Barcelona, Parma, Schalke - pamiętacie te mecze?

Kibice Wisły od kilku lat czekają na futbol na europejskim poziomie fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kibice w Krakowie od kilku lat cierpią na brak futbolu na europejskim poziomie. Minęły już bowiem czasy, kiedy Wisła Kraków rokrocznie sięgała po tytuł mistrza Polski, a do miasta w kolejnych rundach eliminacji europejskich pucharów przyjeżdżały coraz to nowe potęgi z zagranicy. Postanowiliśmy jednak sięgnąć do nie tak bardzo odległej przeszłości i przywołać wspomnienia z tamtych lat.

Schalke 04, Real Madryt, a nawet wielka Barcelona - takie firmy pojawiały się w naszym mieście w XXI wieku. Do Krakowa przyjeżdżali najlepsi zawodnicy świata i… nie zawsze wracali stąd zwycięscy. Przypomnijmy sobie kilka spotkań, które szczególnie mocno zapadły w naszą pamięć.

5. Wisła - Twente Enschede 2:1 (14 grudnia 2011)

Historia o tyle pamiętna, że przede wszystkim nie tak bardzo odległa w czasie. Rok 2011 - Wisła, po pechowym odpadnięciu z Ligi Mistrzów (o którym zresztą też będziemy wspominać), trafiła do fazy grupowej Ligi Europy. Początek nie był łatwy. Porażki 1:3 z duńskim Odense, 1:4 z Twente Enschede i przegrana w tym samym stosunku z londyńskim Fulham sprawiły, że kibice praktycznie porzucili nadzieje związane z awansem do fazy pucharowej.

Przed ostatnią kolejką Wiślacy tracili punkt do drugiego w tabeli Fulham, jednak mieli również w perspektywie mecz z liderem, niepokonanym dotychczas holenderskim Twente. Nawet pokonanie bezpośredniego rywala wcale nie musiałoby jednak dać Wiśle awansu. Dodatkowo zespół prowadzony przez Kazimierza Moskala musiał liczyć na to, że Fulham straci na własnym terenie punkty z Odense. Na to się jednak nie zanosiło. Wisła zdołała wbić Twente dwie bramki, ale to samo zrobili Anglicy.

Po końcowym gwizdku w Krakowie cały stadion zamarł, oczekując na meldunki ze stolicy Anglii. Nadzieja była jednak niewielka - Odense zdobyło co prawda kontaktowego gola, ale czasu pozostało już naprawdę mało. Jeszcze w 93. minucie przed świetną szansą stanął piłkarz Fulham, znany zresztą później z występów w Legii Warszawa, Orlando Sa. Pomylił się jednak i rozpoczął kontratak przyjezdnych. Piłka niespodziewanie trafiła na głowę Djiby’ego Falla, a ten z najbliższej odległości wepchnął ją do bramki, dając radość nie tylko kibicom z Danii, ale wprawiając również w euforię fanów Białej Gwiazdy. Ten niezwykły wieczór przeszedł do historii polskiego futbolu klubowego, a Wiśle zapewnił awans do kolejnej rundy Ligi Europy.

4. Wisła - AC Parma 4:1 (14 listopada 2002)

Teraz cofamy się nieco w przeszłość. Czwarte miejsce obsadzimy bowiem pamiętnym meczem z sezonu 2002/03 - jednego z lepszych dla Wisły Kraków w rozgrywkach europejskich. Po gładkim rozprawieniu się w rywalami z niższej półki - Glentoranem Belfast i NK Primorje Ajdovscina, Biała Gwiazda w 1/32 finału Pucharu UEFA miała się spotkać z przeciwnikiem dużo mocniejszym. Na drodze Wisły stanął bowiem triumfator rozgrywek Pucharu Włoch - AC Parma. Ta sama Parma, która cztery lata wcześniej z tych samych rozgrywek Białą Gwiazdę zdołała wyeliminować.

Już przed pierwszym meczem wiadomo było, że żarty się skończyły. Drużyna naszpikowana takimi gwiazdami, jak Sabri Lamouchi, Hidetoshi Nakata, Adriano czy Adrian Mutu była zdecydowanym faworytem dwumeczu. I faktycznie - Włosi wygrali pierwsze spotkanie, jednak rezultat 2:1, przywieziony z meczu wyjazdowego, dawał Wiśle nadzieję na walkę w rewanżu. Już w delegacji Wiślacy pokazali, że potrafią grać z potencjalnie silniejszym rywalem jak równy z równym, jednak to, co stało się w Krakowie, przerosło oczekiwania nawet największych optymistów.

Spotkanie nie ułożyło się dla Wisły najlepiej. Już w 6. minucie Brazylijczyk Adriano otworzył wynik tego meczu, który nie uległ zmianie aż do 71. minuty. To właśnie wtedy Kamil Kosowski precyzyjnym uderzeniem z rzutu wolnego pokonał bramkarza i dał kolegom z drużyny impuls do dalszych ataków. Na kolejne trafienie nie trzeba było długo czekać. Dziewięć minut później na listę strzelców wpisał się Maciej Żurawski, który sprawił, że straty z pierwszego spotkania zostały odrobione. Po upływie regulaminowego czasu gry, sędzia zarządził dogrywkę. Znajdujący się na fali wznoszącej Wiślacy zdobyli jeszcze dwa kolejne gole. Maciej Żurawski i Daniel Dubicki sprawili, że sensacja stała się faktem, a Wisła Kraków pokonała włoską potęgę i to aż 4:1.

3. Wisła - APOEL Nikozja 1:0 (17 sierpnia 2011)

Siedemnasty dzień sierpnia, rok 2011 - ta data na długo zapadła w pamięci kibiców z Krakowa i nie tylko. Tego dnia w Krakowie po raz pierwszy rozbrzmiał hymn Ligi Mistrzów - melodia tak bardzo pożądana na każdym europejskich stadionie. Wszystko to za sprawą meczu ostatniej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Po ograniu łotewskiego Skonto i Liteksu z Bułgarii, ostatnią przeszkodą stał się rywal z Cypru - APOEL Nikozja.

Ponad 22 i pół tysiąca widzów na rozbudowywanym wówczas stadionie, niezwykła atmosfera i oprawa, która na zawsze przeszła do kibicowskiej historii - fani Wisły z flagi i chorągiewek stworzyli bowiem wizerunek i nazwisko legendarnego Wiślaka, Henryka Reymana, opatrzony motywującym zawodników komentarzem - „W naszych sercach był, jest i będzie - zagrajcie tak, by dorównać legendzie”. W takich warunkach Wiślacy po prostu nie mogli zagrać źle, a niezwykłą mobilizację widać było w każdym kopnięciu piłki. Gospodarze atakowali, stwarzali sobie okazje, a w 71. minucie jedną z nich zamienili wreszcie na bramkę. Potężnym strzałem bramkarza Cypryjczyków pokonał Patryk Małecki, a trybuny po raz kolejny oszalały. Na tym strzelanie się skończyło - Wisła pokonała APOEL, ale zaliczka przed rewanżem nie była do końca bezpieczna.

I choć było naprawdę blisko, w rewanżu bramy do raju z napisem „Liga Mistrzów” po raz kolejny z hukiem zatrzasnęły się przed polską drużyną. Na trzy minuty przed końcem meczu Wisła straciła bramkę i pożegnała się z marzeniami o najbardziej elitarnych europejskich rozgrywkach. Ciepły, sierpniowy wieczór do dziś pozostaje ostatnim, podczas którego można było usłyszeć w naszym mieście hymn Ligi Mistrzów. Najgorsze jest jednak to, że trudno wyobrażać sobie, aby mogło się to zmienić w najbliższych latach.

2. Wisła - FC Barcelona 1:0 (26 sierpnia 2008)

Długo zastanawialiśmy się nad tym, jak sklasyfikować spotkanie bez wątpienia historyczne - mecz, w którym Wisła pokonała wielką Barcelonę. Z jednej strony bowiem przed samym rewanżem wszystko było już jasne. Na Camp Nou Biała Gwiazda przegrała 0:4 i nikt przy zdrowych zmysłach nie brał pod uwagę walki o odrobienie tych strat. Z drugiej strony trudno jednak nie wspomnieć w tym artykule o meczu, w którym Wisła pokonała słynną Blaugranę, która ponadto w tym samym sezonie sięgnęła po tytuł najlepszej klubowej drużyny w Europie i na świecie.

Mimo wysokiego zwycięstwa w Barcelonie, Duma Katalonii nie zlekceważyła meczu rewanżowego i przyjechała do Krakowa w najmocniejszym składzie. Mecze z Wisłą były pierwszymi oficjalnymi spotkaniami pod wodzą nowego trenera, Josepa Guardioli - szkoleniowca, który prowadząc Barcelonę przez cztery lata zgarnął aż 14 pucharów. Na boisko wyszły prawdziwe legendy światowego futbolu - Carles Puyol, Andres Iniesta, Xavi czy Thierry Henry i ciężko się dziwić, że nikt nie dawał Wiśle najmniejszych szans. Stało się jednak inaczej. Do przerwy utrzymał się wynik 0:0, a po zmianie stron Biała Gwiazda rzuciła się do ataków. Potężny strzał Marka Zieńczuka poskutkował rzutem rożnym, po którym w 52. minucie padł, jak się później okazało, jedyny gol w tym meczu. Efektowny szczupak Clebera zapewnił Wiśle zwycięstwo nad wielką Barceloną, która później - eliminując między innymi Bayern Monachium czy Chelsea Londyn i pokonując w finale Manchester United - sięgnęła po tytuł klubowego mistrza Europy.

Sezon 2008/09 był zresztą ostatnim przed wprowadzeniem przez Michela Platiniego reformy tych rozgrywek, ułatwiającej drogę do fazy grupowej takim drużynom, jak ówczesna Wisły. Wedle nowej formuły, mistrzowie krajów rywalizują wyłącznie między sobą i nie mogą trafić już na ekipy z Anglii, Hiszpanii czy Niemiec. Teraz można już jednak tylko spekulować czy, gdyby reforma weszła w życie rok wcześniej, tamta drużyna Białej Gwiazdy nie stałaby się pierwszym po dwunastu latach polskim przedstawicielem z fazy grupowej Ligi Mistrzów.

1. Schalke 04 Gelsenkirchen - Wisła 1:4 (10 grudnia 2002)

Na koniec wracamy do sezonu 2002/03. Po wspominanym już wyeliminowaniu włoskiej Parmy Wiśle przyszło się zmierzyć z pogromcą Legii Warszawa z poprzedniej rundy - Schalke 04 Gelsenkirchen. Kolejny topowy europejski rywal, kolejne gwiazdy, wśród których znalazło się również miejsce dla Polaka - Tomasza Hajty. Tym razem to Wisła była gospodarzem pierwszego meczu, zakończona pechowym dla Białej Gwiazdy remisem 1:1. W zachodnią podróż prowadzeni przez Henryka Kasperczaka piłkarze jechali więc z jasno określonym celem - wygrać i zapewnić sobie grę w Pucharze UEFA na wiosnę.

Wisła Kraków w podróż ruszyła jeszcze kilka dni przed meczem. Sztab szkoleniowy i zespół wybrał się bowiem do Holandii na specjalnie zorganizowane zgrupowanie, mające na celu jak najlepsze przygotowanie do niezwykle istotnego spotkania rewanżowego. We wtorkowe popołudnie Arena AufSchalke przywitała Wiślaków 50-tysięczną widownią. Pogoda, jak na grudzień przystało - kilka stopni powyżej zera. Na boisku nikomu zimno jednak nie było, a o temperaturę na trybunach zadbali sami piłkarze.


Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się rezultatem 0:0, korzystnym dla Schalke, w 40. minucie piłkę do bramki posłał Maciej Żurawski. Radość Wiślaków nie trwała jednak długo. Już 120 sekund później błąd Mariusza Jopa wykorzystał… Tomasz Hajto, sprawiając przykrość kibicom ze swojego kraju i doprowadzając do remisu. Druga połowa przyniosła już prawdziwy koncert w wykonaniu Białej Gwiazdy. Gol Kalu Uche sześć minut po zmianie stron, w kolejnych minutach słupki i minimalne pudła po uderzeniach Macieja Żurawskiego i Marcina Kuźby. Podłamani gospodarze nie byli w stanie choćby powalczyć o odrobienie strat, a w samej końcówce otrzymali dwa kolejne ciosy. W 85. minucie swoją drugą bramkę zdobył Maciej Żurawski, a kilka minut później gwóźdź do niemieckiej trumny wbił Kamil Kosowski. Wisła wyeliminowała więc z europejskich rozgrywek kolejnego potężnego rywala. Zrobiła to ponadto w sposób dla niego upokarzający - wbijając przeciwnikowi cztery gole na jego terenie.

Mecz z Schalke był 50. w historii występów Wisły Kraków w europejskich pucharach. I choć piękna przygoda w Pucharze UEFA skończyła się dla Białej Gwiazdy pechowo, w następnej rundzie, to spotkanie na Arena AufSchalke na zawsze przeszło do historii polskiego futbolu. Dziś kibicom z Krakowa pozostaje już tylko pamięć. Pamięć i nadzieja, że za kilka lat którejś z krakowskich drużyn uda się nawiązać do spotkań z Parmą, Schalke czy Barceloną…