Fundusz Wsparcia Kultury. „Winny nie jest algorytm, a zwykła pycha" [ROZMOWA]

Piotr Sieklucki w spektaklu „Kazik, ja tylko żartowałem”. fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Zawsze, jeśli chodzi o pieniądze, pojawia się histeria. Tutaj zamysł organizatora – żeby wesprzeć również firmy eventowe i jednoosobowe działalności był dobry. Tu bardziej chodzi o tzw. ludzką przyzwoitość. Czy ktoś, kto zarabia miliony, ma wielki dom, jacht, prywatny helikopter, powinien się starać o takie wspomożenie? - mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Piotr Sieklucki, dyrektor teatru Nowego Proxima w Krakowie.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Stowarzyszenie Teatr Nowy otrzymało prawie 130 tys. zł w ramach Funduszu Wsparcia Kultury. Na co teatr przeznaczy tę kwotę? Czekacie państwo na ponowną weryfikację wniosku, a ta ma się zakończyć do końca tego tygodnia.

Piotr Sieklucki: Myślę, że organizacje pozarządowe działające w sferze kultury i teatralne instytucje przejdą ponowną weryfikację bez większych problemów. Jednak musimy cierpliwie czekać. Przyznana nam kwota pokryje koszty utrzymania stałych pracowników Teatru Nowego Proxima. To refundacja poniesionych kosztów, bo praktycznie nie mieliśmy przychodów od marca do września i teraz od połowy października do końca grudnia. To trudny czas i gdyby nie wsparcie naszego strategicznego mecenasa Proximy-Service i jego prezesa byłoby bardzo ciężko. Dzięki refundacji nie musimy się z nikim pożegnać, a wszystkie miejsca pracy w teatrze zostaną utrzymane do momentu, kiedy będzie można grać i na koszty podstawowej działalności normalnie zarobić.

Jak pan ocenia to całe zamieszanie związane z funduszem? Muszę też zapytać w tym kontekście o słowa Kazika, który skrytykował starania się o ministerialne środki niektórych artystów, twórców. Doszło nawet do podziału środowiska.

Zawsze, jeśli chodzi o pieniądze, pojawia się histeria. Tutaj zamysł organizatora – żeby wesprzeć również firmy eventowe i jednoosobowe działalności był dobry. Tu bardziej chodzi o tzw. ludzką przyzwoitość. Czy ktoś, kto zarabia miliony, ma wielki dom, jacht, prywatny helikopter, powinien się starać o takie wspomożenie? Winny w tym przypadku nie jest algorytm, a zwykła pycha. To kwestia przyzwoitości i o tę można chociażby zapytać zespół Bayer Full. Jeśli chodzi o słowa Kazika, to największym problemem jest to, że oni najprawdopodobniej nie aplikowali i nie składali wniosku. A mogliby tym samym pomóc swoim muzykom czy ekipie technicznej. Sporo instytucji muzycznych odezwało się w tonie: „my nie wiedzieliśmy, że można składać”. Przekaz był jasny, dla kogo są te fundusze. Dlatego moim zdaniem to brak elementarnej przyzwoitości ze strony wspomnianego Bayer Full jest tu problemem… no i jeszcze to wystąpienie  ludowego pieśniarza: „Kult? Nie! Bayer Full” dość przykre i bardziej obnażające jego samego. Dzięki niemu Kazik sprzedał więcej płyt. Nie wiem, ile ten zespół utrzymuje osób, i czy rzeczywiście te środki finansowe trafią do najbardziej potrzebujących, w tym przypadku nie lidera zespołu, a muzyków freelancerów, techników czy działu promocyjnego. Po to mają być też kontrole, bo ministerstwo kultury zapowiada, że 30 procent tych przedsiębiorstw na pewno będzie skontrolowanych. Wtedy okaże się, czy te pieniądze wydatkowane są w sposób właściwy, bo ich nie da się tak po prostu „przehulać”.

Minister Gliński tłumaczył, że nie są to pieniądze dla celebrytów czy właścicieli firm, a przede wszystkim na płace dla pracowników. Zaznaczał, że algorytm to najlepszy sposób dzielenia pieniędzy, bo przekazuje pieniądze na równych zasadach.

Przypomnijmy, że to Instytut Teatralny oraz Instytut Muzyki i Tańca wybierał beneficjentów programu i podał listę, kto powinien otrzymać środki. Być może za to całe zamieszanie nie jest  odpowiedzialny tylko jeden człowiek. Wyszło, jak wyszło, nie ma co roztrząsać. Cierpliwie czekamy. 400 mln zł to gigantyczne pieniądze. Cała sytuacja pokazuje, ile i jak teatry zarabiały. Bo jeśli komuś należało się 5 mln zł, a dostał 2 mln zł, to oznacza, że w ubiegłym roku miał ponad 10 mln zł miał przychodu. I nawet jeśli dostaje 2 mln, to bycie „rozczarowanym” może też jest nieprzyzwoite. Ale zostawmy to. Każdy tej pomocy potrzebuje i każdy na nią zasługuje, uczciwie pracując.

Drugi lockdown kultury trwa. Grają Państwo online, ale pewnie już czekają z utęsknieniem na otwarcie, a tu w zasadzie końca nie widać.

No tak, końca nie widać… Mam nadzieję, że na wiosnę wszystko będzie już normalne w tym nienormalnym czasie politycznych sporów i hucpy. Pięknie będzie znów wyjść na scenę i grać. Pytanie, czy jak zacznie się sezon grypowy w styczniu czy lutym, to granie będzie możliwe. Granie „na 25 procent” jest kompletnie nieopłacalne, ono opłaca się instytucjom, które mają na to dofinansowanie. Dla nas jest to nieopłacalne, bo nie jestem w stanie – a muszę – z biletów zapłacić aktorom i z biletów dopłacić do czynszu i pracowników. Przy 25 proc. nie jest to możliwe, ale już przy 50 proc. jest szansa na „wyzerowanie ”, jeśli bilety będą droższe. Myślę, że największym wyzwaniem będzie nie „kiedy”, a jak długo trzeba będzie przyzwyczajać widzów do powrotu, do normalności, do tego, że wybranie się do teatru jest intelektualnym obowiązkiem każdego.

Tak, to może być sporym wyzwaniem.

Nawet przy 25- czy 50-procentowej widowni jest trudno o frekwencję. Zdarzało się, że w jednej z krakowskich instytucji sprzedawano tylko po 8–10 biletów. To kolejne zadanie przed teatrami: jak zachęcić ludzi do tego, by znowu tłumnie przychodzili do teatru? Przed pandemią nie było problemu z frekwencją. Pytanie, jak to będzie działać po pandemii – czy publiczność będzie tak wygłodniała kontaktu z teatrem, że wróci? Przed nami wielka niewiadoma. W tej chwili nie planujemy repertuaru na styczeń i luty, jeśli będzie można grać, to kalendarz ustalimy na bieżąco. Nie chcemy zabierać aktorom zajętości, żeby mogli sobie dorobić grą w filmie czy serialu, bo to freelancerzy są obecnie w najtrudniejszej sytuacji. My grudzień mamy zapełniony „pracą w sieci”. Pracujemy na pełnych obrotach. Nagrywamy „Króla Maciusia Pierwszego” na Festiwal Boska Komedia, streamingujemy „Dług” Jana Klaty i „Kobiety objaśniają mi świat” Iwony Kempy na Warszawskie Spotkania Teatralne, robimy film z Tomkiem Schimscheinerem o „Guns `N` Roses”, filmy z dzieciakami przy projekcie „Be Brave - młodzi w kulturze” i seniorami przy projekcie „60+ Nowy Wiek Kultury”. Tylko widza na żywo nam brak i zakupionego przez niego biletu. Damy radę. Musimy.