest wymarzone miejsce
Pan Łukasz nie kryje, że Kliny nie są wymarzonym miejscem do życia. Na taką lokalizację zdecydował się ze względu na program Mieszkanie Plus, którym jest jednak mocno rozczarowany. Opowiada o podwyżkach czynszu, o skomplikowanych rozliczeniach finansowych związanych z wpłatą kaucji, mówi też, że wciąż czeka na obiecane oferty dojścia do własności mieszkania. – Szczerze powiedziawszy, jakbym mógł wybierać lokalizację, to bym tu mieszkania nie wybrał. Wcześniej mieszkaliśmy na Kurdwanowie i tam było dużo lepiej. I pod względem komunikacyjnym, i pod względem infrastruktury na miejscu. Wszystko było, było co robić. A tu trzeba wyjść z osiedla, żeby cokolwiek było – mówi mężczyzna.
O Klinach nigdy nie marzyła pani Aleksandra, którą spotykamy podczas spaceru z psem. Co więc zdecydowało? – Cena, było po prostu tanio – nie ukrywa kobieta.
Jako minusy wymienia „słaby dojazd”, problemy z parkowaniem (ona akurat ma swoje miejsce, ale widzi krążące po osiedlu samochody), opóźnienia w kursowaniu komunikacji miejskiej („nawet dwie minuty mogą być problemem, jak trzeba się przesiadać”), poranne i popołudniowe korki przy wjeździe i wyjeździe z Klinów. Plusy? – Jest spokojnie, nic się nie dzieje. W sumie to niczego mi tu nie brakuje. Do sklepu może trzeba podjechać, ale w sumie jest blisko – kwituje.
Dzikie życie
Po drodze spotykamy jeszcze młodego mężczyznę, który czeka na Ubera. – Skorzystałem z Mieszkania Plus. Miało być tanio, ale z miesiąca na miesiąc czynsze szły w górę, aż doszły do blisko dwóch tysięcy. Jak na tak słabe skomunikowanie Klinów z centrum miasta, to dużo. W tygodniu nie ma jeszcze tragedii, ale w weekend jest dramat – twierdzi, narzekając na komunikację miejską, a przede wszystkim na rzadko kursujące autobusy.
– Proszę przejrzeć internet, jest masę artykułów o "mieszkaniach plus" – rzuca w biegu kolejny mieszkaniec Klinów. – Występowałem już w TVN, w Czarno na białym, nic to nie daje. Mam już dosyć. Jesteśmy robieni w b*ca, nasza sytuacja się nie polepszyła. Nie ma o czym rozmawiać – przekonuje nas mężczyzna.
Pan Krystian spaceruje po osiedlu z brązowym labradorem Czoko. Bywa, że podczas takich przechadzek spotykają stadka dzików. – Kiedyś przeszły obok nas w odległości około dwóch metrów. Bałem się, żeby pies nie zaczął szczekać i żeby nas nie zaatakowały. Choć generalnie nie są agresywne. Przyzwyczaiły się do ludzi. Robią trochę bałaganu. Kiedyś stadko 15-20 dzików wywróciło kubeł z odpadami bio. Miały kolację – uśmiecha się pan Krystian.
Twierdzi, że ulica Anny Szwed-Śniadowskiej nie należy do miasta i zimą potrafi przez długi czas być nieodśnieżana. – Przejechanie nią jest wtedy niemałym problemem – twierdzi. – Nie mam kłopotu z parkowaniem, ponieważ mam miejsce w garażu. Kiedyś został zalany, podczas dużej ulewy, ale teraz tego problemu już nie ma – dopowiada. Chwali dostęp do terenów zielonych, choć zauważa, że w przyszłości pobliskie łąki mają zostać zabudowane. – Nie mam na to wpływu. Tutaj, gdzie stoją nasze budynki, też były kiedyś jeziora. Kwestia czasu, aż zabudują się kolejne tereny. Może to i dobrze? Może wraz z nimi powstaną nowe drogi, które ułatwią wyjazd z Klinów? – zastanawia się mężczyzna.
Problem z zalewaniem
Na ławeczce w cieniu drzew siedzą dwie starsze panie. Zachwalają mieszkanie na Klinach. – W okolicy jest sporo sklepów, w pobliżu mamy kawiarnię, można się napić kawy. Blisko jest również do przychodni i przystanku komunikacji miejskiej – mówi pani Eugenia.
– Mieszkamy nieco wyżej, w rejonie ulicy Bartla. Ludzie z bloków niżej położonych mają problem z zalewaniem. Na okolicznych zielonych łąkach mają być budowane kolejne budynki. To tereny podmokłe. W okolicy jest zbiornik retencyjny, ale bywa niewydolny. Byłyśmy świadkami takiej sytuacji, jak z tego zbiornika wyciekała woda, a panowie robotnicy, paląc papierosy, przyglądali się temu. Koparka stała obok, a oni, pogrążeni w metafizycznej dyskusji na temat tej wypływającej wody, nic nie mogli zrobić. Wspaniała ilustracja bezradności, która czasem ogarnia ludzi – żartuje pani Magdalena.
Rozmawiamy jeszcze z panią Anną, która na Klinach mieszka od wielu lat. – Dojechać do centrum można w miarę sprawnie autem, pod warunkiem że wyjedzie się z osiedla, a to często trudna sprawa – zauważa kobieta, wskazując na tworzące się regularnie na Klinach korki. – Jest zdecydowanie zbyt mało miejsc postojowych, a na dodatek fantazja kierowców jeśli chodzi o parkowanie nie zna granic. Jeśli chodzi o drzewa, które dawałyby cień w upalne dni, to również jest ich zdecydowanie za mało. Plusem są okoliczne łąki, ale to kwestia czasu, aż zostaną zabudowane – podkreśla.
Wskazuje na problem z dzikami. – Gdy spaceruję z psem, to się ich boję. To dzikie zwierzęta, nigdy nie wiadomo, jak zareagują na człowieka. Były przypadki, że locha pogoniła psa – wspomina pani Anna. I zwraca uwagę na ciekawe, choć uciążliwe sąsiedztwo, jakie mają mieszkańcy ulicy Korpala. To jedna z zaledwie dwóch dróg, którą można wydostać się z Klinów. – W rejonie bloków ostały się tam zabudowania gospodarcze, obok których mężczyzna hoduje różne zwierzęta. Moja mama mieszka w pobliżu i narzeka, że jak uchyli okno, to czuje ich smród. Problem nasila się szczególnie wieczorami – kwituje mieszkanka.
Wyjeżdżamy z Klinów. Przed nami długa droga powrotna do centrum.