Po mrożących krew w żyłach majowych deszczach wiosna wybuchła w pełni i zrobił się nam w Krakowie iście śródziemnomorski klimat. Trzeba sobie znaleźć inny sposób na chłodzenie się. Z tego powodu zabieram was na lody, których nie znacie, a powinniście.
Tuż przy Filharmonii przy Zwierzynieckiej 3 znajduję się skromny lokal pod szyldem Lodów Tradycyjnych. Na Zwierzyniecką wpadłem wczesnym wieczorem, w parny dzień tuż po pracy. Idealny moment, żeby pójść na spacer po Plantach i odpocząć od przeludnionego Rynku.
Stare porzekadło mówi, że zjada się przede wszystkim wzrokiem. Jak wygląda lokal przy Zwierzynieckiej 3? Przywitał mnie uśmiech przemiłej pani lodziarki (jak się potem dowiedziałem - siostry właściciela), schludny biało-różowy wystrój i tradycyjny, rzadziej chyba dzisiaj spotykany konserwator na lody. Każdy z kilku dostępnych smaków przechowywany jest w szczelnie zamkniętym pojemniku, więc żeby ocenić ich barwę musiałem się na coś zdecydować. Ręcznie sporządzona lista smaków nie była zresztą długa, mieliśmy kawę, śmietankę, bakalie i kilka typów owoców. Nic z wynalazków typu turkusowa gałka o smaku gumy balonowej, po które ustawiają się hałaśliwi Anglicy na Rynku Głównym. Gałka za 2 złote i 50 groszy, więc raczej standardowo.
Przejdźmy do najważniejszego, czyli lodów. Pierwsza truskawkowa gałka kawałkami zmiksowanych owoców okazały się mieć piękny soczysty kolor, a smakiem przypominały te z mamą robione w dzieciństwie. Musiałem więc zapytać dlaczego w Tradycyjnych lody są ukryte pod pokrywką i póki nic nie zamówimy, nie zobaczymy ich koloru. Pani lodziarka z ekspercką dokładnością wyjaśniła mi, że tylko taki szczelny konserwator pozwala na utrzymanie kremowej konsystencji lodów. Tradycyjne powstają tylko z połączenia dojrzałej bazy z kawałkami owoców i nie używa się tutaj żadnej dodatkowej chemii i stabilizatorów. Spotykacie się czasem z lodami, które mają konsystencję masła i aż cierpną od tego dziąsła? To tutaj się nie spotkacie. Potraktujcie to jaki mój tip przy wyborze lodów w kolejny słoneczny dzień.
Pierwsza gałka podsyciła moje kubki smakowe i z łapczywością zabrałem się za następną, bananową. Nie pamiętam kiedy ostatniem jadłem lody, które by tak idealnie odzwierciedlały smaki owoców. Na samym spodzie kruchego wafelka została mi gałka lodów bakaliowych, czyli połącznie puszystej kremowej śmietanki ze starannie dobranymi orzechami, czekoladą i rodzynkami. Jak się zatrzymać tylko na trzech gałkach?
Bracia Hodurkowie, założyciele Tradycyjnych, wyrabiają lody sami, codziennie i w zależności od nastroju i pogody codziennie serwują inne smaki. Dlatego kawę zastępuje niekiedy kiwi, a truskawkę – malina, mięta itd. Ilość wyprodukowanych każdego dnia lodów jest planowana zgodnie z prognozą pogody, ale zdarzało się, że wbrew pogodzie schodziło ich tyle, że trzeba było dowieźć nową porcję. Walory ich lodów to zresztą także zasługa tradycyjnej receptury, odkrytej w starym kufrze dziadka, z której bracia Hodurkowie już słyną.
Jeśli zatem zaliczacie się w poczet zagorzałych lodożerców, koniecznie musicie się wybrać na ul. Zwierzyniecką. Tym z was, którzy unikają Starego Miasta polecam z kolei Lody Tradycyjne przy ul. Kalwaryjskiej 37. Kto wie, może właśnie rodzi się nowa krakowska legenda?
Sezon na lody w Polsce jest krótki, więc smakujmy je póki czas!