Była telenowela, jest więcej spokoju [Rozmowa]

Hanka Wójciak fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Góralka z zakopiańskiej Olczy, od ośmiu lat w Krakowie. Ze swoją kapelą przygotowuje się do nagrania nowej płyty. O tym, jak jej muzyka zmienia się razem z nią, rozmawiamy z Hanką Wójciak.

Jakub Drath, Dziennik Podhale: Kiedy wasi fani doczekają się nowej płyty?

Hanka Wójciak: Bierzemy udział w Festiwalu Supportów w ramach nowo powstałej muzycznej inicjatywy w Zakopanem – Hej Fest, gdzie możemy wygrać fundusze na nagranie płyty i ogólnopolską trasę koncertową z jedną z gwiazd festiwalu jak Hey, Mela Koteluk, Zakopower. Jeśli zajmiemy miejsce na podium, od razu wskoczymy do studia, więc jest duża szansa, że płyta będzie jeszcze w tym roku.

Co już o niej wiecie? Czym się będzie różnić od „Znachorki”?

„Znachorka” jest płytą o ludowej poetyce. Myślę teraz o tekstach, które w większości wyglądają jak tradycyjne, chociaż takimi nie są – wszystkie utwory napisałam sama. Takich piosenek, z nutą baśniowości, zabarwionych gwarą czy archaizmami będzie chyba na nowej płycie mniej. Może ma na to wpływ fakt, że już od ośmiu lat mieszkam w Krakowie, rzadziej używam gwary i cosik w głowie mi siy poprzestawiało (śmiech). Nowe utwory po prostu brzmią bardziej współcześnie. Z drugiej strony napisałam kilka piosenek w całości po góralsku. Pytanie jak to wszystko łączyć ze sobą? Takie rozważania są przed nami.

A jeśli chodzi o treść?

„Znachorka” to było takie pierwsze pisanie po mocnych przeżyciach, zawodach miłosnych, wejściu w dziki świat artystów, przekroczeniu progu dorosłości. Bolało. I na „Znachorce” to wyraźnie słychać. W nowszych piosenkach pojawia się większy spokój, więcej radości, cieszenia się ze zwykłych rzeczy. Już nie telenowela brazylijska z ostrą jazdą raz w górę, raz w dół, tylko bardziej spokojne i refleksyjne obserwowanie siebie i świata. Co nie znaczy, że piosenki nie będą temperamentne!

Będzie mniej Hanki-góralki?

Dla mnie góralszczyzna to energia, temperament, radość, dryg do świata, a czasem rzewność, nostalgia – więc myślę, że to wszystko jest w moich piosenkach i nieważne, czy pisze gwarą czy nie. Chociaż przyznam, że napisanie dobrej piosenki czystą polszczyzną to nie takie hop – siup. Mamy trudny język, pisząc piosenki łatwo można wpaść w patos albo banał. A gwara jest bezpretensjonalna. Nie ma w niej niepotrzebnych udziwnień. Może dlatego w pierwszych utworach często wplatałam góralskie słowa do moich tekstów. To w nich coś przełamywało, odmieniało, dodawało lekkości. Teraz ten zabieg stosuję rzadziej, zobaczymy jak ocenią drugą płytę słuchacze.

Muzyka dorasta razem z tobą.

Może to dziwnie zabrzmi, ale ja wiele uczę się o sobie z moich piosenek. Jeśli coś mocno przeżywam, raczej pewne, że echo tych przeżyć pojawi się w piosence. Wspaniałe jest to, że słuchacze w tych historiach odnajdują siebie, dodają własne sensy. Dlatego staram się nie tłumaczyć, o czym jest dany utwór. Dla mnie na tym etapie jest o tym i o tym, ale za jakiś czas będzie już o czymś innym. Podobnie dla odbiorców. Jak to mówi mój mistrz Jaromir Nohavica – pieśń powinna mieć swoją tajemnicę.

Czy widzisz jakąś różnicę pomiędzy tym, jak twoja muzyka jest odbierana na Podhalu, a jak poza nim?

Odkąd pamiętam, mam wielkie wsparcie w rodzinnym mieście. Miasto Zakopane wspierało powstawanie naszej debiutanckiej płyty, często jesteśmy zapraszani na koncerty i to cieszy mnie bardzo. Kilka osób z mojej rodzinnej Olczy zwróciło się do mnie „tyś jes naso artystka!” W Zakopanem mieszka tez moja serdeczna przyjaciółka Beata Skulska-Papp, która pisze wspaniałe wiersze i piosenki – jedna z nich znajdzie się na naszej drugiej płycie. Kilka osób z Podhala wsparło finansowo powstanie „Znachorki”, bez nich by tej płyty nie było. Jak tu nie być wdzięcznym? Tak więc mam na Podhalu swoich wiernych fanów, ale nie jest tak, że wszystkie ciotki i ujki chodzą na moje koncerty, chociaż bardzo bym chciała! Ciotki, ujki – poprowcie siy (śmiech)!

Pamiętam, jak opowiadałaś, że Mama ci mówiła, żebyś nie chodziła po Olczy w tych kapeluszach.

Do dzisiaj tak jest: Hanuś, schowaj tom copke, nie wygłupioj siy, boś jes u nos, a nie w Krakowie (śmiech)!

Sama piszesz teksty i muzykę, ale nie byłoby tego wszystkiego bez twojego zespołu. Jak go tworzyłaś?

Wszystko zaczęło się od naszego wspólnego znajomego Mateusza Nowickiego. Studiowaliśmy razem religioznawstwo na UJ, on miał wtedy swój zespół „Południca”, a ja zgłosiłam się na przesłuchania Studenckiego Festiwalu Piosenki i zapragnęłam zagrać z bandem. Mateusz zaproponował skład z „Południcy”, zrobiliśmy piosenki i wygraliśmy! Z tego składu zostały dziś dwie osoby, bo ktoś wyjechał, ktoś miał inne zawodowe plany. To był zupełny spontan i mimo, że zagraliśmy nierówno i surowo, była w tym graniu energia. A to jest chyba w najważniejsze.

Później się zaczęło robić poważnie: rola w „Weselu” u Andrzeja Seweryna, autorska audycja muzyczna, debiutancka płyta wydana przez Radio Kraków…

Słuchowisko „Wesele” w Radio Kraków było jedną z najwspanialszych artystycznych przygód, jakich doświadczyłam. Były nerwy na castingu, bo wybierał sam Andrzej Seweryn, ale z drugiej strony czułam, że to rola dla mnie. W końcu Jagusia mówiła gwarą bardzo zbliżoną do góralskiej. Przyglądanie się aktorom, m.in. Ani Dymnej, Ani Polony, Jerzemu Treli, Krzysztofowi Globiszowi i Andrzejowi Sewerynowi w roli reżysera, było po prostu fascynujące. Całe dnie spędzałam w radio, nawet kiedy nie ćwiczyliśmy moich kwestii. Później była gorąco przyjęta premiera, a kilka miesięcy po niej – propozycja poprowadzenia muzycznej audycji „Wieczór panieński”. Jestem chyba jedyną kobietą, która w życiu miała blisko dwieście wieczorów panieńskich (śmiech).

Wydaną przez Radio Kraków płytę „Znachorka” wznowiliście w wersji rozszerzonej, jako edycję specjalną. To strategia marketingowa, czy twój perfekcjonizm?

Po pierwsze w świat poszło trzy tysiące płyt, wyczerpał nam się nakład „Znachorki” i stanęliśmy przed decyzją o jego zwiększeniu. W międzyczasie poznaliśmy wspaniałego fotografa Michała Ziębę, z którym do dziś współpracujemy. W edycji specjalnej oprawa graficzna nawiązuje do pierwszego wydania, ale pojawiają się na niej kolory, których brakowało i mnie, i naszym słuchaczom. Miałam też poczucie, że jako zespół za mało szumu zrobiliśmy wokół tej pierwszej płyty, był np. tylko jeden klip, nie było sprzedaży w formatach cyfrowych, słowem można było jeszcze coś ulepszyć. Dla naszych słuchaczy nagraliśmy jeszcze dwa utwory „Janicku mój” oraz „Krew nie woda” i w takiej wersji płyta jest dostępna zarówno w sklepach muzycznych, na naszej stronie jak i do kupienia w internecie w formacie mp3.

Teraz startujecie w Festiwalu Supportów w ramach Hej Fest. Jakie wiążecie z nim nadzieje?

To wyjątkowy festiwal, rodzaj kampanii społecznej, która ma pokazać, że „każdy kiedyś był pierwszy”, w końcu duże gwiazdy także zaczynały jako supporty. Przeszliśmy już kilka etapów: w szranki stanęło trzysta zespołów, a my jesteśmy w gronie sześciu, które mają szansę na podium. A to już konkretne fundusze na wydanie drugiej płyty, ogólnopolska trasa koncertowa z jedną z gwiazd i, co ważne, promocja w ogólnopolskich mediach. To są fantastyczne nagrody i dlatego zdecydowaliśmy, żeby się w to zaangażować.

Kiedy będzie was można posłuchać?

Nasz najbliższy koncert odbędzie się najpewniej 3 września na Gubałówce, w ramach wspomnianego Festiwalu Supportów. Data zostanie potwierdzona już po publikacji naszej rozmowy, więc zapraszam na profil Kapela Hanki Wójciak na Facebooku, gdzie na bieżąco informujemy o wszystkich wydarzeniach. Tam, w dniu koncertu, między 17:30 a 21:00 będzie można oglądać transmisje on-line z koncertu, oraz oddać na nas głos i zdobyć nagrody. To słuchacze zadecydują o tym, kto wygra. Gorąco proszę o Wasze głosy, Łostomili. To dla Was dwa kliknięcia, a dla nas ogromna szansa. W zamian będziemy Wom z serduska grali i śpiewali, hej!