Najwierniejszy. Część II TS Wisła Pany!

fot. Krzysztof Kalinowski

Paweł M. ps. „Misiek” to najsławniejszy krakowski gangster ostatniego dwudziestolecia. Gdy w końcu trafił w ręce policji, a jego grupa się rozleciała, sam postanowił opowiedzieć o wszystkim, co wiedział w zamian za łagodniejszy wyrok. Oto kolejna część jego historii.

Około 2010 roku Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków ledwo zipało. Pojawili się jednak ludzie na czele z krakowskim biznesmanem, którzy chcieli – rzekomo – je uratować. Według słów „Miśka” to przedsiębiorca sprawił, że kibice Wisły mieli coraz więcej do powiedzenia w TS-ie.

To on wielokrotnie zwracał się do „Miśka” z prośbą o poparcie ze strony kibiców. To mu się udało, gdyż kibice masowo zaczęli się zapisywać do sekcji prowadzonej przez W. Powstał nowy zarząd, na czele którego stanęła szanowana w Krakowie osoba. Finansami jednak zajmował się właśnie W.

Podczas rządów wykonał on kilka dobrze odebranych przez Sharksów posunięć. Chodziło m.in. o wolontariat pracy w zarządzie stowarzyszenia i założenie szkoły walki TSW – to był pomysł „Miśka”. Co do tej sekcji, to faktycznie każdy, kto chciał należeć do rekinów, powinien trenować 2-3 razy w tygodniu i miał zakaz brania narkotyków. „Misiek” zastrzegł jednak, że nie trenowali tam wyłącznie walk ulicznych, ale też integrowali się.

Czas jednak odkrył, zdaniem Pawła M., prawdziwe zamiary biznesmana.

Chodziło o grunty, które należały do TS, warte około 100 mln złotych. Były lider Sharksów dowiedział się, że W. chce sprzedać je za trzy, czterokrotnie niższą cenę. W. miał też plan odkupienia piłkarskiej spółki z rąk Tele-foniki.

Kibice z SKWK jednak postawili veto i W. nie dostał zgody na sprzedaż nieruchomości. Później biznesman odszedł z zarządu. Nastała nowa era – Marzeny S. i Damiana D. jako członków zarządu.

Bananowy biznesman

TS chciało odkupić piłkarską spółkę od Bogusława Cupiała. Ten jednak przekonywał, że o klub biją się poważniejsi gracze. Okazało się, że tak naprawdę nabywca był jeden – Jakub M.

Oszust spotkał się z kibicami, obiecał gruszki na wierzbie, ale ci nie byli łatwowierni. M. nie pomogły doniesienia prasowe o jego przeszłości. „Misiek” i inni zaczęli go sprawdzać. W tym celu umówili spotkanie z jego niedoszłym wspólnikiem, Markiem Citko. Były piłkarz stwierdził, że tak naprawdę nie zna 30-latka. Uznał też, że najpewniej nie ma żadnych pieniędzy.

Kibice chcieli ponownie rozmówić się z M., ale ten przestał odbierać telefon. Doszło więc do spotkania z B. Cupiałem. Ten miał przyznać, że nie sprawdzał kontrahenta. Potem doszło do trójstronnego porozumienia między Telefoniką, Jakubem M. i TS-em w sprawie piłkarskiej spółki. Można o tym przeczytać TUTAJ.

„Misiek” twierdził, że nie był zwolennikiem kupna klubu. Jako jedyny patrzył na to w sposób racjonalny. Nie tak, jak jego kolega, który stwierdził, że przejmą stadion i nazwą go Sharks Arena.

SKWK, Damian menager i Marzena do PR

„Misiek” opowiedział sporo o roli Damiana D. jako prezesa stowarzyszenia kibiców. Wspomniał, że SKWK miało procent od każdego sprzedanego biletu i te pieniądze, oprócz tego, że szły na cele zgodne z prawem, były również przekazywane zamkniętym Sharksom czy na akcje związane z „polowaniami” na kibiców Cracovii. Za te środki wiślacy pojechali również na Euro 2016. Płonące race, oprawy i kary za to również były finansowe z tych środków. Członkowie zbierali też pieniądze na kumpli, którzy zostali złapani.

Paweł M. stwierdził również, że Damian D. wypłacił z kasy 100 tys. złotych, które miały być później oddane konkubinie Tomasza Cz. w ramach zadośćuczynienia.

W pewnym momencie D. i „Zielak” założyli spółkę na żonę tego drugiego. Chcieli załatwiać sponsorów dla Wisły i to im się udało. Problem jednak był taki, że kilkaset tysięcy złotych trafiło na konto żony „Zielaka”.

To, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, jest prawdą życiową, nikt nie ma wątpliwości. A Damian D., według słów „Miśka” mocno zgłodniał. Przepchnął przez zarząd procent prowizji od transferu. W tym czasie do Genui za 2 mln euro został sprzedany jeden z piłkarzy. Oprócz tego zarząd podniósł sobie znacząco pensje z kilku do 30 tys. złotych. Podobnie jak Marzena S. Połowa z tej kwoty szła do „Miśka” i „Zielaka”. W sumie Paweł M. za prowizję od prowizji otrzymał od D. ok. 200 tys. złotych.

Obrotność Damian D. na tyle się spodobała starszym kolegom, że wzięli go do narkotykowej spółki.

Dość ambitnym celem było wejście w deweloperkę. „Zielak”, „Misiek” i D. postanowili, że kupią działkę w podkrakowskiej miejscowości i zbudują tam kilka domów. Potrzebowali na to ponad pół miliona złotych.

Pieniądze mieli wszyscy, oprócz Damiana D. Ten liczył na kolejną prowizję z transferu. To się jednak nie udało. M. wiedział też o pożyczkach, które dostawała piłkarska spółka od bogatych kibiców Wisły.

Gdy Paweł M. został zatrzymany we Włoszech, Damian D. udzielił wywiadu portalu sport.pl. Zaprzeczył jakoby znał Sharksów. To właśnie krótko po tym powstało zdjęcie z córką „Miśka”, która trzymała kartkę z napisem „WSH znam się i nie wstydzę”.

„Misiek” z radcą prawnym o blond włosach poznał się na weselu. To ona miała zaproponować, że poprawi mu wizerunek medialny i pozwie gazety, które pisały o nim jako o przestępcy. Skończyło się tak, że pozew był bezzasadny, a Paweł M. stracił kilka tysięcy złotych.

Inwestorzy

Mały świadek koronny opisał również kwestie sponsorów, którzy zaczęli zgłaszać się do spółki, bo mylili ją z TS-em. Każdy jednak patrzył na tereny należące do towarzystwa. Jedna firma miała nawet zaproponować 2 mln złotych łapówki w zamian za pierwszeństwo w wykupie. Inwestorów nie zrażały również obwarowania prawne. Powoływali się na wpływy w urzędzie miasta i u prezydenta, ale zdaniem „Miśka” blefowali.

W następnym tekście kulisy zabójstwa „Człowieka”.