Po siedmiu latach w areszcie tymczasowym, Robert J. wrócił dziś do domu. Sąd apelacyjny uniewinnił człowieka skazanego na dożywocie w głośnej sprawie zabójstwa sprzed ćwierć wieku.
23-letnia Katarzyna Zowada na przełomie 1998 i 1999 roku została zamordowana, a jej ciało zostało zbezczeszczone. Cała Polska żyła sprawą ludzkiej skóry, znalezionej w Wiśle, a konkretnie zaczepionej o wirnik barki.
Kto zabił?
Wymiar sprawiedliwości niemal od początku wskazywał na jedną osobę, jako sprawcę: Roberta J. Jednak dopiero w 2017 roku mężczyzna został zatrzymany, postawiono mu zarzuty i ostatecznie odpowiadał przed sądem za zabójstwo młodej kobiety. Proces był utajniony, a jego finał w 2022 roku, czyli wyrok dożywocia, był druzgocący i sugerujący, że wina Roberta J. jest bezsprzeczna.
– Co mogę powiedzieć, to to, że wyrok uniewinniający w tej sprawie odsuwa się w czasie. Ustne motywy, o których nie możemy rozmawiać, nie przekonują mnie – stwierdził wtedy mecenas Łukasz Chojniak. Następnie złożył apelację.
Tymczasem oskarżony cały czas przebywał w areszcie, mając jakiś czas status „N”. Status więźnia „N”, czyli niebezpiecznego jest zarezerwowany dla najgroźniejszych przestępców, często recydywistów. Oprócz tego, że aresztant jest ubrany w pomarańczowy strój, zostaje odizolowany od innych więźniów, ma ograniczenia w widzeniach z rodziną, a także przechodzi regularne kontrole, w tym uciążliwe i upokarzające kontrole osobiste – podaje portal prawo.pl.
In dubio pro reo
Artykuł 5, paragraf drugi kodeksu postępowania karnego mówi, że „niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego”. A tych w tym procesie była cała masa.
– Na podstawia prawidłowo ocenionych dowodów, pojawiły się takie wątpliwości – w szczególności dotyczące tego, czy znalezione w mieszkaniu oskarżonego włosy należały do pokrzywdzonej oraz to, czy ona sama w ogóle była w mieszkaniu oskarżonego – które zgodnie z fundamentalną zasadą, należało rozstrzygnąć na korzyść oskarżonego. To nie on pozbawił życia Katarzynę Zowadę – powiedział sędzia Wojciech Domański
– Ta zasada nie została wymyślona po to, aby uniewinnić Roberta J., tylko po to – a może zdarzyć się to każdemu z nas – chroniła obywatela przed niesłusznym skazaniem. Lepiej uniewinnić jednego winnego, niż skazać 100 niewinnych – podsumował sędzia.
Ślad na duszy i pamięć absolutna
Sąd apelacyjny w uzasadnieniu wyroku skupił się na błędach proceduralnych, ale również zauważył absurdy prowadzonego śledztwa. Sam proces był poszlakowym, ponieważ nie znalazł się żaden bezpośredni dowód wskazujący na winę Roberta J. Nie udało się sądowi pierwszej instancji, po pierwsze, zamknąć łańcucha poszlak, a po drugie, wyeliminować inne możliwe rozwiązanie tej sprawy.
Sędzia Wojciech Domański sporo czasu poświęcił błędom proceduralnym podczas przesłuchania świadków incognito (bez udziału oskarżonego i obrońcy), stronniczości i nieprofesjonalnemu językowi, jakim posługiwał się sąd pierwszej instancji (mówienie o oskarżonym „sprawca zabójstwa).
– Przebieg postępowania dowodowego I instancji daleki był od takiego, który można uznać za spełniający wszelkie standardy – stwierdził sąd apelacyjny.
Zeznania świadków również nie powinny być wzięte pod uwagę, jako materiał dowodowy. Były szef specjalnej komórki policji w Małopolsce Bogusław M,. wygłaszał poglądy na temat śladu na duszy sprawcy czy też poruszał kwestię związane z teorią względności Einsteina.
Takimi śladami, według świadka, było przyniesienie bukietu kwiatów dla matki ofiary w 2000 roku, czy też wynik „eksperymentu kryminalistycznego”, jaki przeprowadził policjant, pokazując Robertowi J., różnego rodzaju publikacje prasowe o nim samym, gdzie określano go, jako kanibala itp. Zarówno reakcja na artykuły, jak i puszczony Robertowi J. reportaż, gdzie wypowiadał się matka ofiary (Robert J. miał wtedy – jak relacjonował świadek – uklęknąć przed telewizorem i pocałować miejsce, gdzie wyświetlały się dłonie kobiety), jasno pokazywały, kim dla szefa Archiwum X jest Robert J. – sprawcą.
Sąd to inaczej zinterpretował. Uznano, że organy ścigania od samego początku ukierunkowały winę na oskarżonego. Im dłużej te starania trwały, a efektów nie było widać, tym bardziej się na nim koncentrowały.
– Pytanie jednak, czy człowieka, który się leczy psychiatrycznie, można uznać za zdolnego do popełnienia zbrodni i prowadzenia tak wyrafinowanej gry? Czy może nie było tak, że oskarżony nie miał narzuconej roli przez organy ścigania, którą oskarżony przyjął na siebie z takich czy innych – chorobowych – względów – powiedział sędzia Domański.
Sąd I instancji powinien dostrzec, że nie wszystkie zaoferowane przez prokuraturę dowody może wykorzystać na etapie budowy podstawy do wydania wyroku.
Takimi dowodami były np. badania wariografem – w ocenie sądu apelacyjnego przeprowadzone niezgodnie ze sztuką i niezgodnie z prawem. Ale też badania czterech włosów znalezionych w mieszkaniu Roberta J.
W dużym skrócie: materiał genetyczny dostępny w znalezionych włosach nie mógł jednoznacznie potwierdzić, że należały one do ofiary, jak i tego stuprocentowo wykluczyć.
Podobnie jak pióro bażanta. Tak, sąd I instancji uznał, że pióro pospolitego ptaka spotykanego nad rzekami w Polsce jest dowodem w sprawie. – Nad tym można by się zastanowić, gdy na skórze znaleziono pióro jakiegoś egzotycznego ptaka – stwierdził Wojciech Domański.
Sąd apelacyjny uznał również, że zeznania dwóch kobiet nie mają wartości dowodowej. Jedna z nich miała po 20 latach przypomnieć sobie, że widziała Roberta J. z Katarzyną Zowadą w bloku, gdzie mężczyzna mieszkał. Zapamiętała zachowanie, ubiór i kilka innych szczegółów. Problem w tym, że miała wtedy siedem lat.
– Nie można za dowód wziąć słów kogoś, kto twierdzi, że widział coś 20 lat temu i na tej podstawie skazać osobę na dożywocie – podkreślił sędzia.
Apel obrońcy, prokurator przekonany o swojej racji
Prokurator Piotr Krupiński stwierdził, że ocena sądu jest wadliwa i złoży kasację do Sądu Najwyższego. Na jakiej podstawie? Tego nie chciał powiedzieć, twierdząc, że najpierw musi zapoznać się z pisemnym uzasadnieniem wyroku.
Stojąc jednak przed dziennikarzami, był przekonany o słuszności postawienia Robert J. w stan oskarżenia. – Ocena kompleksowa i pełna dowodów zgromadzonych w tej sprawie, daje podstawę do skazania – stwierdził prok. Krupiński.
Obrońca oskarżonego Roberta J. mec. Łukasz Chojniak oświadczył, że dzisiaj zatryumfowała sprawiedliwość, choć zapowiedział, że państwo polskie będzie musiało nie tylko wyjaśnić tę sprawę, ale również zapłacić za pozbawienie wolności człowieka niewinnego.
– Siedem lat niewinny człowiek był w areszcie śledczym. To państwo go niszczyło i prowadziło czynności przeciwko niemu, a nie w celu wyjaśnienia sprawy. Chodziło o skazanie z góry upatrzonego człowieka – powiedział.
Adwokat wezwał władze polskiego wymiaru sprawiedliwości do niezwłocznego wyjaśnienia tej sprawy. – Jak to jest, że za grube miliony złotych prowadzono przeciwko niewinnemu postępowanie, które miało na celu przypisaniu mu sprawstwa i winy? W demokratycznym państwie obywatel nie może bez konsekwencji być przez siedem lat pozbawiony wolności – podkreślił.