Życzenie śmierci dla sędziego

Archiwum fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Zbigniew Stonoga trafił na siedem dni do izolatki za treść pism, które przez cały kwiecień wysyłał do sądu. W środku znalazły się najgorsze wulgaryzmy kierowane do sędziego przewodniczącego i prokuratorów.

Jak zapowiadał, tak zrobił - tylko że zamiast cyrku, był pokaz totalnego chamstwa w wykonaniu Zbigniewa Stonogi. Oskarżony nie pojawił się dzisiaj w sądzie, ponieważ w zakładzie karnym zachowywał się agresywnie i ostatecznie odmówił przewiezienia do budynku przy ul. Przy Rondzie 7. A to dla niego na salę rozpraw przyszło kilkadziesiąt osób, które zebrały się w wydarzeniu na Facebooku.

Lekarze nie chcieli go zbadać

Aby mieć możliwie jak najbardziej obiektywną wiedzę dotyczącą stanu zdrowia oskarżonego, który bardzo często powołuje się na swoje kłopoty z sercem, sąd poprosił Centrum Ekspertyz Medycznych w Krakowie o sporządzenie opinii.

Taki dokument na razie nie powstanie. Jak poinformował sędzia Wojciech Kolanko, niektórzy lekarze nie chcieli zbadać oskarżonego, a Centrum nie ma możliwości przymuszenia ich do tego.

Uszy puchły

Sędzia poprosił obrońcę Stonogi, aby ten przeczytał pisma swojego klienta, które zostały skierowane do sądu. Mecenas Michał Wąż jednak odmówił.

Wojciech Kolanko przeczytał więc kilka z kilkunastu „oświadczeń”, które wpłynęły przed świętami do sądu. Pojawiły się w nich wszystkie możliwe wulgaryzmy kierowane zarówno do orzekającego, jak i prokuratorów. W ostatnim z nich Stonoga napisał: „z okazji świąt, życzę wam k***a śmierci”.

Za tego typu zachowanie został skierowany do izolatki na siedem dni. – Liczba wulgaryzmów jest tak duża, że dla takich pism została założona osobna teczka. Nie będą one też rozpoznawane – zaznaczył sędzia Kolanko.

Zawiłości dilerskie

Merytorycznym elementem rozprawy były wyjaśnienia Pawła C. To biznesmen, który od 1999 roku zajmował się restrukturyzacją upadających spółek. Później zajmował się tworzeniem autoryzowanych punktów sprzedaży samochodów. W tym głównie Fiata.

Jego „znajomość” ze Stonogą rozpoczęła się w Zamościu. Włosi mieli dość jego wybryków, ponieważ jako diler Stonoga wykorzystywał swój salon do różnego rodzaju happeningów politycznych – tak twierdził Paweł C. To nie podobało się władzom Fiata. Zwrócili się więc do Pawła C., aby przejął zamojski salon samochodowy.

Dalsze wyjaśnienia oskarżonego polegały na skrupulatnym wyjaśnianiu transakcji między podmiotami, w których Paweł C. był prezesem i pełnomocnikiem przy wykupieniu spółki Viamot.

Oskarżony odniósł się do wszystkich zarzutów, pokazując w kilku przypadkach, że są one chybione, co potwierdza materiał zebrany przez prokuraturę. Mowa tu między innymi o fikcyjnych fakturach, które ostatecznie znalazły swoje potwierdzenie w przelewach bankowych.

Paweł C. podważył również opinie biegłej, która wyliczyła stratę spółki Viamot. Chodziło głównie o nieruchomość, która była obciążona hipoteką w wysokości 9 mln złotych (wierzycielami był Urząd Skarbowy i jeden z banków). Poza tym, zdaniem oskarżonego, budynek ten został wcześniej sprzedany, dlatego nie mógł figurować w majątku spółki.

Na pierwszej rozprawie Zbigniew Stonoga zgodził się na upublicznienie jego danych oraz wizerunku.