Kulinarne kierunkowskazy

fot. Anita Grzesikowska

Większość dań już nas nie szokuje. Może lody o smaku rekina albo węża mogłyby wywołać zdziwienie, lecz nie jest to przesądzone. Kraków, jak i cała Polska, wyszedł z kulinarnego trzeciego świata. Sushi, hummus, ogromne burgery i kuchnia fusion to codzienność. Jak w ogromnej ofercie wybrać to, co nas interesuje i może nam zasmakować?

Tour po restauracjach?

Można i tak. To znaczy od restauracji do restauracji, zahaczając o bistra i bary. To jednak opcja dla tych, którzy będą w stanie zapłacić krocie i nie żałować, że nie podeszła nam ośmiornica, ślimaki czy najzwyklejsze sushi. Dodatkowo statystyki z 2012 roku mówią jasno: aż 47% Polaków nie stołuje się poza domem, a jeśli już, to średnio wydajemy 15,65 złotych – wynika z badania „Polska na talerzu” sporządzonego przez TNS OBOP. To cena tradycyjnego zestawu obiadowego w średniej jakości restauracji. Co najczęściej wybieramy? Króluje pizza i polska kuchnia, czyli pierogi, kotlet schabowy i żurek. Dominują też fast foody i oczywiście kebab. A więc sprawdzenie kilku restauracji w relatywnie krótkim czasie może odbić się nam czkawką. My przytyjemy, portfel schudnie, a czas nie jest z gumy.

Oczywiście, mamy możliwości skorzystania z różnych festiwalów i targów organizowanych w Krakowie (Małopolski Festiwal Smaku, Święto Chleba, Targ Benedyktyński, Festiwal Pierogów, Krakowskie Miodobranie czy Wigilijny Małopolski Smak), jednak żaden z nich nie pozwoli na zapoznanie się z niezwykle bogatą ofertą krakowskich smaków.

Cały (kulinarny) świat w jednym miejscu

Albo i w dwóch, bo Foodstock organizowany jest i w klubie Fabryka, i w Forum Przestrzenie, gdzie również regularnie odbywa się Najedzeni Fest! Zajmijmy się na razie Foodstockiem. Pierwsza edycja odbyła się jesienią 2012 roku. Było to novum, które szybko przyjęło się  naszym mieście. No bo jak to? Wszystkie dania do spróbowania za 5 złotych? – Na naszych spotkaniach liczymy na obecność blogerów kulinarnych, amatorów gotowania i wielbicieli dobrej kuchni. Obok siebie występują: para, która wyrabia na zamówienie hummus o ciekawych smakach, japońska restauracja z wybitnie dobrym ramenem czy kawiarenka specjalizująca się w ciekawych shake’ach. Staramy się, aby zestaw lokali był różnorodny, ciekawy i idący z duchem czasu. Stawiamy na zdrową, ekologiczną kuchnię, zarówno rodzimą, jak i orientalną i wege. Edycje korespondują z okolicznościami, w których się odbywają. Czasem jest to pora roku, a czasem święto w tle – opisywali festiwal organizatorzy.

– Foodstock powstał ze wspólnej pasji w naszej firmie, jako że dużo osób interesowało się kuchnią. Również zagraniczne festiwale tego typu nas zainspirowały – przyznaje Wojciech Kwiatkowski z Broken Music, który jest jednym z pomysłodawców wydarzenia. Oprócz realizowania swoich marzeń, organizatorzy pomagają przyszłym smakoszom, a festiwal odwiedza średnio około 2 tysiące osób na edycję. Korzystają na tym również wystawcy, których nie może być więcej niż 16-17, aby mogli skutecznie się promować.

– Na pierwszej edycji byliśmy zestresowani, czy to w ogóle wypali. Okazało się, że jest zapotrzebowanie na tego typu imprezy. Teraz widzimy, że i ludzie, i restauratorzy są zadowoleni – twierdzi Kwiatkowski. – Również na pierwszej edycji ludzie po imprezie pojechali do jednej z restauracji. To wymierny sukces – dodaje.

Kto najchętniej odwiedza takie imprezy kulinarne? – Jedyne co można powiedzieć, to tylko tyle, że są to osoby mieszkające w Krakowie. Oczywiście, towarzystwo jest mieszane. Przychodzą i hipsterzy, i rodziny z dziećmi. Wszyscy ci, którzy mają ochotę na dobry posiłek – opowiada Wojciech Kwiatkowski. A jedzenie musi być dobre, bo to podstawowy warunek. Organizatorzy nie stawiają na filozofię (np. ostatnio modne slow food), tylko na jakość. To podstawowy warunek.

Można się najeść fest!

Nieco inaczej do tej kwestii podchodzą organizatorzy Najedzeni Fest! – Festiwal jest siłą rzeczy przeglądem tego, co słychać w

 restauracjach ze średniej i niszowej półki. Z droższymi restauracjami współpracujemy inaczej - robią u nas pokazy. Ideą festiwalu jest to, by można podejść, zobaczyć, powąchać, porozmawiać z ludźmi z tych miejsc i wybrać to, które warto później odwiedzić – mówi Magdalena Wójcik, jedna z organizatorek. – Jednoczymy kulinarny Kraków na swoim festiwalu. Ośmielamy też debiutantów, którzy czasem po pozytywnym odzewie postanawiają zająć się kulinariami profesjonalnie. To ludzie i ich pasje są najważniejsze – opowiada o idei festiwalu Magdalena Wójcik.

Festiwal jest organizowany cztery razy do roku w wersji „dużej”. Natomiast od jakiegoś czasu raz w miesiącu restauratorzy i odwiedzający spotykają się na mniejszych, kameralnych edycjach. Dlaczego? Ponieważ niektórzy ludzie narzekają, że na większych jest tłok i za dużo wystawców. – Małe Najedzeni Fest to maksymalnie 10 wystawców, narzucony temat i zróżnicowane menu. Na takie spotkania przychodzą nieco inni ludzie. Najbliższa „mała” edycja odbędzie się 20 lipca w klubie Kombinator przy Łaźni Nowej w Nowej Hucie (os. Szkolne 25) – dodaje Wójcik.

Poszczególne, większe edycje przyciągają średnio 6-8 tysięcy odwiedzających. Również wystawców jest sporo, bo ich liczba dochodzi czasami nawet do 90.  Pieniądze? – Festiwal nie przynosi nam kokosów i nie jest źródłem utrzymania żadnej z nas. Obie pracujemy w innych miejscach. Może sytuacja się zmieni, kiedy znajdziemy sensownego sponsora. Jako że nie chcemy chodzić na zbyt duże kompromisy i zmieniać charakteru festiwalu, jesteśmy trudną partią dla sponsorów (śmiech) – tłumaczy Wójcik.

Ważne jest też promowanie idei slow food, która mylnie jest kojarzona z powolnością. A jak mówi Magda Wójcik, chodzi o poszanowanie dla produktu oraz miejsca, gdzie jest wytwarzany.Podczas slow foodowej edycji mali producenci pieczywa czy miodów pitnych prowadzą warsztaty. Opowiadają o produktach, uczą jak je wykorzystywać u siebie w kuchni. Mamy też wystawców z Warszawy, którzy bardzo sobie cenią Kraków, bo tutaj ludzie chcą rozmawiać i uczyć się.

Największy sukces? Nie ma jednego. Jest ich całe pasmo, czyli każdy kolejny festiwal. – Przede wszystkim udaje nam się ściągać świetnych ludzi: czy to małych producentów, których można nazwać artystami w swojej dziedzinie, czy osoby, dla których karmienie innych jest sposobem na życie. Ostatnio gościłyśmy Maćka Kowalczuka – reżysera jednego z ważniejszych polskich dokumentów kulinarnych „Wtajemniczeni”, który pokazuje małych producentów w kontraście ze znanymi szefami kuchni.